[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To Rachela wyszła tamtędy.Odwrócił się i zobaczył, że majster mówi coś do swoich ludzi stojąc nad dołem.Przez chwilę się zastanawiał, czy ma wrócić i dalej go przekonywać."Nie powinienem był podchodzić do niego - pomyślał.- Trzeba było przywołać go i wyłajać za tę bójkę przy bramie.Nie powiedziałem nawet połowy tego, co chciałem powiedzieć.To przez tę kobietę z jej gadaniną i zuchwałą, ruchliwą twarzą.Bywają kobiety mocniejsze niż bramy i kraty przez samo swoje nieuctwo.Powinienem był skarcić ją za arogancję, nauczyć, gdzie jest jej miejsce.Kiedy zobaczę ją następnym razem samą, pomówię z nią spokojnie i wytłumaczę, jak powinna się zachowywać." Usłyszał stukot podbitych gwoździami sandałów i wiedział, że to nadchodzi człowiek przypominający z wyglądu kołek.Odwrócił się, by spojrzeć.Ojciec Adam szedł swoim zwykłym krokiem - ani szybkim, ani wolnym, ale tak, jakby nigdy nie robił nic innego, tylko chodził tak dzień za dniem, oczekując na polecenia i odbierając je - bezosobowo, beznamiętnie, bez narzekania.Stał teraz przed swoim przełożonym, ze złożonymi rękami, jak lalka namalowana przez dziecko, lecz z twarzą o wyrazie zbyt zagadkowym jak na pracę dziecka, z ramionami i włosami jakby domalowanymi później.Stał miedzy Jocelinem a jego mocno spóźnionym posiłkiem, trzymając w ręku następną sprawę do załatwienia.- Nie mogliście zaczekać z tym, ojcze Adamie?"Ojcze Anonimie."Ojciec Anonim wyskrzeczał odpowiedź swoim usłużnym głosikiem.- Sądziłem, że zechcecie przeczytać to od razu, księże dziekanie.Jocelin westchnął i znużony, poirytowany i dziwnie wyzuty z radości powiedział:- No więc pokażcie.Odwrócił się ku wschodowi, podnosząc list w rękach tak, by padało nań słońce.W miarę jak czytał, twarz mu się rozjaśniała; malujący się na niej gniew przeszedł w zadowolenie, a potem w radość.- Dobrzeście zrobili pokazując mi to.Padł na kolana, przeżegnał się i złożył Bogu dzięki.Ale fala radości zmusiła go do powstania i podążenia tam, gdzie majster rozmawiał ze swym pomocnikiem Jehanem.Gdy dziekan podszedł, Roger odwrócił wzrok od Jehana i powiedział:- Nie natrafili jeszcze na żwir.A jeśli woda nadal będzie się podnosić, możemy czekać całe tygodnie, zanim się da kopać głębiej.Może i miesiące.Jocelin uderzył ręką w list.- Tu jest odpowiedź na to, co mówisz, synu.- To?- Ksiądz biskup przypomniał sobie o nas.Nawet gdy klęczy przed Ojcem Świętym w Rzymie, pamięta o swoich owieczkach.- Ksiądz dziekan nigdy nie rozumie tego, co mówię - odrzekł ze zniecierpliwieniem majster.- Powiedziałem, że pieniądze nie mogą zbudować tej wieży.Zbudowana ze złota opadnie w ziemię jeszcze głębiej.Jocelin ze śmiechem potrząsnął głową.- Powiem ci, o co idzie, a będziesz spał spokojnie.On nie przysyła pieniędzy.Bo cóż ostatecznie znaczą pieniądze? Przysyła coś nieskończenie bardziej cennego.-Fala wzruszenia ogarnęła dziekana, a wraz z nią głos jego wzniósł się wyżej.Objął majstra ramieniem i przytulił.- Umieścimy to w kamieniu na samym szczycie wieży, gdzie pozostanie do skończenia świata.Ksiądz biskup przysyła nam Święty Gwóźdź.Zdjął rękę z majstra, którego twarz miała wyraz nie-przenikniony, i popatrzył w głąb zalanej słońcem nawy.Zobaczył siwą głowę ojca Anzelma i poczuł nagle, że życie bez balsamu pociechy jest nie do zniesienia.Ruszył prawie biegiem przez nawę ku starcowi wymachując trzymanym w ręku listem.- Ojcze Anzelmie!Tym razem ojciec Anzelm podniósł się i wstał.Zrobił to wolno, jakby z trudem znosił swoje męczeństwo.I dla dopełnienia tego pięknego obrazu zakaszlał cichutko, ledwo dosłyszalnie trzy razy.Twarz jego była chłodna i obojętna.- Ojcze Anzelmie! Przyjaźń to cenna rzecz.Nadal obojętność.Unoszony rozpierającą go radością, Jocelin spróbował raz jeszcze:- Czymżeśmy na nią zasłużyli?- Czy to prawdziwe, czy retoryczne pytanie?Jocelin ogarnął go czułym spojrzeniem.- Chciałbyś przeczytać ten list?- Czy to rozkaz księdza dziekana?Jocelin roześmiał się głośno [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •