[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trudno przechytrzyć starego lisa, ale tym razem się udało, Mama przestaje płakać i wpatruje się we mnie zdumiona.Jej oczy mówią: “Cuda się zdarzają".To jedno z rzadziej używanych “znaczących spojrzeń" Mamy.- Więc to tym się zajmowałeś w czasie programu Mary Tyler.Kiwam głową.- Ależ to będzie kosztowało majątek, Jacky.Co brakuje lekarzom z Perpetual?- Tato sobie tego życzy.Całe leczenie jest objęte systemem ubezpieczeniowym, więc zapłacicie tylko dwadzieścia procent.Kto zasługuje na lepszą opiekę niż Tato?Nie ma na to odpowiedzi.Wytrąciłem jej broń z ręki.- A teraz, Mamo, wracaj do łóżka.Wszystko będzie dobrze.Trzeba tylko trochę cierpliwości i jakoś się sprawy ułożą.Wychodzi, nie mówiąc więcej ani słowa.Leżę w ciemności i nie mogę zasnąć.Rozdział 19O dziesiątej trzydzieści schodzimy do warsztatu zapłacić rachunek za naprawę.Dostajemy pisemne pokwitowanie zakupu części w Filadelfii.Samochód jest gotowy: biedne chłopaki zasuwały na całego, kiedy my jeszcze spaliśmy w najlepsze.Tato spokojniejszy, chyba dobrze mu zrobiło to, że się tak wyzłościł po ciemku.Suniemy przez piękny krajobraz Pensylwanii.Tato wspomina, jak będąc w szkole średniej marzył o studiach na Penn State, uniwersytecie położonym niedaleko od szosy, którą teraz jedziemy.Chcemy dojechać bez zatrzymywania się aż do samej Filadelfii.Tam zajedziemy do przyjaciół rodziców, nazwiskiem Hill.Ich dom stoi na przedmieściu, zwanym Bala-Cynwyd.Późnym popołudniem docieramy na miejsce, czyli do Filadelfii, ale zanim udaje nam się trafić do Hillów, jest już siódma wieczór.I nikogo w domu.Ściemnia się, a my nie mamy dokąd pójść.Hillowie byli uprzedzeni o naszym przyjeździe, spóźniliśmy się najwyżej o jeden dzień.A jutro powinniśmy dostarczyć krypę szefowi gangu.Tato raz jeszcze wyciąga list od Hillów.Są w nim wskazówki, co mamy robić, gdybyśmy nie zastali ich w domu.Piszą, że klucz jest schowany na półeczce po lewej stronie tylnych drzwi balkonowych, od wewnątrz.Obchodzimy dom od tyłu.Istotnie, są tam oszklone drzwi, ale zamknięte od środka na staromodny haczyk.Zaglądamy, ale z zewnątrz nie widać, czy klucz leży tam, gdzie miał leżeć, czy nie.Dom jest szpanerski jak diabli i położony w szpanerskiej dzielnicy.Wszystkie okoliczne domy są klasy co najmniej stu pięćdziesięciu tysięcy dolarów.Nie zdziwiłbym się, gdyby nadjechał tu teraz wóz opancerzony z oddziałem wąsatych herosów i przypuścił na nas szarżę z użyciem broni i gazów łzawiących.Wokół roją się świetliki; w Los Angeles ani w Paryżu nigdy się ich nie spotyka.Co mi któryś zaświeci z boku, myślę, że to punktowiec i że już po nas.Tato patrzy na mnie pytająco.- Trzeba się będzie włamać, Billy.Oni się nas spodziewali, po prostu przez pomyłkę musieli zamknąć oszklone drzwi.Tata jest jednak nieobliczalny: jakby nigdy nic, pakuje nas na piętnaście do dwudziestu lat do pudła za włamanie na teren prywatnej posesji.Znajduje piwniczne okienko z pękniętą szybą.Manipulujemy szybą tak długo, aż wykrusza się kit.Wyjmujemy oba kawałki szkła, otwieramy okienko i spuszczamy się do piwnicy.Idziemy na górę, do szklanych drzwi.Klucz leży, gdzie miał leżeć.Tato schodzi z powrotem do piwnicy i wpasowuje połówki szyby na miejsce.To już trochę przesadził.Nie chce, żeby Hillowie się połapali, że dali plamę i zamknęli nam drzwi przed nosem.Nigdy nie zrozumiem tego pokolenia.Na stole w jadalni leży kartka z wiadomością, że w lodówce jest piwo i kanapki.Hillowie wiedzą, że Tato jest pies na włoskie kanapki z kupą sera, ostro przyprawionego mięsa, pomidorów, sałaty i czego się da na dokładkę.Zawsze to jakieś urozmaicenie po pizzy.Jest jeszcze dopisek, że poszli do znajomych i wrócą późno.Rozprawiamy się z kanapkami.To chyba filadelfijska wersja tacos.Zalewamy piwem.Potem przechodzimy do salonu.O rany, jaki to piękny dom! Na ścianach wiszą trzy obrazy Taty.Siadamy w niskich pufach, w salonie wyłożonym od ściany do ściany rubinowym dywanem.Jakby siedzieć we wnętrzu serca.Tato opowiada mi o Hillach.Pat jest fizykiem, a Rita, jego żona, matematyczką.Mają czwórkę dzieci, dwoje mniej więcej w moim wieku.Jedna córka studiuje na Harvardzie, druga w MIT.Młodsze dzieci też są genialne.Tato nie ma właściwie przyjaciół artystów.Wszyscy jego kumple to naukowcy: biochemicy, fizycy, astronomowie, matematycy albo lekarze i dentyści.Może minął się z powołaniem.Zdecydowanie tkwi w nim żyłka naukowca.Ma mnóstwo pseudonaukowych koncepcji i pytań.W kółko czyta wariackie książki o czarnych dziurach albo o inżynierii genetycznej.Próbuje wyjaśniać zjawisko grawitacji albo opracowuje na pół serio wszechogarniające teorie pola wszechświata.Z drugiej strony, naukowiec byłby z niego żaden.Zanadto bagatelizuje dane i sprawy pamięciowe.Brak mu nieodzownych naukowcowi klapek na oczach; zawsze dostrzega zbyt wiele aspektów, najczęściej więcej, niż ich jest w istocie.Po domu pęta się mnóstwo zwierząt.Po pierwsze, pies imieniem Natasza zbiega na dół, kiedy gramolimy się do piwnicy.Nie szczeka, tylko zawołany po imieniu podchodzi do Taty i obwąchuje go.Jest to przerośnięty, szarawy pudel.Spomiędzy mebli wyślizgują się dwa czy trzy koty.Mrucząc ocierają się o nas, po czym odchodzą do swoich spraw.Na górze odkrywamy średniej wielkości boa-dusiciela, dwa myszoskoczki, trzy akwaria z rybkami, sześć czy siedem jaszczurek, zwierzątko o wyglądzie młodej wiewiórki, bandę chomików.Istne domowe zoo.W salonie stoi wielki fortepian, w rogu wiolonczela, przy kominku leży róg francuski, a na fortepianie sterta nut [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •