[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wysunął więc rękę do tyłu, aż dotknął ściany skrzyni,potem objął Serenity i oparł ramię o jej bark.W ogóle niezaprotestowała, wręcz przeciwnie, przysunęła się trochębliżej.I potem do przodu.Siedzieli, a samolot wznosił sięi wznosił.Czuł jej ciepło, jej drugie ramię oparło mu się napiersi, jej włosy były wszędzie, łaskotały, czuł ich zapach.I ładnie pachniały.Jeśli chodziło o niego, samolot mógł się wznosić nawet naorbitę, byle tylko mogli tak siedzieć.Jednak oczywiście tak się nie stało.Zamiast tego maszynazmieniła położenie, silniki nagle zabrzmiały jakoś inaczej,może nawet stały się cichsze, czego nie umiał ocenić, boi tak miał wrażenie, że ogłuchł.W każdym razie maszynadrżała i podskakiwała, jak gdyby wcale nie lecieli, lecztoczyli się po jakiś zardzewiałych torach, pełnych wybojów.Serenity odwróciła się w jego stronę.Czy dotychczasowapozycja stała się dla niej niewygodna? Puścił ją, chcąc o tozapytać i nagle poczuł twarz dziewczyny tuż przed swoją&& a potem jej usta na swoich wargach, tak nieco z boku,bo nie trafiła dokładnie, jednak wystarczająco blisko, byzdołał pojąć, że go całuje  czule, stanowczo, delikatnie.Cosprawiało, że przez jego ciało jak gdyby przeszedł elektryczny impuls.Niestety, to się skończyło.- Muszę się położyć! - usłyszał wołanie Serenity.- Zrobiłomi się trochę niedobrze od tego chybotania!Christopher dobrze ją rozumiał i chętnie by jej o tympowiedział, ale akurat teraz nie był w stanie wydobyćz siebie chociażby jednego dzwięku, nie wspominając jużo jakimś sensownym zdaniu.Czuł, jak Serenity zmieniapozycję, próbując tak się usadowić, aby o niego niezawadzić.Po kilku próbach ułożył się za nią, na poduszce.Nogami uderzył o ściany skrzyni, ale w sumie nie było takzle.- Robi się coraz chłodniej! - zawołała Serenity.- Tak - odpowiedział Christopher i poczuł, jakdziewczyna sięga po koc i wśród zamieszania naciąga nanich oboje.No jasne, mogli jednak przecież na chwilę zapalić światło.Latarka leżała u stóp Christophera.Nie chciał tego.W tym,że ani trochę się nie widzieli, była jakaś magia.- Niezle śmierdzi! - stwierdziła Serenity.- Nie tak koszmarnie, jak u twojego brata! - odparłChristopher, a Serenity się roześmiała, co przy hukusilników zabrzmiało srebrzyście.Christopher znowu ją objął i znowu nie miała nicprzeciwko.Chwyciła go za dłoń, a on poczuł bicie serca,i nie był w stanie powiedzieć, czy to swojego, czy też jej. Zresztą to nie grało żadnej roli.Marzył tylko, żeby tak leżećaż po kres wszystkich dni.Przemknęło mu przez głowę, że to jak dotądnajszczęśliwsza chwila jego życia. 54 | Serenity obudziło lądowanie samolotu.W pier-wszej chwili w ogóle nie wiedziała, co się dzieje, słyszałajedynie metaliczny zgrzyt i psy ujadające jak szalone, gdynimi samymi okropnie trzęsło.Na szczęście wszystko odbyło się tak szybko, że niezdążyła wpaść w panikę.Zgrzyt pochodził od hamulców.Dało się również zauważyć, że samolot zwalnia.Obawa, żepuszczą pasy mocujące ładunek i ich skrzynia zostaniepogrzebana pod górą paczek oraz paczuszek, nie znalazłapotwierdzenia w rzeczywistości.Spała pomimo ogłuszającego hałasu.Niewiarygodne.W nocy tylko kilka razy zdrzemnęła się w szoferceciężarówki, a to się przecież prawie nie liczyło.- Szkoda  dotarł do niej na wpół zaspany głosChristophera.- Jesteśmy już na miejscu.- Szkoda? Dlaczego szkoda?Chłopak zakasłał.- No tak.Teraz jakoś szkoda mi każdej przemijającejchwili.Wsłuchiwała się w ton jego słów, ale nie potrafiłastwierdzić, co właściwie chciał przez to powiedzieć.Możejeszcze nie całkiem się obudził.- Teraz musimy czekać, aż nas zabiorą? - upewniła się.- Owszem.Samolot zwalniał, aż wreszcie stanął.Gdzieś daleko cośkliknęło, potem maszyna przesunęła się w tył.Rozległ się brzęk, kiedy zatrzasnęły się metalowe rygle mocujące.Potem powietrze wypełnił świdrujący szum, jaki wydajedentystyczne wiertło.- Klapa ładowni - wyszeptał Christopher.- Zaczynająrozładunek.To dobrze czy zle? Tak czy inaczej, najwyrazniej nazewnątrz pojawiło się światło.Nagle przecisnęło sięotworami oddechowymi skrzyni słabym, żółtym poblaskiem,dzięki któremu, po raz pierwszy od kilku godzin, zobaczyłajakiekolwiek kontury.Usłyszała kroki i głosy.To chyba kilkumężczyzn zjawiło się po skamlące ze złością psy.Najwyrazniej stanowiły tutaj najdelikatniejszy ładunek.Kiedy szczekanie i ujadanie ucichły gdzieś w oddali,zrobiło się cicho.W każdym razie ciszej.Silniki nadalgrzmiały, jednak ich dzwięk ledwie dawało się odróżnić odszumu w uszach po tym hałasie towarzyszącym lotowi.- Dokąd teraz? - zapytała Serenity.- Kiedy znajdziemy się na zewnątrz, wsiądziemyw pierwszy pociąg do Paryża.- A tam? Tam muszę wejść do Internetu.Pentabyte-Man miał dodzisiaj zostawić mi wiadomość, dokąd mamy dalej ruszać.To zabrzmiało zdumiewająco mgliście.- I myślisz, że już to zrobił?- Jeśli nie - odparł Christopher - to znaczy, że go złapali.Dobra.W takim wypadku i tak zjawiliby się za pózno. - A pieniądze? - zapytała.- Pieniądze to nie problem.Musimy je tylko wymienić.Clive dał mi dolary.- Tak po prostu?- Miał u mnie dług - wyjaśnił Christopher, Serenityjednak nadal nic nie rozumiała.Usłyszeli zbliżające się odgłosy.Na rampie ładunkowejzadudnił jakiś ciężki pojazd, a chwilę potem paletę, na którejstała ich skrzynka, gwałtownie uniesiono w górę.Serenitywciągnęła powietrze, zdołała jednak powstrzymać okrzykzaskoczenia.Rozpaczliwie starał się zachować równowagę.- Czy ten Jean-Pierre nie mówił przypadkiem, że nasodbierze?Christopher przytaknął.- Też tak to zrozumiałem.Czy w jego głosie zabrzmiał niepokój? Trudno byłostwierdzić, jak to zwykle u Christophera.Z głuchym łoskotem postawiono ich na jakimśchybotliwym podłożu.Co to było? Ciężarówka? Dawało sięodczuć panującą wokół pośpieszną krzątaninę.Jacyśmężczyzni, przekrzykiwali się w obcych, niezrozumiałychjęzykach.Obok z trzaskiem wylądowała druga paleta, kilkachwil pózniej trzecia.Potem ruszyli.Więc jednak znalezlisię na ciężarówce.Ktokolwiek prowadził, pędził jak szalony.Przypuszczalnie spieszyło mu się, a przecież sądził, że wiezie tylko paczki.Serenity musiała mocno trzymać się Christophera, a on, jaksię wydawało, nie miał nic przeciwko.Ona zresztą też nie.Dobrze było trzymać gow ramionach.Kościstego, szczupłego i przyjemnie ciepłego.Pocałunek, którym obdarzyła go po starcie samolotu, wydałsię jej krótki i impulsywny, trochę przypadkowy.Jednak nieżałowała.Wciąż czuła, że był czymś dobrym.Cieszyła się, żema przy sobie Christophera.Na chwilę udało się jejzapomnieć o troskach i strachach, spojrzeć na wszystko jakna szaloną przygodę.Ciężarówka zatrzymała się.Znowu uchwycił ich jakiśwózek widłowy i zdjął z paki.Odgłos ogumionych kółbrzmiał jakoś dziwnie, jak gdyby przemierzali wielką pustąhalę.I w tej hali ich odstawiono, dosyć gwałtownie, tymrazem na stabilne podłoże.Aż trudno uwierzyć, przemknęłoSerenity przez głowę, że niektórzy wysyłają takimtransporterem butelki wina, szkło albo porcelanę.Słyszeli szum oddalającego się wózka.Zaraz potem wróciłz kolejnym ładunkiem, który gruchnął na betonową podłogęzaraz obok.Po trzeciej palecie nastała cisza.Christopher się pochylił [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •