[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był czas na ponure awantury ze straszącymi duchami.Ludzie bledli, czytając o złośliwości duchów, które miały zawsze dość pospolite maniery i które szczególnie bawiło łamanie krzeseł i otwieranie szaf z wielkim trzaskiem.Kiedy ojciec tych duchów, wesoły dziennikarz nie dostał zaliczki, wprawiał swoją menażerię w szał i podjudzał demony do gwałtownego działania.Duchy robiły wtedy nieznośne awantury i dochodziło do tego, że wydawały groźne pomruki i ciskały przedmiotami ciężkiej wagi w lekkomyślnego lokatora przeklętego domu.Ta seria łgarstw miała wygląd poczciwy, który zmienił się na groźny od czasu ich zmechanizowania i motoryzacji.Nowe łgarstwa, operujące parą i elektrycznością, telefonem i telegrafem, straciły wdzięk, jakim się odznaczał wąż morski, leczący się na falach.Dlatego skwapliwie słuchamy łgarstw nieśmiertelnych, które produkują myśliwi i rybacy.Są to opowieści śliczne i skończą się wtedy dopiero, kiedy zdechnie ostatni zając, a ostatni pstrąg, uczyniwszy olbrzymi skok, padnie na drogę, gdzie zostanie przejechany przez auto.Nie wiadomo jeszcze, kto świetniej łgać potrafi, dobry dziennikarz czy kiepski myśliwy.Połączenie dziennikarza z myśliwym tworzy arcydzieła.Mój przyjaciel, redaktor strzelający, opowiadał mi, że w ubiegłym roku zakatrupił zająca.Podnosi zwłoki zajęcze i zdumiony wykrzyka.Oto zając ma u tylnej nogi dyndającą na sznurku kartkę z adresem naszego wspólnego znajomego.Pokazało się bowiem, że ten łajdak zając, raz już zakatrupiony, został wysłany pociągiem, w którym odżył i z którego wyskoczył, oczywiście, na nową śmierć.To się nazywa mieć pecha.Opowiada ten sam myśliwy, że mierzył raz do zająca, który nagle przysiada i robi łbem takie ruchy, jakby mu dawał znaki.Co się pokazało? Oto za zającem przemykał się lis, przeto mądry zając wszedł w porozumienie z człowiekiem, któremu powiedział na migi:— Co ci po zającu, kiedy możesz ustrzelić lisa? Myśliwy przyznał mu rację i mrugnął tylko:— Uciekaj i udawaj, żem cię nie zauważył!Zwykle myśliwskie psy są takie genialne, widać jednak, że trafia się i zając, wielki spryciarz.Pies mojego przyjaciela dlatego tylko nie mówi, że mu się nie chce, poza tym jednak wszystko umie i wszystko wie, godziny odczytuje doskonale i można mu powiedzieć: „Zbudź mnie o czwartej rano!” — a on równo o czwartej cztery razy szczeknie i nie pozwoli spać swojemu panu.Ten sam pies jest takim skrupulatem, że za najgrubsze pieniądze nie wyjdzie na pole tego dnia, w którym zaczyna się czas ochronny na kuropatwy.Takie łgarstwa opowiadają ludzie o poczciwych psach, nigdy natomiast nie zdarzyło się, aby pies zełgał cokolwiek na temat człowieka.Zdarza się wprawdzie, że sprytny i obrotny kundel wiejski lżę z głodowej rozpaczy i strojeniem min oszuka szlachetnego kmiotka, który się dziwi, że psina nie chce jeść kamieni.Poza tym psy są raczej prawdomówne.A mówi się powszechnie: „Zełgał jak pies”.Sam Mickiewicz wola: „Wleź pod stół i psim głosem ten pozew odszczekaj”.Jawna krzywda dzieje się wiernemu stworzeniu.Rybacy mają mniej materiału do łgarstwa, zresztą łgarstwa ich są bolesne.Jak wiadomo, rybaka poznaje się po sińcach na lewej ręce, które pochodzą od uderzeń skrajem prawej ręki, gdyż rybak w ten sposób pokazuje długość schwytanej ryby.Całe szczęście, że u nas nie ma rekinów, ale i na temat pstrąga zełgać można niezgorzej.Znam jednego łososia, olbrzymich rozmiarów, którego co roku jeden ze sławnych rybaków zakopiańskich zabija zwyczajną laską podczas przechadzki nad brzegiem Dunajca — „Niech ryczy z bólu ranny łosoś!” Idiota, wie o tym rybaku i corocznie powraca po nową śmierć.Cierpliwa ryba…Na Pomorzu znam takiego upiornego węgorza, co ma już chyba ze dwadzieścia metrów długości, bo corocznie wydłużą się w opowieści najmniej o metr, a jest taki chytry, że odbywa długie „piesze” wędrówki z wody do wody, chociaż wie, że czekają na niego ze strzelbą.Ale cóż? Słyszysz szelest czołgającego się potwora, zbliżasz się, a węgorza nie ma; leży tylko długi, czarny, nieruchomy kij.Odejdziesz, a węgorz znowu w „nogi”.Kiedyś jednak i na niego przyjdzie koniec, bo jeśli rybak nie ustrzeli tej pomorskiej anakondy, trzeba będzie ustrzelić rybaka, bo nie można pozwolić, aby ten węgorz urósł do długości kilometra i wykoleił „Bałtycką Strzałę”.Przyznam się, że strasznie lubię słuchać takich historyj, które świadczą, że ludzie maja jeszcze fantazję.A że tam przy tym wieloryb zje tonę bursztynu albo zając ucieknie z pociągu, co to komu szkodzi? Zagłoba jest rozkoszny, a Zagłobięta też.Raz taki jeden łgarz nad łgarze opowiadał w kawiarni straszliwą historię z wojny.— To był szpieg, proszę panów.Nazywał się Dryblas.Złapaliśmy go i ja, niewiele myśląc, kazałem go rozstrzelać.Salwa i już po Dryblasie! Sześć kul w sercu.A ja dla ostrożności wpakowałem mu jeszcze kulę w ucho.Nagle ktoś woła:— Panie! Co pan opowiada? Ja znam tego Dryblasa.o, właśnie wchodzi…Patrzcie, państwo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •