[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zostajesz, Ram.I nie próbuj się kłócić.- Kłóciliśmy się o to już wcześniej.Nie ustąpił.Ruszyliśmy naprzód.Narayan oraz jego zbrojni szli za mną.Podobnie zresztą, jak zapach strachu.Zatrzymałam się dwie stopy od namiotu, przecięłam ostrzem płótno.Puściło bez najmniejszego szelestu.Zbrojny poszerzył na tyle szczelinę, by Narayan mógł się wśliznąć do środka.Kolejny zbrojny wszedł za nim, potem ja, a na końcu ten pierwszy.Wewnątrz było ciemno.Narayan delikatnymi dotknięciami nakazał wszystkim się zatrzymać.Był cierpliwym myśliwym.Znacznie bardziej niż ja byłabym na jego miejscu, wiedząc, że za chwilę może wzejść księżyc i rozproszyć ciemność.Jego poświata była już widoczna nad horyzontem, kiedy zbliżaliśmy się do namiotu.Narayan ruszył naprzód, powoli, ostrożnie, by niczego nie potrącić.Jego zbrojni byli równie dobrzy jak on.Nie mogłam dosłyszeć ich oddechów.Musiałam polegać na nadprzyrodzonych zmysłach, by na nic nie wpaść.Czułam obecność Wirującego Cienia, ale nie potrafi­łam go zlokalizować.Narayan zdawał się wiedzieć, dokąd iść.Przed nami powinny być zasłony.Z zewnątrz nie docierało żadne światło.Jak bardzo pragnęłam choć odrobiny!I zupełnie niespodziewanie dostałam, czego chciałam.Wy­starczająco dużo światła, by odsłonić straszną prawdę.Wirujący Cień znajdował się po naszej lewej stronie; siedział w pozycji lotosu i patrzył na nas przez oczodoły w masce po­twornej bestii.- Witam - oznajmił.Jego głos brzmiał niczym syk węża.Był słaby.Ledwie słyszalny.- Czekałem na was.A więc mimo wszystko nie udało mi się oszukać cieni.Odgadł moje myśli.- Nie chodzi o cienie, Doroteo Senjak.Wiem, w jaki sposób myślisz.Wkrótce będę wiedział wszystko, co masz w swej gło­wie.Ty arogancka suko! Sądziłaś, że przy pomocy trzech nie uzbrojonych ludzi i miecza możesz mnie dopaść?Nie odpowiedziałam.Nie było nic do powiedzenia.Narayan ruszył naprzód.Zatrzymałam go nieznacznym gestem, znakiem Dusicieli.Zamarł.Jeżeli Wirujący Cień naprawdę wierzył, że oni są nie uzbrojeni, to był jeszcze ślad szansy.- Jeżeli sądzisz, że mnie znasz, to znaczy, że nie znasz mnie wcale - przemówiłam.Chciałam, żeby podszedł bliżej.Chcia­łam, żeby znalazł się w miejscu, gdzie Narayan mógłby go do­sięgnąć.- Ciemna Matko, Matko Kino, słuchaj! Córka cię wzy­wa.Moja Matko, wspomóż mnie!Nie poruszył się.Trafił mnie czymś niewidzialnym, co odrzu­ciło mnie na dziesięć stóp i wydarło z mej piersi jęk.Dyscyplina, jaką zachowywali Narayan i jego zbrojni, zadzi­wiła mnie.Nie rzucili się na Wirującego Cienia.Nie podeszli do mnie - w ten sposób oddaliliby się jeszcze bardziej od swego celu.Poruszyli się tylko nieznacznie, by uzyskać lepszą równo­wagę ciała i pozycję do ataku; ich ruchy były ledwie widoczne.Wirujący Cień podniósł się powoli, jak człowiek umęczony bólem.Wsunął kulę pod jedno ramię.- Tak.Kaleka.Bez najmniejszych szans na wyzdrowienie, ponieważ mój jedyny sprzymierzeniec nie udzieli mi pomocy, której wszak mógłby pożałować w chwili, gdy uzna, że przesta­łem być użyteczny.A jednak muszę ci podziękować.- Wyciąg­nął dłoń.Nieomal niewidzialna pręga niebieskiego ognia wysko­czyła w moją stronę z jego wskazującego palca.Zaczął wykony­wać gesty dłonią ku sobie.Pręga przyciągała mnie w jego stronę.Ból był straszny.Z ledwością udało mi się powstrzymać krzyk.Chciał, żebym krzyczała.Chciał, żebym obudziła cały obóz, aby mógł pokazać swoim niezdarom, co udało mu się osiągnąć dzięki ich nieuwdze.Chciał się bawić w kotka i myszkę.Ściana namiotu za jego plecami eksplodowała do środka.Dwa ostrza przecięły płótno, a do wnętrza wpadł Ram.Wirujący Cień odwrócił się.Mój przyboczny runął na niego, aż czarodziej zatoczył się w stronę Narayana.Dusiciel i jego dwaj zbrojni rzucili się nań niczym atakujące mangusty.Narayan zarzucił swój rumel na gardło Władcy Cienia tak szybko, że gdybym zaufała swoim oczom, musiałabym zało­żyć, że była to sprawa magii.Zbrojni chwycili go za członki, jeszcze zanim siła uderzenia Rama powaliła go na ziemię.Purpurowa pręga zrezygnowała ze mnie i sięgnęła jednego z nich.Jego oczy rozszerzyły się.Zdusił krzyk, i choć ze wszy­stkich sił starał się trzymać dalej, stracił jednak uchwyt.Wirujący Cień skierował pręgę ku Narayanowi.Narayan wytrzeszczył czy.Puścił swój rumel.Czarodziej za­jął się następnym zbrojnym.Wtedy Ram go chwycił z tyłu, za kark i pośladki, i uniósł ponad głowę.Wirujący Cień smagnął go.Ram zdawał się nie­zdolny do odczuwania bólu.Opadł na jedno kolano, na drugim zaś przełamał Władcę Cienia.Usłyszałam trzask pękających kości.Cały świat zapewne usły­szałby krzyk, od którego chyba zatrzęsłaby się ziemia, gdyby Narayan nie był tak dobry ze swoim rumel.W locie owinął go wokół szyi czarodzieja, kiedy Ram opuszczał go w dół.Upadł razem z nim, ale kiedy krzyk już się miał wydrzeć z gardła Wirującego, chwyt był wystarczająco ciasny.Ram i Narayan razem dali sobie radę.Do namiotu wszedł Klinga, uważnie pchnął swym ostrzem w serce Wirującego Cienia.- Wiem, że wy, ludzie, macie swoje sposoby, ale lepiej nie ryzykować.W kimś takim jak Wirujący Cień znajdują się niewiarygodne złoża witalności.Klinga miał rację.Nawet pchnięty kilkukrotnie, dokładnie duszony, ze złamanym kręgosłupem, czarodziej nie ustawał w walce.Ram, Narayan i obaj zbrojni trzymali go ze wszystkich sil.Podeszłam bliżej, by pomóc Klindze ciąć i kłuć ciało tamtego.Łabędź stal przy szczelinie w ścianie namiotu, wstrząśnięty, zdolny tylko do biernej obserwacji.Biedny Łabędź.Wojna i prze­moc po prostu do niego nie pasowały.Pocięliśmy Wirującego Cienia na jakieś pół tuzina kawałków, zanim wreszcie przestał się szarpać.Staliśmy wokół niego, ob­serwując efekty naszych działań.Byliśmy obryzgani krwią od stóp do głów.Wszyscy byliśmy kompletnie wyczerpani; ciężko dyszeliśmy, zdumieni, że naprawdę się udało.Narayan, który rzad­ko zdradzał ślady poczucia humoru, przełamał czar.- A więc jestem teraz świętym Dusicielem, Pani?- Po trzykroć.Jesteś nieśmiertelny.Lepiej wynośmy się stąd.Każdy bierze jeden kawałek.- Łabędź zakaszlał, jakby pytają­co.- Jedyny sposób, aby się upewnić, to spalić go na popioły, a potem je rozsypać.Ktoś taki jak Długi Cień nawet teraz może go ożywić.Łabędź zwrócił ostatni posiłek.Dalej wyglądał na zawstydzo­nego, jakby sądził, że w niczym nie przyczynił się do naszego zwycięstwa.Chwyciłam głowę Wirującego Cienia.Kiedy przechodziłam obok Łabędzia, mrugnęłam do niego i uścisnęłam lekko.To powinno sprawić, żeby przestał się tak przejmować.Księżyc już wzeszedł.Następnej nocy przypadała pełnia.Wi­siał niewysoko nad horyzontem niczym pomarańczowy potwór.Gestem nakazałam pośpiech, dopóki było jeszcze dosyć cienia, by zamaskować nasz odwrót [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •