[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W końcu, gdy odchylił się na krześle i niewinnie zapytał czy miałabyochotę polizać jego kiełbasę, Sabrinie puściły nerwy.Przewracająckielich, który z cały czas uprzejmie uzupełniał, podskoczyła do góry iodbiegła od stołu, nie zwracając uwagi na jego troskliwe wołanie.Dał jej nawet dość sporo czasu na przygotowanie, nim zjawił się wsypialni.Lecz Sabrina wiedziała, że nawet po najdłuższychprzygotowaniach nie byłaby gotowa na tego wielkiego, niebezpiecznegonieznajomego, który teraz był jej mężem.Głuche bicie jej serca odliczałominuty.Jej palce u nóg drgały pod warstwą kołder.Gdy wreszcie zjawiłsię Morgan, Sabrina spokojnie i chłodno zasugerowała, byprzedyskutowali warunki tego małżeństwa; małżeństwa pozbawionegoprzyjemności, którymi zwykle obdarzają się małżonkowie.Zmarszczyłabrwi.Zgodził się, prawda?93 Sabrina mimowolnie rozmyślała o wszystkim tym, co powiedziała jejwcześniej matka.Nie mogła uwierzyć, że pastor, sługa boży, dałMorganowi prawo do robienia wszystkich tych ciemnych i tajemniczychrzeczy z jej ciałem.Obrazy przewijały się w jej głowie.Bezwstydne.Władcze.Szokujące.Lecz sugestia jej matki, by rzucić magicznie czułezaklęcie na Morgana, jeszcze bardziej nie dawała jej spokoju.Zaklęcie,które ostudzi jego temperament i dostosuje go do jej potrzeb i woli.Zaklęcie, którym zaczaruje jego wielkie, nieustępliwe ciało.Swoimirękami.nogami.ustami.Sabrina zaczęła wachlować się kołdrą, poczym wyskoczyła nagle z łóżka rozpalona swoimi karygodnymi myślami.Otworzyła okno, a wiatr ochłodził jej rozpalone czoło.Jesień jużuciekała, goniona przez bezwzględną rękę zimy.MacDonnellowie znówurządzili hulankę.Z tej strony rezydencji musiała wychylać się przezokno, by usłyszeć ich zabawę, lecz gdy wiatr zmienił kierunek, przywiódłna swych skrzydłach pijany głos ryczący piosenkę.Hej synu, jak dziewki zadowolić - sposobem się nikt nie chwali,zadrzyj im kiecki do góry i daj swe dziesięć.Sabrina zatrzasnęła okno i popędziła do łóżka, znów zmrożona doszpiku.Zasunęła kołdrę na głowę, mając nadzieję, że wyciszy dudnieniezbliżających się kroków.Po kilku minutach zorientowała się, że to tylkojej serce waliło jak oszalałe.Wyjrzała spod kołdry.Nawet Pugsley przerwał swój czujny sen.Jegobeztroskie chrapanie roznosiło się po całym pokoju i korytarzu.Sabrinaopadła na poduszki a wyczerpanie sączyło się z jej ciała jak narkotyk.Gdy jej powieki wreszcie opadły, ostatnia myśl przedarła się do jejświadomości.Może Morgan wcale nie miał zamiaru przyjść.Może właśnie zabawiał się z członkami swojego klanu, wznosząctoast za swój ostatni okrutny żart na Cameronach.Wiedziała, że powinnawłaściwie poczuć ulgę, lecz skuliła się pod kołdrą, mając nadzieję, żenadchodzący sen ukoi ten dziwny ból w jej94 sercu.Jej podbródek drżał, obijając się o mostek, gdy nagle z hukiemotworzyły się drzwi.Jej mąż wpadł do sypialni, ukazując jej swoją piękną sylwetkę.Zatrzasnął drzwi i ruszył przez komnatę.Jego ramiona płynęły niczymstatki.Nim Sabrina zdążyła zauważyć sztylet, który dzierżył w ręce, jegośmiercionośny koniec przycisnął jej gardło.- Rozbieraj się, podstępna wiedzmo! - warknął.- Albo uczynię cię dziśw nocy moją żoną, albo padnę tu trupem!95 Rozdział 7Sabrina poślubiła szaleńca.Koniuszek sztyletu zadrżał.Morganzachwiał się niebezpiecznie.Sabrina wcisnęła głowę głębiej międzypoduszki, odsuwając się, ile mogła od zimnego ostrza i zastanawiała sięczy kościół uznałby morderstwo za podstawę do unieważnieniamałżeństwa.- Ty podstępna wiedzmo! - powtórzył, wydając przy tym groznopomruk.- Jak śmiesz tak leżeć i mrugać do mnie tak niewinnie? Nie maszzupełnie nic na swoje usprawiedliwienie? - Zmrużył oczy, jak gdyby miałtrudności z ostrym widzeniem.Szklisty połysk zmatowił jego zrenice.Myśli Sabriny dryfowały po w jej głowie tak szybko, że nie mogłażadnej z nich dokładnie uchwycić.Przecież widziała jak Morgan pił tylkowodę do kolacji.Czyżby upił się potem ze swoimi ludzmi?- Może zdecyduj najpierw, w jakiej kolejności chcesz mnie zgwałcić izamordować - powiedziała spokojnie.- Jeśli nie odejmiesz miecza odmego gardła, nadziejesz mnie.- To byłaby prawdziwa przyjemność.Miecz czy nie? Ostrożnie ujęłaostrze między swoje palce i odsunęła je odgardła.Prosty ruch zachwiał równowagą Morgana.Potknął się,wymachując w powietrzu sztyletem.Odzyskał równowagę, oparłszy się okolumnę loża.Jego brązowa skóra nabrała ziemistego koloru.Drugą rękęowinął wokół brzucha, jak gdyby chciał przytrzymać go na swoimmiejscu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •