[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zauważam, że drży mocniej odemnie.Następne godziny okazują się najgorsze w moim życiu,o ile to w ogóle możliwe, jeśli wziąć pod uwagę całokształt.Ziąb sam w sobie jest torturą, aleprawdziwym koszmarem okazuje się słuchanie Catona, który jęczy, błaga i w końcu tylkopochlipuje, kiedy zmiechy się nad nim pastwią.Bardzo szybko przestaje mnie obchodzić, kimjest i co robił.Chcę tylko, aby jego cierpienia dobiegły końca. Dlaczego po prostu go nie zabiją?  pytam Peetę. Dobrze wiesz, dlaczego  mówi i tuli mnie mocniej.Rzeczywiście, wiem.Teraz żaden widz nie odejdzie od telewizora.Z perspektywyorganizatorów nic nie przebije takiej rozrywki.Męki Catona trwają bez końca, a świadomość jego cierpień kompletnie wypiera mi z umysłuinne myśli, wymazuje wspomnienia, przekreśla nadzieje na przyszłość.Istnieje tylko tu i te-raz, i tak już będzie wiecznie, jestem skazana na chłód, strach1 wsłuchiwanie się w rozpaczliwe jęki dogorywającego chłopaka.Peeta zapada w drzemkę, a za każdym razem, gdy przysypia, wykrzykuję jego imię, corazgłośniej, bo wiem, że jeśli teraz mnie opuści, jeżeli umrze, to z pewnością postradam zmysły.Walczy z sennością, pewnie bardziej dla mnie niż dla siebie, i jest mu trudno, bo utrataprzytomności byłaby czymś w rodzaju ucieczki.Adrenalina w moim ciele nie pozwoliłaby mipójść w jego ślady, więc nie zamierzam go puścić.Nie mogę.241 Jedyny dowód na to, że czas nadal płynie, widać na niebie w postaci powolnej wędrówkiksiężyca.Peeta pokazuje mi go, każe mi potwierdzać, że księżyc się przesuwa.Czasami, tyl-ko przez chwilę, kołacze się we mnie nadzieja, która zaraz gaśnie, ustępując pola koszmarowitej nocy.W końcu słyszę, jak Peeta szepcze, że wschodzi słońce.Otwieram oczy.Gwiazdy gasną wbladym świetle poranka.Teraz widzę, że z twarzy Peeta odpłynęła niemal cała krew.Zostałonam bardzo mało czasu.Wiem, że muszę jak najszybciej sprowadzić go do Kapitolu.Nadal nie słyszymy huku armaty.Przyciskam zdrowe ucho do Rogu i z trudem rozpoznajęledwie słyszalny głos Catona. Chyba jest bliżej.Katniss, dasz radę go zastrzelić?  Peeta patrzy na mnie pytająco.Jeżeli znajduje się u wylotu Rogu, zapewne mogłabym go zabić.W takiej sytuacjidokonałabym aktu łaski. Moja ostatnia strzała jest w twojej opasce uciskowej  przypominam. Bierz śmiało. Rozpina zamek błyskawiczny kurtki, aby mnie wypuścić.Wydobywam strzałę i zawiązuję krępulec z powrotem, na tyle mocno, na ile mi pozwalająskostniałe z zimna palce.Zacieram ręce, usiłuję pobudzić krążenie.Gdy podczołguję się dowylotu rogu i wychylam za krawędz, czuję na sobie ręce Peety, który mnie przytrzymuje.W półmroku dopiero po kilku sekundach dostrzegam Catona w kałuży krwi.Porozrywanystrzęp mięsa, do niedawna mój wróg, wydaje z siebie jakiś dzwięk.Dopiero wtedy sięorientuję, gdzie ma usta.Wydaje mi się że próbuje wypowiedzieć słowo  proszę".Z litości, nie z zemsty posyłam strzałę w jego czaszkę.Peeta wciąga mnie z powrotem.Wdłoni trzymam łuk, na ramieniu pusty kołczan. Koniec z nim?  szepcze Peeta.W odpowiedzi słyszymy armatni wystrzał. Zatem wygraliśmy, Katniss  zauważa głucho. Chwała zwycięzcom  potwierdzam, lecz w moim głosie na próżno by szukać radości.Na równinie rozstępuje się ziemia i jak na komendę do powstałego otworu pędzą pozostałeprzy życiu zmiechy.Znikają, dziura ponownie się zasklepia.Czekamy na poduszkowiec, który zabierze szczątki Catona, nasłuchujemy fanfar, lecz nic sięnie dzieje. Ejże!  wołam w przestrzeń. Co jest grane?W odpowiedzi słyszę jedynie świergot budzących się ptaków. Może chodzi o zwłoki  mówi Peeta. Chyba powinniśmy się od nich odsunąć.242 Usiłuję sobie przypomnieć zasady.Czy rzeczywiście trzeba się oddalić od martwego trybuta,ostatniego wroga na igrzyskach? Nie mogę zebrać myśli, brakuje mi pewności, ale chyba nieistnieje inne wytłumaczenie opóznienia? W porządku  decyduję. Dasz radę dojść do jeziora? Chyba muszę spróbować. Peeta oddycha głęboko.Powoli zsuwamy się z rogu ispadamy na ziemię.Ledwie zginam ręce i nogi, więc jak Peecie w ogóle udaje się poruszać?Wstaję pierwsza, macham rękami, kucam, aż wreszcie uznaję, że pomogę mu wstać.Ztrudem, krok po kroku docieramy do brzegu jeziora.Nabieram w dłonie zimnej wody i daję jąPeecie, drugą porcję wypijam sama.Rozbrzmiewa długi, niski gwizd kosogłosa.Gdy pojawia się poduszkowiec iodtransportowuje ciało Catona, czuję, jak oczy zachodzą mi łzami ulgi.Teraz zabiorą nas.Teraz wrócimy do domu.Jednak nadal nic się nie dzieje. Na co czekają?  jęczy Peeta słabym głosem.W wyniku poluzowania opaski uciskowej iwysiłku związanego z przejściem nad jezioro jego rana ponownie się otworzyła. Nie mam pojęcia  mówię.Bez względu na to, z czego wynika opóznienie, muszęzatamować upływ krwi.Ruszam na poszukiwanie odpowiedniego kijka i niemal natychmiastnatrafiam na strzałę, która odbiła się od kolczugi Catona.Sprawdzi się równie dobrze jak poprzednia.Pochylam się, aby ją podnieść, i nagle słyszęgrzmiący głos Claudiusa Templesmitha. Pozdrawiam ostatnich zawodników Siedemdziesiątych Czwartych Głodowych Igrzysk.Informuję, że wcześniejsza korekta została anulowana.W wyniku bliższego zapoznania się ztreścią regulaminu igrzysk wyszło na jaw, że dopuszczalne jest zwycięstwo wyłącznie jednejosoby  recytuje Claudius. Powodzenia i niech szczęście zawsze wam sprzyja.Rozlega się trzask i zapada cisza.Z niedowierzaniem wpatruję się w Peetę.Czekam, aż dotrzedo mnie znaczenie tych słów.Organizatorzy ani przez chwilę nie zamierzali darować życianam obojgu.Zmienili zasady tylko po to, aby zapewnić sobie najbardziej dramatycznewidowisko w historii igrzysk.A ja, głupia, dałam się na to nabrać. Jeśli się nad tym zastanowić, to wcale nie jest takie zdumiewające  zauważa cicho Peeta.Patrzę, jak z bólem dzwiga się na nogi i rusza w moją stronę.Idzie jak w zwolnionym tempie,jego dłoń wyciąga zza pasa nóż.Odruchowo, zanim zdążę pomyśleć, napinam łuk i kieruję strzałę prosto w jego serce.Peetaunosi brwi i dopiero wtedy widzę, że nie ma już noża w ręce.Broń frunie w kierunku jeziora i243 z pluskiem znika pod taflą wody.Opuszczam łuk, cofam się o krok, a moja twarz płonie, coświadczy wyłącznie o tym, jak bardzo jest mi wstyd. Nie  protestuje Peeta. Nie wahaj się.Kuśtyka ku mnie i wpycha mi broń z powrotem w dłonie. Nie mogę  protestuję. Nie ma mowy. Zmiało  zachęca mnie. Nie czekajmy, aż przyślą z powrotem zmiechy albo jeszczecoś innego.Nie chcę umierać jak Cato. Wobec tego ty mnie zastrzel  proponuję gniewnie, usiłując wcisnąć mu łuk. Zabijmnie, wróć do domu i żyj z tym aż do śmierci!Nie mam żadnych wątpliwości, że natychmiastowa śmierć byłaby łatwiejszym rozwiązaniem. Dobrze wiesz, że tego nie zrobię  wzdycha Peeta i rzuca broń w trawę. Zresztą,wszystko jedno.I tak odejdę pierwszy. Pochyła się i zdziera z nogi bandaż, ostatnią barieręmiędzy jego krwią a ziemią [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •