[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To właśnie próbowało wykrzyczeć moje serce, lecz Ty namaściłeś moje wargi miodem i zmusiłeś mnie, abym krzyczał: “Miłujcie się! Miłujcie się!"- Panie! - jęknął.- Nie potrafię walczyć z Tobą.Poddaję się.Bądź wola Twoja!Ledwo to powiedział, poczuł ulgę.Opuścił głowę na piersi jak ospały ptak, zamknął oczy i zasnął.Zaraz też przyśniło mu się, że spod koszuli wyciągnął jabłko, rozpołowił je, wyjął pestkę i zasiał ją w ziemi.Nasienie zakiełkowało natychmiast.Krucha roślinka przebiła twardą skorupę i wypuściła łodygę, z której wyrosły gałęzie, liście, kwiaty - a na końcu pojawiły się owoce: setki czerwonych jabłek.Na kamieniach rozległy się kroki, człowieka.Sen Jezusa spłoszył się i zniknął.Syn Marii otworzył oczy i zobaczył, że ktoś przed nim stoi.Szczęśliwy, że nie jest już sam, bez słowa powitał ciepłą obecność drugiego człowieka.Nocny gość podszedł bliżej i ukląkł.- Musisz być głodny - powiedział.- Przyniosłem ci chleb, miód i ryby.- Kim jesteś, bracie?- Jestem Andrzej, syn Jonasza.- Wszyscy mnie opuścili.Tak, to prawda, jestem głodny.Dlaczego akurat ty, bracie, o mnie pamiętałeś i przyniosłeś mi chleb, miód i ryby, wszystkie te dary Boże? Najbardziej upragniony dar to dobre słowo.- Przynoszę ci je również - odparł Andrzej.Ciemność dodawała mu odwagi.Jezus nie widział jak młodzieńcowi trzęsą się ręce.Nie widział też, jak dwie łzy toczą się po jego bladych policzkach.- Zacznij więc od dobrego słowa - powiedział Jezus i z uśmiechem wyciągnął do niego rękę.- Rabbi, mój Nauczycielu - szepnął syn Jonasza i pochylił się, by ucałować stopy Jezusa.ROZDZIAŁ XIVCzas to nie pole, które da się wymierzyć w łanach, ani nie morze, którego miarą są mile; czas jest jak bicie serca.Jak długo trwały te zrękowiny? Dni? Miesiące? Lata? Syn Marii wędrował, radosny i pełen miłosierdzia, od wioski do wioski, od góry do góry; albo płynął z jednego brzegu jeziora na drugi, ubrany na biało jak pan młody.Jego narzeczoną była ziemia.Gdy tylko uniósł stopę, miejsce, po którym stąpał, zarastało kwiatami.Gdy spoglądał na drzewa, te obsypywały się kwieciem.Ledwo wszedł na pokład łodzi rybackiej, jej żagiel wypełniał się wiatrem.Ludzie słuchali go, a glina, z której ich ulepiono, zamieniała się w skrzydła.Przez cały okres tych zrękowin ktokolwiek podniósł kamień, znajdował pod nim Boga; ktokolwiek pukał do drzwi, temu otwierał Bóg; kto spojrzał w oczy przyjacielowi lub wrogowi, ten widział w jego źrenicach uśmiechniętego Boga.Faryzeusze potrząsali z oburzeniem głowami.- Jan Chrzciciel pości i płacze - mówili z matowym blaskiem w oczach - rzuca groźby, nie uśmiechy.A ty, gdziekolwiek odbywa się wesele, ty jesteś pierwszy do zabawy.Jesz, pijesz i śmiejesz się z innymi, a niedawno na weselu w Kanie tańczyłeś nawet z młodymi niewiastami.Jak ci nie wstyd? Kto kiedy słyszał, żeby prorok weselił się i tańczył?Odpowiadał im z uśmiechem:- Faryzeusze, bracia moi, nie jestem prorokiem lecz oblubieńcem.- Oblubieńcem? - jęczeli faryzeusze, sprawiając wrażenie, jak gdyby zaraz mieli podrzeć na sobie szaty.- Tak, bracia faryzeusze, oblubieńcem.Wybaczcie, ale nie umiem wam tego inaczej wytłumaczyć.Odwracał się do swoich towarzyszy, Jana, Andrzeja i Judasza, do chłopów i rybaków, którzy porzucili swe pola i łodzie, żeby pójść za nim, zauroczeni pięknem bijącym z jego twarzy, i do kobiet, które przybyły z niemowlętami na rękach.- Radujcie się, dopóki oblubieniec jest między wami - mówił im.- Przyjdą dni, gdy zostaniecie wdowami i sierotami, ale ufajcie Ojcu.Spójrzcie na ptaki w powietrzu.Nie orzą, nie sieją, a Ojciec Nasz karmi je.Popatrzcie na kwiaty.Nie przędą, nie tkają, a jakiż król może ubrać się z równym przepychem? Nie myślcie o swoim ciele, o tym co będzie jadło i piło czy nosiło na sobie.Wasze ciało z prochu powstało i w proch się obróci.Troszczcie się o królestwo niebieskie i o duszę swoją.Judasz słuchał go ze zmarszczonymi brwiami.Nie dbał o królestwo niebieskie.Jego zmartwieniem było królestwo ziemskie - nie cała ziemia nawet, ale Izrael, na który nie składały się modlitwy i chmury; lecz ludzie i kamienie.Barbarzyńscy Rzymianie deptali jego ziemię.Wpierw trzeba było ich przepędzić, a dopiero potem myśleć o królestwie niebieskim.Jezus dostrzegł zmarszczone czoło rudobrodego i odczytał ukryte myśli.- Niebo i ziemia to jedno, Judaszu, bracie mój - mówił uśmiechając się do niego, - kamienie i chmury to jedno.Królestwo niebieskie nie wisi w powietrzu - jest w nas, w naszych sercach.O sercu właśnie mówię.Zmieńcie swoje serca, a niebo i ziemia padną sobie w objęcia, Izraelici i Rzymianie także - i zapanuje jedność.Ale rudobrody ukrył tylko głębiej swoje oburzenie, z trudem zmuszając się do dalszej cierpliwości.“Ten człowiek nie wie, co mówi - mruczał pod nosem.- Żyje w świecie marzeń i pojęcia nie ma, co się wokół niego dzieje.Moje serce odmieni się tylko wraz ze światem wokół mnie.Dopiero gdy Rzymianie opuszczą ziemię Izraela, poczuję ulgę!"Któregoś dnia młodszy syn Zebedeusza zwrócił się do Jezusa:- Wybacz, Rabbi - powiedział - ale nie znajduję w sercu miłości dla Judasza.Kiedy się do niego zbliżam, z jego ciała bucha jakaś mroczna siła, jakby tysiące drobnych igieł; niedawno widziałem jak czarny anioł szeptał mu coś do ucha."Ciekawe co mu powiedział?- Chyba wiem, co to było - westchnął Jezus.- Co? Boję się, Rabbi.Co takiego?- Dowiesz się we właściwym czasie.Sam nie wiem tego dokładnie.- Dlaczego zabierasz go ze sobą, czemu pozwalasz, żeby był z tobą w dzień i w nocy? Dlaczego, gdy zwracasz się do niego, twój głos jest łagodniejszy, niż kiedy przemawiasz do nas?- Tak musi być, Janie, mój bracie.On potrzebuje więcej miłości.Andrzej nie odstępował nowego nauczyciela na krok; z każdym dniem świat wokół niego stawał się piękniejszy.Nie świat - jego własne serce! Jedzenie i śmiech nie były już grzechem, ziemia stwardniała pod jego stopami, niebo pochylało się nad ziemią jak ojciec, a dzień Pana nie był już dniem gniewu i pożogi, nie był końcem świata - lecz żniwami, winobraniem, weselem i tańcem: był nieustannym odradzaniem się dziewictwa ziemi.Każdy świt był jak powtórne narodziny; każdego ranka Bóg odnawiał obietnicę, że ujmie świat w swoją świętą dłoń.Z upływem dni serce Andrzeja ukoiło się.Zaprzyjaźnił się ze śmiechem i jadłem, jego blade policzki nabrały rumieńców [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •