[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Płynie teraz prosto w kierunku statku kupieckiego, który zauważyliśmy wcześniej.Z pewnością chce go obrabować.— W takim razie spieszmy z pomocą.Nareszcie mam tego Landolę! Wierzę, że mi się teraz nie wymknie.Unger spoważniał.— Niech pan nie zapomina, że nasz jacht jest mały i tylko od biedy może podjąć walkę z piratami.Łatwiej nam schwytać „La Pendolę” w przystani.W walce na pełnym morzu co najwyżej trochę ją uszkodzimy.Co innego, jeżeli ten statek kupiecki zacznie się bronić: będzie nas dwóch na jednego.Czekajmy więc na rozwój wydarzeń.Każę spuścić żagle, niech nas zobaczą możliwie najpóźniej.Ściągnięto żagle, nabito armaty.Mały jacht płynął ku pierwszej swojej potyczce.Po pewnym czasie rozbójnik morski zbliżył się na dostateczną odległość do statku kupieckiego.Wywiesił czerwoną flagę i wystrzałem armatnim dał znak, żeby statek zatrzymał się.Ten jednak nie usłuchał, zwiększył szybkość i wyszedł z zasięgu strzałów przeciwnika.Niedługo to jednak trwało.Broń piratów miała większą moc.Walili ostrymi pociskami, jeden z nich trafił w pokład, rozłupując drewno.Napastnicy wydali okrzyk triumfu.Odpowiedziały mu jęki wściekłości i rozpaczy ze statku kupieckiego.Po chwili jednak rozległy się dwa strzały, wywołując zamieszanie na statku Landoli.Obydwa bowiem były celne.— Doskonale! — zawołał Unger.— Kupiec ma parę armat na pokładzie i jak widać, zdecydował się bronić.Muszą tam być Anglicy, bo celują znakomicie.Jazda, naprzód! Weźmiemy rozbójnika z drugiej strony.Oba statki strzelały do siebie w dalszym ciągu.Nie było wątpliwości, że przewagę ma „La Pendola”.Nagle jednak naciągnięto jej żagle.— Czyżby chcieli podpłynąć do przeciwnika i sczepić się z nim? — spytał Sternau.— Tak — odparł Unger.— Ale i tamci nie są głupi.Będą uciekać.No, za pięć minut rozpoczynamy.Jacht nie wypuszczał dotychczas dymu, więc oba walczące statki nie zauważyły go do tej pory.Teraz dopiero na widok długiej smugi wydobywającej się z jego komina Anglicy krzyknęli radośnie.„Roseta” zbliżyła się do nich.Kapitan, stojący na pokładzie, zawołał:— Niesiecie pomoc czy zagładę?— Pomoc — odpowiedział Sternau.— Nie poddawajcie się za nic w świecie.— Ani nam to w głowie.Na potwierdzenie tych słów dał rozkaz kolejnej salwy armatniej.Odpowiedzią był stek przekleństw korsarzy.— Do wioseł! Podpłyniemy do kupca — krzyczeli.— Aha! — ucieszył się Unger.— Dostaną łotry za swoje!Mały jacht zbliżył się na taką odległość, że armaty statku pirackiego nie mogły wyrządzić mu szkody.— Ognia! — wydał komendę Unger.Zagrzmiały działa, pociski ugrzęzły w kadłubie „La Pendoli”— Dobrze! A teraz wpakujcie mu porcję kartaczy!Piraci zorientowali się dopiero teraz, że jacht jest groźnym przeciwnikiem.Ale nie mogli sobie z nim poradzić, bo armaty przenosiły ponad tę odległość, a przed strzałami karabinowymi chroniła załogę ściana, ustawiona na pomoście.Landola znalazł się w potrzasku.— Schwytać tę przeklętą łupinę! — rozkazał.Natychmiast zaczęto spuszczać dwie łodzie.— Coraz lepiej — radował się Unger.— Obie pójdą na dno.Sam stanął przy armacie.Właśnie zbliżała się pierwsza, większa łódź.Wycelował starannie i przyłożył lont.Pocisk trafił w dno łodzi i przedziurawił ją na wylot.Większość załogi została zabita, ster połamany na kawałki.Łódź zaczęła tonąć.Ci, co jeszcze żyli, wyskakiwali do wody.Podpłynęła druga, aby ich ratować.Celny strzał i ją zatopił.— Znakomicie! — wołał Unger.— Zasypać ich kartaczami, aby nie mogli dostać się na pokład.Landola pienił się ze złości.Stał przy sterze i wrzeszczał na całe gardło:— Rzucać granaty ręczne! Rozerwiemy tę pchłę na drobne kawałki!Wtedy Sternau krzyknął z mostka kapitańskiego:— Enrique Landola! Witam cię w imieniu Gasparina Corteja z Rodrigandy.Korsarz zbladł.— Rzucajcie granaty! — ryknął głośniej.— Żeby nam ten łotr nie umknął!„Roseta” odpłynęła na taką odległość, aby nie mogły jej dosięgnąć granaty ręczne.Ale teraz groziły jej armaty.Unger podprowadził więc jacht w kierunku steru korsarza tak, by był on w zasięgu jego przedniej armaty.Widząc ten manewr Landola podniósł żagle, chcąc zaatakować „Rosetę” z bliska.Stetek angielski również nie próżnował, choć szkody odczuł dotkliwie.Landola wzięty w dwa ognie zaczął uciekać, zniszczywszy jeszcze na pożegnanie prawą burtę statku kupieckiego.Na ocalonym statku rozległy się radosne okrzyki.Jacht zbliżył się do niego.Sternau i Unger weszli na pokład.— Dziękuję panom za pomoc — rzekł kapitan, ściskając im ręce.— Wasz jacht to prawdziwy bohater.— I pański statek spisał się dzielnie.— Spełniłem tylko swoją powinność.Ciekaw jestem, czy ten pirat zechce mnie znowu zaatakować.— Chyba nie, bo miałby sprawę i z nami.— Wygląda na to, że zamierza pan mi towarzyszyć.— Nie panu, ale jemu.Szukam go od dawna i teraz nie wypuszczę z rąk.— To znaczy, że ma pan z nim jakieś porachunki?— Tak.Czy zechce mi pan wyświadczyć pewną grzeczność?— Chętnie.— Niech pan zamelduje we wszystkich portach, że walczył pan ze statkiem „Lion”, którego kapitanem jest niejaki Grandeprise.Niech pan doda, że statek ten nazywa się teraz „La Pendola”, a kapitan ukrywa się pod fałszywym imieniem i nazwiskiem Enrique Landola.W ten sposób będzie go łatwiej schwytać.Co do mnie, to pozornie płynąc za wami do Kapsztadu, zmylę jego czujność.Nie będzie przypuszczał, że go ścigam.— Dlaczego chce się pan z nim rozprawić?Sternau opowiedział kapitanowi to, co uważał za konieczne, po czym wrócił na swój jacht.Popłynęli na południe.Statek Landoli trzymał się kierunku wschodniego.Po pewnym czasie, gdy jacht był już w takiej odległości, że nie można go było z „La Pendoli” zobaczyć, Unger popłynął również ku wschodowi.Landola rzeczywiście przypuszczał, że jacht zmierza do Kapsztadu.Zaniepokoiły go słowa, które mu rzucił nieznajomy, nie domyślał się jednak, kto to może być.W każdym razie nie chciał się pokazywać w Kapsztadzie, choć miał tam ważne sprawy.Aby nikogo nie spotkać, płynął nieco na zachód od zwykłego szlaku statków.Potem zaś posterował ku południowi i około północy zbliżył się do niewielkiej wyspy koło Kapsztadu.Znalazłszy tu o świcie samotną zatokę, spuścił kotwicę.Natychmiast napisał list do swego zaufanego agenta w Kapsztadzie i wręczył go dwóm silnym ludziom.Wsiedli do łodzi wiosłowej i popłynęli do Kapsztadu.Gdy łódź przybiła do brzegu, jeden pozostał w niej, drugi zaś udał się do agenta.— To szczęście, żeście się ukryli — powiedział przeczytawszy list.— Pewien Niemiec, który tu przybył wczoraj na swoim jachcie parowym, rozpowiada wszędzie, że kapitan Landola jest osławionym Gradeprisem.— Czy ten Niemiec jest jeszcze tutaj?— Tak, skupuje węgiel do maszyny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •