[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak czy inaczej,znalazłyśmy ją w młynie.- Co pani mówi? Ale po co mu ikona? - O to należałoby spytać jego, ale od wczoraj chłopakskutecznie nas unika.A co pan powie o Koli, pańskimsąsiedzie?- Zwyczajny młody człowiek, małomówny.Właściwienigdy z nim nie rozmawiałem, ograniczaliśmy się dopowitania.- Rozumiem - westchnęłam, wstając z krzesła.%7łeńkapatrzyła stropiona to na mnie, to na Goriemykina, jakby niewierzyła, że naprawdę chcę wyjść.- Cóż, dziękuję za owocnąrozmowę - powiedziałam i podeszłam do drzwi.%7łeńce niepozostało nic innego, jak pójść za mną.- Ale nie powiedziała pani - spłoszył się Iwan Iwanowicz -co ja mam robić.- W jakim sensie?- No.mówić o tym szkielecie?- O tym musi już pan sam zdecydować - odparłam.%7łeńkanie wytrzymała i zajrzała do pokoju.- A co pan ma w szafie? W tej zamkniętej na klucz?Goriemykin ochoczo otworzył szafę.- Nic.Jak widzicie, jest pusta.- A co było tam wcześniej? - zainteresowałam się.IwanIwanowicz westchnął:- No właśnie szkielet.Nie chciałem, żeby postronni.W sumie nie dowiedziawszy się niczego, wyszłyśmy odGoriemykina i poszłyśmy do pensjonatu.- Trzeba było go bardziej przycisnąć, wyśpiewałbywszystko.- Co by ci wyśpiewał, jak nic nie wie.- Rany, tyle czasu straciłyśmy na ten głupi szkielet! I naobiad się spózniłyśmy.Zerknęłam na zegarek, co racja, to racja.- Wiesz co - zatrzymałam się gwałtownie, ponieważ dogłowy przyszła mi pewna myśl.- Dzwoń do tego swojegoprzyjaciela, póki mamy zasięg, i spytaj, czego się dowiedział,oraz podaj mu numery samochodów, którymi przyjechaligoście, niech je sprawdzi.- A czemu tak nagle? - spytała czujnie.- To znaczy, skąd ten pośpiech?- Miałam dwie wersje - wyjaśniłam.Znałam namolność%7łeńki i wiedziałam, że się nie odczepi.- Pierwsza: ktoś dostałhysia na punkcie siły nieczystej i wyprawia tu cuda niewidy.W tej wersji moim głównym podejrzanym był Goriemykin.Teraz jestem prawie pewna, że to zwykły dziwak, który nieskrzywdziłby nawet muchy, nie mówiąc już o popełnieniumorderstwa.Czyli pozostaje wersja numer dwa: wszystko wjakiś sposób koncentruje się na wyspie, a raczej na tym, co siętam znajduje.Tu już mamy całą masę podejrzanych, anajbardziej podejrzany jest pisarz, którego ciągnie do bagna.Twojego blondyna zresztą też.- Zaraz tam mojego.Poza tym wcale nie jest aż takimblondynem.Włosy ma raczej rdzawe, a rdzawe to rdzawe, anie blond.Jak myślisz?- Tak samo.Dzwoń.- Podałam %7łeńce telefon.Szybkowybrała numer, przywitała się i już po chwili zaczęła sięzłościć.Rozmowa przebiegła dość burzliwie, choć trwałajedynie dwie minuty.- A to drań - oznajmiła zirytowana %7łeńka.- Nie miał czasu,widzicie go.No, to teraz już znajdzie czas, już ja się o topostaram.- Kiedy mamy do niego dzwonić?- Jutro.- I co, będzie miał coś dla nas?- Jeśli nie, to lepiej dla niego, żeby szybko popełniłsamobójstwo.Znając %7łeńkę, gotowa byłam się z tym zgodzić.Przyspieszyłyśmy kroku i dziesięć minut pózniej jużwchodziłyśmy przez furtkę.Od razu stało się jasne, że wpensjonacie coś się dzieje.Z werandy dobiegały wzburzonegłosy, zobaczyłam Kolę i Wasilija siedzących na stopniach, apotem resztę gości.Jak się okazało, o obiedzie zapomniałyśmynie tylko my, ale i Maria Pawłowna.Z dwóch powodów:pierwszy to przybycie milicjanta, drugi - znalezienie drugiejdłoni.Leżała zawinięta w szmatkę na parapecie obok pierwszej.Widząc nas, Walera podszedł i szepnął: - Stiepanycz się zmył.- Co?- Poszedł do pokoju się zdrzemnąć, spakował rzeczy i dałdrapaka.- Myśli pan, że on.- To on musi myśleć.- Walera skinął w stronę starszawegomężczyzny w milicyjnym mundurze, który, siedząc wwiklinowym fotelu, oblewał się potem, patrząc smętnie nakolorową szmatkę na parapecie.- Jak znaleziono drugą rękę? - spytałam szeptem.- Postanowili przeczesać całą okolicę i Kola znalazł ją podkrzakiem, obok ogrodzenia, w plecaku.- Pokaże nam pan to miejsce? - spytałam szybko.- Oczywiście.- Walera uniósł brwi.- Ale po co to wam?- Ciekawość.Przecież jesteśmy dziennikarkami.- Myślałem, że łapiecie Kukuja.- Kukuj też nas interesuje.Na tym musieliśmy skończyć rozmowę, ponieważ MariaPawłowna zauważyła nas i powiedziała:- A oto i nasze dziewczęta.Wasiliju Iwanowiczu, wróciłydziennikarki z miasta obwodowego.Wasilij Iwanowicz ztrudem oderwał wzrok od kończyn zawiniętych w szmatkę ispojrzał na nas.- Dzień dobry - powiedziałyśmy chórem.- Dzień dobry - skinął głową bez entuzjazmu.%7łeńka pokazała swoją legitymację, a ja poszłam do pokoju podokumenty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •