[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeszcze chwila i uderzyli.Było widać, jak padały konie, jak jezdzców wysadzało z siodeł, jak spadali na ziemię, wijąc się wbólach, przebici na wylot.Dopiero po chwili uszu doszedł głuchy odgłos starcia i straszne krzykiludzi, którzy zdążyli umrzeć, kiedy echo ich ostatnich przedśmiertnych jęków jeszcze odbijało sięod skał.Witezie Promienia nie szczędzili mieczy, dobijając tych, którzy zdołali uniknąć ostrza kopii.Pozostali Welimorzanie, z wodzem na czele, przegrupowali szyki i tak jak wprzódy w milczeniu,bez bojowych okrzyków i trąb, szerokim sierpem przypuścili atak na zbójców, którzy wyszli zzaskalnego zwaliska.Rozbójnicy zostali zmieceni - przy życiu nie ostał się ani pieszy, ani konny.Conajmniej połowa poległa już od pierwszego wściekłego uderzenia.Ledwie ucichł przerażającytrzask dwuwerszkowych ostrzy, kiedy w ruch poszły miecze.Welimorzanie coraz ściślej zamykalirozbójników w okrążeniu, niewątpliwie zamierzali zagonić ich nad urwisko i tam wytracić do nogi.Ludzie %7ładoby walczyli do ostatka, ale ich los został już przypieczętowany.Ci z Welimorzan, dlaktórych nie starczyło miejsca w pierwszych szeregach, zatrzymywali wyszkolone konie, stawali naich mocnych zadach, wyciągali z pokrowców łuki i strzelali ponad głowami towarzyszy.Rozbójnicyjeden po drugim spadali z siodeł, ci, którzy jeszcze żyli, ginęli stratowani przez rumaki.Młody przywódca niemal od razu odrzucił tarczę i bił się obiema rękami, rażąc wrogów.Bitwawokół niego była w dwójnasób bardziej zażarta niż gdzie indziej.Złocisty wierzchowiec biłkopytami i gryzł wściekle.Jego pierś i boki okrywała stalowa kolczuga.Z góry było doskonalewidać, jak Winitar starł się z rosłym jezdzcem na dorodnym mlecznobiałym koniu.Oręż i ubiór tegoczłowieka były o wiele bogatsze niż innych, ale walczył niezbyt wprawnie, zwłaszcza jak na przy-wódcę.Jak gdyby nie do końca dowierzał okaleczonej niegdyś prawej ręce.Winitar z łatwościąwytrącił mu miecz, a rozezlony Sanajgau ugryzł swego rywala.Biały koń rozpaczliwie zarżał iszarpnął się, chcąc utorować sobie drogę w ciżbie.To mu się nie udało i wierzchowce prawie sięrozminęły, kiedy Winitar obrócił się w siodle i ciął, kładąc się na zadzie swego rumaka.Zestrasznego rozbójnika nic nie zostało.To, co powlókł dalej oszalały koń, nie było już Zadobą, ba, wogóle nie było ludzkim ciałem.Wczepione w strzemiona haftowanymi butami, po obu stronachsiodła zwisały dwa bezkształtne krwawe ochłapy.Niektórzy z jego ludzi jeszcze w desperacji próbowali uciekać po kamiennym zboczu.Wytracono ich kilkoma strzałami.Welimorzanie byli bezlitośni.Szajka, która przez pięć latgrasowała po leśnych drogach, zginęła u podnóża Wielkich Gór.Cała, co do jednego.Witeziepromienia też chcieli uczestniczyć w pogromie, ale wojowie kunsa Winitara nie potrzebowaliwsparcia.*Uciekinierzy i ich przewodnik przyglądali się bitwie, stojąc na górskiej drożynce w odległościpółtorej wiorsty od miejsca potyczki.Kiedy stało się jasne, jak wszystko się zakończy, Dobrosławzwrócił się do górala.Ochroniarz nie znał języka, więc po prostu wskazał palcem knezinkę, apotem w dół.W odpowiedzi na jego pytające spojrzenie Iczendar pokręcił głową i ręką wskazał wgórę.Knezinka i towarzyszący jej ludzie musieli wpierw stawić się przed obliczem wodza.Dobrosław ostrożnie dotknął ramienia knezinki, która bez sił oparła się o skały.- Chodzmy, pani.Popatrzyła na niego nic niewidzącymi oczami i próbowała zrobić krok, ale nie dała rady izaczęła bezwładnie osuwać się na ziemię.Dobrosław podniósł ją, ostrożnie wziął na ręce i ruszyłprzed siebie po górskiej dróżce.We śnie Komgałowi objawił sięWielki i grozny, zdobny mądrością Bóg. Idz - powiedział - zabij Sigomała w bitwie,Bo już dawno czeka na niego mój próg".Los wojny ich zetknął nazajutrz,I widzi Komgał, że to godny wróg.Takich ludzi jak Sigomał wielu nie ma,drugiego takiego nie znalazłby Bóg.Herosi walczyli.Komgał się poślizgnąłI kolano przygiął, zapłaci za to głową wnet!I rzekł Sigomał: Ja nie chcę takiego zwycięstwa".I podał mu tarczę.Walczą wet za wet.Już w następnej chwili Komgał mógł uderzyć,Lecz w minucie próby zadrżała mu kiść.Nisko się pokłonił wrogowi, do ziemi,Jego szlachetności dał należną cześć.Bóg Wojów ukazał się złemu DagowiI też mu nakazał zabić Sigomała w złości: Choć raz pokaż, tchórzu, prawdziwą odwagę!Już dawno na niego czekają me włości!"
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Menu
- Index
- IGRZYSKA MIERCI 01 Igrzyska mierci
- Michael Judith cieżki kłamstwa 01 cieżki kłamstwa
- Collins Suzanne Igrzyska mierci 01 Igrzyska mierci
- Stuart Anne Czarny lod 01 Czarny lod
- Howatch Susan Bogaci sš różni 01 Bogaci sš różni
- Romanitas 01 Romanitas McDougall Sophia
- DrogaDoWtajemniczenia
- Prawo przyciągania Simone Elkeles
- Dav
- Poematy Slowacki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- osy.pev.pl