[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jedziemy  zdecydował. Już niewiele zostało  powiedziała Białka. Wiesz, bardzo się zmęczyłam.Poprostu okropnie.Aż się dziwię, że jesteś taki silny.Andrew poczuł się mile połechtany.Białka ruszyła przodem, nie wypuszczając włóczni z rąk.* * *Wzgórza były już blisko.Step zaczął się obniżać.Kopyta koni miękko zapadały sięw ziemię, trawa zrobiła się niższa, ale gęściejsza, usiana kępami bujnych krzewów, któ-re po paruset metrach ustąpiły miejsca zaroślom gigantycznych paproci.Paprocie two-rzyły prawdziwy las, ich liście łączyły się wysoko ponad głowami jezdzców.Zrobiło sięgorąco i duszno, znowu zachciało się pić.Pić i spać.Andrew przestał się czemukolwiekdziwić, tylko trzymał się kurczowo grzywy konia i usiłował nie zasnąć.Pod końskimi kopytami zapadał się i rwał na strzępy mech.Przed nimi, zwalnia-jąc drogę, odpełzały pospiesznie czarne salamandry, przypominające metrowe pijawki.Cuchnęło stęchlizną, padliną, zgniłą, stojącą wodą.54  Zaraz znowu będzie droga  powiedziała Białka.Najpierw jednak było bagnotak głębokie, że koń zaparł się i nie chciał iść dalej.Białka odważnie zeskoczyła dowody, chwyciła wierzchowca przy pysku i poprowadziła za sobą.Andrew poszedł zajej przykładem.Woda była ciepła, czarna, paskudnie śmierdząca.Coś dotknęło gołychnóg.Wokoło, jak tylko okiem sięgnąć, przez pnie gigantycznych paproci prześwitywa-ła taka sama obrzydliwie czarna woda.W pewnej chwili Andrew po raz pierwszy w ży-ciu zobaczył diplodoka.Gad drzemał w bagnie, wyciągnięty na całą długość niczymnieruchomy pień drzewa, i z początku Andrew nawet nie zorientował się, że to zwierzę.Kiedy to pojął, aż zatrzymał się zdumiony niezwykłą rozrzutnością natury.Na widok ludzi dinozaur leniwie uniósł malutką, zgrabną główkę i popatrzył z wy-rzutem na robaczki, które odważyły się zakłócić jego poobiednią drzemkę.Białka odwróciła się i powiedziała: Nie bój się, on je tylko trawę.Jest mądry. Polujecie na nie? Nasi tutaj nie chodzą  odparła dziewczyna. To niedobre miejsce.Można uto-nąć, jeśli nie zna się drogi.Są też węże, które zabijają.Andrew wciąż się oglądał, dopóki diplodok nie zniknął mu z oczu. Dużo ich tu jest?  zapytał. Całkiem mało.Bagno stawało się coraz głębsze.Andrew zaczął się bać, że Białka wpadnie do jakiejśjamy. Hę!  wykrzyknęła dziewczyna. Już jest droga.Bałam się, że nie trafię.Andrew wymacał nogą twardy grunt.Ożywiły się konie, które najwidoczniej uwie-rzyły, że podróż przez bagno wkrótce się skończy.Dno wznosiło się łagodnie, tak że po jakichś dwustu metrach Białka wydostała się nasuchy grunt.Kiedy Andrew też tam dotarł, zobaczył, że Białka stoi na szerokiej, betono-wej drodze, zupełnie takiej samej, jak szosa na stepie. Po co starym ludziom była droga prowadząca do bagna?  zapytał Andrew. Czy można znać pragnienia starych ludzi?  zdziwiła się Białka, zgarniając zeswojego konia kosmyki wodorostów.Potem zawołała Andrewa i pokazała mu czarnąpijawkę zwisającą z podbrzusza zwierzęcia.Chwyciła ją palcami i zręcznie oderwała. Popatrz  powiedziała  na twoim koniu też są.Andrew obejrzał swojego wierzchowca, który stał nieruchomo, jakby rozumiejąc, żeczłowiek chce mu pomóc.Andrew zdjął z jego skóry co najmniej tuzin pijawek.Białka podeszła do niego i spytała: Wszystkie zebrałeś? Chyba tak. A właśnie, że nie!  roześmiała się wesoło, pochyliła się i oderwała czarnego ro-55 baka z nogi Andrewa. Jeżeli zaśniesz w, mokrym lesie  powiedziała,  to się już nie obudzisz.Onewszystką krew wypiją.Zmieszne, prawda?Zerwała kilka wielkich, soczystych liści, przyłożyła je do rany na biodrze, podałaAndrewowi kilka cienkich lian i rozkazała: Przywiąż.Andrew ostrożnie, starając się nie sprawiać jej bólu, założył opatrunek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •