[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zpiesz się waćpanna.Z tymi słowy pan Zagłoba opuścił izbę i udał się wprost do Bohuna.Watażka blady był i osłabiony, ale oczy miał otwarte. Lepiej ci?  spytał Zagłoba.Bohun chciał przemówić i nie mógł.142  Nie możesz mówić?Bohun poruszył głową na znak, że nie może, ale w tej samej chwili cierpienie wyryło się najego twarzy.Rany od ruchu zabolały go widocznie. To i krzyczeć byś nie mógł?Bohun oczyma tylko dał znać, że nie. Ani się ruszyć?Ten sam znak. To i lepiej, bo nie będziesz ani mówił, ani krzyczał, ani się ruszał, a ja tymczasem z knia-ziówną do Aubniów pojadę.Jeśli ci jej nie zdmuchnę, to się pozwolę starej babie w żarnachna osypkę zemleć.Jak to, łajdaku? myślisz, że nie mam dosyć twojej kompanii, że się będędłużej z chamem pospolitował? O niecnoto, myślałeś, że dla twego wina, dla twoich kości itwoich chłopskich amorów zabójstwa będę czynił i do rebelii z tobą pójdę? Nie, nic z tego,gładyszu!W miarę jak pan Zagłoba perorował, czarne oczy watażki roztwierały się szerzej i szerzej.Czy śnił? czy była to jawa? czy żart pana Zagłoby?A pan Zagłoba mówił dalej: Czegoż ślepie wytrzeszczasz jak kot na sperkę? Czy myślisz, że tego nie uczynię? Możesię każesz pokłonić komu w Aubniach? Może cyrulika ci stamtąd przysłać? a może mistrza uksięcia pana zamówić?Blada twarz watażki stała się straszna.Zrozumiał, że Zagłoba prawdę mówi, z oczu strze-liły mu gromy rozpaczy i wściekłości, na twarz uderzył płomień.Jedno nadludzkie wysilenie podniósł się i z ust wyrwał mu się krzyk: Hej, semen.Nie skończył, gdyż pan Zagłoba z szybkością błyskawicy zarzucił mu na głowę jego wła-sny żupan i w jednej chwili okręcił ją całkowicie  po czym obalił go na wznak. Nie krzycz, bo ci to zaszkodzi  mówił z cicha, sapiąc mocno. Mogłaby się jutro głowarozboleć, przeto jako dobry przyjaciel, mam o tobie staranie.Tak, tak, będzie ci i ciepło, izaśniesz smacznie, i gardła nie przekrzyczysz.Abyś zaś opatrunku nie zdarł, to ci ręce zawią-żę, a wszystko per amicitiam, abyś mnie wspominał wdzięcznie.To rzekłszy obwinął pasem ręce Kozaka, zaciągnął węzeł; drugim, swoim własnym, skrę-pował mu nogi.Watażka nic już nie czuł, bo zemdlał. Choremu przystoi leżeć spokojnie  mówił  aby mu humory do głowy nie biły, od czegodelirium przychodzi.No, bądz zdrów; mógłbym cię nożem pchnąć, co może byłoby z lepszymmoim pożytkiem, ale mi wstyd po chłopsku mordować.Co innego, jeśli się zatkniesz do rana,bo to się już niejednej świni przygodziło.Bądzże zdrów.Vale et me amantem redama.Możesięi spotkamy kiedy, ale jeśli ja się będęo to starał, to niech mnie ze skóry obedrą i podogoniaz niej porobią.Rzekłszy to pan Zagłoba wyszedł do sieni, przygasił ogień w grubach i zapukał do Wasy-lowej komnaty.Smukła postać wysunęła się z niej natychmiast. Czy to waćpanna?  spytał Zagłoba. To ja. Chodzże, byleśmy się do koni dobrali.Ale oni tam pijani wszyscy, noc ciemna.Nim sięrozbudzą, będziemy daleko.Ostrożnie, tu kniazie leżą! W imię Ojca i Syna, i Ducha  szepnęła Helena.143 ROZDZIAA XIXDwaj jezdzcy jechali cicho i wolno przez lesisty jar przytykający do dworu w Rozłogach.Noc zrobiła się bardzo ciemna, bo księżyc zaszedł od dawna, a do tego chmury okryły hory-zont.W jarze nie widać było na trzy kroki przed końmi, które też potykały się co chwila okorzenie drzew idące w poprzek przez drogę.Jechali długi czas z największą ostrożnością, ażdopiero gdy dojrzeli już koniec jaru i step otwarty, oświecony nieco szarym odbłyskiemchmur, jeden z jezdzców szepnął: W konie!Pomknęli jak dwie strzały wypuszczone z łuków tatarskich i tylko tętent koni biegł za nimi.Ciemny step zdawał się uciekać spod nóg końskich.Pojedyncze dęby, stojące tu i owdzie przygościńcu, migały jak widma i lecieli tak długo, długo, bez odpoczynku i wytchnienia, ażwreszcie konie postulały uszy i poczęły chrapać ze zmęczenia; bieg ich stał się ociężały i wol-niejszy. Nie ma rady, trzeba zwolnić koniom  rzekł grubszy jezdziec.A właśnie już też i świt począł spychać noc ze stepu.Coraz większe przestrzenie wychylałysię z cienia, rysowały się blado stepowe bodiaki, dalekie drzewa, mogiły: w powietrze wsią-kało coraz więcej światła.Białawe blaski rozświeciły i twarze jezdzców.Byli to pan Zagłoba i Helena. Nie ma rady, trzeba zwolnić koniom  powtórzył pan Zagłoba. Wczoraj przyszły zCzehryna do Rozłogów bez wytchnienia.Długo tak nie wytrzymają, a boję się, by nie padły.Jakże się waćpanna czujesz?Tu pan Zagłoba spojrzał na swoją towarzyszkę i nie czekając jej odpowiedzi zawołał: Pozwólże mi się waćpanna przy dniu obejrzeć.Ho, ho! czy to po braciach ubranie? Niema co mówić: bardzo foremny z waćpanny kozaczek.Jeszczem też takiego pachołka, pókiżyję, nie miał  ale tak myślę, że mi go pan Skrzetuski odbierze.A to co? O dla Boga, zwińżewaćpanna te włosy, boć się nikt co do płci twej białogłowskiej nie omyli.Rzeczywiście po plecach Heleny spływał potok czarnych włosów rozwiązanych przezszybki bieg i wilgoć nocną. Dokąd jedziemy?  pytała związując je obiema rękami i usiłując wsunąć je pod kołpa-czek. Gdzie oczy niosą.144  To nie do Aubniów?Na twarzy Heleny odbił się niepokój, a w bystrym spojrzeniu, jakie rzuciła na pana Zagło-bę, malowała się rozbudzona na nowo nieufność. Widzisz waćpanna, mam ja swój rozum i wierzaj, żem wszystko dobrze wykalkulował.Akalkulacja moja jest na następnej mądrej maksymie oparta: nie uciekaj w tę stronę, w którą cięgonić będą.Owóż, jeśli gonią nas już w tej chwili, to nas gonią w stronę Aubniów, bom teżgłośno się wczoraj o drogę wypytywał i Bohunowi na odjezdnym zapowiedziałem, że tamuciekać będziemy.Ergo: uciekamy ku Czerkasom.Jeśli nas gonić zaczną, to nieprędko, bodopiero wtedy, gdy się przekonają, że nas na drodze łubniańskiej nie ma, a to im ze dwa dniczasu zajmie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •