[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.tak się bałem.Ralph starał się odpowiedzieć jej uśmiechem, lecz bez powo­dzenia.Westchnął ciężko i oparł się o zabite deskami stoisko ze słodyczami.- Teraz spróbuję mu pomóc - powiedziała dziewczyna.Spojrzała na bladą twarz chłopca, na jego zamknięte oczy.- Mam zamiar pomóc ci, nic więcej, Davidzie.Mam zamiar trochę przyspieszyć bieg wydarzeń.Nie przeszkadzaj mi w tym, dobrze? Chcę ci tylko pomóc.Łagodnym, delikatnym ruchem przekręciła mu głowę.Skrzy­wiła się, widząc ślady po duszeniu na szyi.Gdzieś, na sali kina, zwisające resztki balkonu zrezygnowały z beznadziejnej walki o życie i runęły z trzaskiem.Mężczyźni odwrócili głowy jak na komendę, uwaga Cynthii pozostała jednak skoncentrowana na Davidzie.Palcami lewej ręki rozwarła mu usta, palcami prawej delikatnie ścisnęła nozdrza.Przyłożyła usta do jego ust i tchnęła mu w płuca swój oddech.Gdy odsunęła się od niego, puszczając jednocześnie jego nos, pierś Davida, która uniosła się nieco wyżej, opadła.Cynthia znów pochyliła się i wyszeptała mu do ucha:- Wróć do nas, Davidzie.Potrzebujemy cię.I ty potrzebujesz nas.Jeszcze raz wciągnęła powietrze, po czym tchnęła je w usta chłopca.- Wróć do nas - powtórzyła, wydychając z płuc jego i swój oddech.Spojrzała mu w twarz.Miała wrażenie, że samodzielnie od­dycha teraz nieco głębiej, widziała, jak poruszają mu się oczy pod zamkniętymi, sinymi powiekami, nie zdradzał jednak żadnych objawów przebudzenia.- Wróć do nas, Davidzie.Wróć do nas.Johnny rozejrzał się.Mrugał nieprzytomnie oczami jak ktoś, przed chwilą jeszcze bardzo głęboko pogrążony w myślach.- Gdzie Mary? - spytał.- Ten cholerny balkon nie spadł jej chyba na głowę, prawda?- Niemożliwe - odparł Steve.- Została przy starym.- Myślisz, że nadal z nim jest? Że nie słyszała, jak wrzesz­czymy pod niebiosa? Że nie słyszała, jak ten pieprzony balkon runął z pieprzonym hukiem?- Jasne, coś tu nie gra.- No to mamy problem.Wiedziałem, że to jeszcze nie koniec.Chyba powinniśmy jej poszukać.Chodź.Cynthia nie zwróciła uwagi na tę wymianę zdań.Klęczała z twarzą tuż przy twarzy chłopca, obserwując ją z napięciem.- Nie wiem, gdzie jesteś, mały, ale rusz tyłek i wracaj - zażądała.- Czas osiodłać konie i wynieść się z Tej Pomysłowej Dziury.Johnny wziął dubeltówkę i karabin, który podał Ralphowi.- Zostań ze swoim chłopcem i z panią.Póki nie wrócimy.- Tak? A jeśli nie wrócicie?Johnny przez chwilę przyglądał mu się niepewnie i nagle uśmie­chnął się szeroko.- Jeśli nie wrócimy, spal dokumenty, rozbij radiostację i łyknij kapsułkę z cyjankiem.- Co?- A skąd, do kurwy nędzy, mam wiedzieć? Rusz głową.Jedno mogę ci powiedzieć z całą pewnością, Ralph: jak tylko znajdziemy panią Jackson, nasze przygody w tym miasteczku przechodzą do historii.Chodź, Steve.Idziemy lewym koryta­rzem, chyba że masz ochotę na wspinaczkę na Mount Balkon.Ralph odprowadził ich wzrokiem, a kiedy zniknęli w korytarzu, zwrócił się do Cynthii.- Wie pani, co się stało z Davidem? Czy ta cholera dusiła go tak długo, że zapadł w śpiączkę? Ma przyjaciela, który kiedyś zapadł w śpiączkę.Wyszedł z niej cudem.Wszyscy twierdzili, że to cud, ale czegoś takiego nie życzyłbym najgorszemu wrogowi.Jak myślisz, czy on też zapadł w śpiączkę?- Moim zdaniem w ogóle nie jest nieprzytomny, nie mówiąc już o śpiączce.Widzisz, jak drgają mu powieki? Zupełnie jakby zasnął i śnił.albo wpadł w trans.Cynthia uniosła głowę.Ich oczy spotkały się na moment, a po­tem Ralph ukląkł przy synu, naprzeciw niej.Odgarnął mu włosy z czoła i pocałował go pomiędzy brwiami, tam gdzie na skórze widać było lekką pionową zmarszczkę.- Wróć, Davidzie - powiedział.- Proszę, wróć.David oddychał lekko przez zaciśnięte usta.Przykryte sinymi powiekami oczy poruszały mu się nieustannie.4W męskiej toalecie znaleźli martwą pumę z odstrzelonym pra­wie całkiem łbem, sztuk jeden, i martwego weterynarza z otwar­tymi oczami, sztuk jeden.W damskiej toalecie nie znaleźli nicze­go.a przynajmniej tak wydawało się Steve'owi.- Poświeć mi tu, dobrze? - odezwał się Johnny, a kiedy Steve skierował promień latarki na okno, dodał: - Nie, nie tu.Niżej, na podłogę.W świetle latarki dostrzegli kilka butelek po piwie, stojących porządnie po prawej, pod oknem.- Pułapka naszego doktorka.Nie zbite, tylko porządnie od­stawione na bok.Interesująca sprawa.- Nawet nie zauważyłem, że nie ma ich na parapecie.Punkt dla ciebie, szefie.- Chodź no tu.- Johnny podszedł do okna, uniósł je, wyjrzał na ulicę i usunął się na bok na tyle, by Steve też mógł wy­jrzeć.- Rzuć okiem w przeszłość, do chwili gdy przybyliśmy wreszcie do tego wiejskiego pałacu marzeń, mój Stevenie.Jaka była twoja ostatnia czynność przed wślizgnięciem się przez okno do toalety? Pamiętasz?- Oczywiście.Ustawiliśmy skrzynkę na skrzynce, żeby łatwiej nam było wejść.Zepchnąłem górną z dolnej, ponieważ gdyby Entragian zastał je porządnie ustawione, byłoby to jak strzałka, wskazująca mu drogę do nas.- Racja [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •