[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.128 W orkanach czasu,przepaści ciemnej,buchnę przestrzenią,co kończy się we mnie.*Ja, poszukiwacz ludzi prawdziwych,Ja, zaklinacz wężów wijących się nade mną,zastygłem w pomnik ze wzniesionym mieczem,którym człowieka rozetnę czy ciemność?129 * * *Dokąd to jeszcze? Ten cień stoi we mniejak obraz wieczny mego zatracenia,rdzewieje tarcza i gorzknieje ziemiapod zamyśleniem moim obosiecznym.O, bo ja jestem mieczem krzywdy wszelkiej,przez moje ręce wyciągnięte we śniewędrują grzechy jak milczące wężei wytryskają z palców jako pieśni.I czego dotknę, to się łzą pokryjejakoby rosą, tylko że tak słoną,że się nie pięścią  całą ziemią bijęw pierś, której nigdy win nie odpuszczono.O, bo i jakże odpuścić, że człowiekzapomniał głosu mówiąc w bożej mowie.I gdzie postąpię, pęknie mi pod stopąostatni kamień, a dalej ciemność,i jestem jak ten pierwszy człowiek po potopie,który zawinił.Więc wtedy nade mnąteż blasku nie ma i w dłoni mi próżno,jakby z niej krzyż wyjęto i włożono topór,i jestem duszą smutku po ciałach podróżną,i jestem sam i ziemi tępy opór.O, żeby chwila jedna, dzban by danoze zdrojem chłodnym, żeby klątwę zdjętoi żeby serce  sercem, a nie raną,i żeby droga choć w konaniu  świętą,i niebo mię nie skrywa jak ziemi powieka,i śniegu nawet nie ma, który mię pokryje,tylko tak głosy łzami po omacku ryjęjak cień, jak cień strudzony, co zgubił człowieka.6.XII.1942 r.130 WinaWśród drzew, co są jak płaskie, zielone motyle,święty Jerzy cwałuje po czerwonej ścieżcena koniu, co się wznosi, a za nimi w tyleczeka mała dziewczynka, włosy ma niebieskie.Smok się wydął i oczy błękitne wyłupił,zanim go dopadł rycerz  trzykroć blaskiem rzuciłi zginął.Głupi smoku! o rycerzu głupi,to wszystko takie krótkie, a już się nie wróciani tobie pełzanie po zaklętych sadach,ani tobie modlitwa w czarnych winogradach.Truchło leży, paruje z niego zieleń śliska,jeszcze się gwiazdki jakieś z łusk przebitych sypią,i rycerz zadumany stoi, mieczem błyska,tak pół czuje niepokój, a pół gorzką litość.Cóż to, mała dziewczynko o niebieskich włosach,czemu płaczesz? smok leży, zabit twój gnębiciel.Nasłuchujesz oddechów jego w nocy głosach?Wspominasz to niezdarne, smutne, smocze życiei że śpiewałaś czasem jak potok szczęśliwie,wsparta na jego miękkiej, wypłowiałej grzywie?I wraca święty Jerzy tam, gdzie lasu smugakończy się i zaczyna trakt suchego pyłu,a na postojach ciemnych marzy mu się długasmocza szyja przebita i oczy, co byływypukłe i żałosne, i głos, i łzy słyszy,i gorzko płacze zbrodni pod sklepieniem ciszy.grudzień 1942 r.131 WróbleDzień wróbli i jasności!w dzbanuszkach małych ptaszkówświat się ustał miłością,niefrasobliwą łaską.Na wyciągnięcie rękimam czystość ich, puszystość,jakbym dotykał ciebiegałęzią ich  wielolistną.Niebo się ziemi skłaniależąc śniegiem na drzewach,oczy mrużysz, zasłaniasz,piórka w blasku nagrzewasz.Nie zerwiesz się, nastroszyszciepło ptasiego futra,odpowiesz wróblim głosemw moją ciemność  malutka.Bo na tym śniegu ludzie my z ciemnymi sercami.Ziemio przez nas zabita,rzeszą twych ptaków czystychmódl się za nami!2.I.43 r.132 * * *%7łonieNie stój u ciemnych świata wód,gdzie sny mozolne kłębią się i dławią,kiedy nad nimi czerwone korabie,smoki ogniste i obłoków łódz.O, nie wywołuj po imieniu zła,o, nie wywołuj przed milczącym lustrem,tam każde oczy staną mdłe i pustei pokalana nocą każda twarz.Nie szukaj, nie patrz w mroczny grób,gdzie ocienione chłodem zgniłej woninawet strzeliste świeczniki jabłonii ciało barbarzyńskie  jak gotycki trup.Oto się liście z łodyg tęgich rwą,jak żywe gwiazdy lecą, jak motyle lśniąnad ludzką nędzą ciemną i kalekąi dzwięk wydyma kwiaty na kształt złotych trąb.Poszukaj tam, w splątanych burzach traw,w naczyniach roślin napełnionych życiem,gdzie w kroplach deszczu czeka cię odbicieBoga żywego w łunach żywych barw.Liście po żyłce odczytaj do dna,aż w oczach twoich jak drzewa wytrysną,aż duchy światła w powietrzu zawisną.Naucz się życia, co przez życie trwa.Nazwij się w ogniu, w kołysaniu wód,w niedosięgalnych mocach powstawania.Wtedy nie starczy stów i ukochania poczujesz owoc nieba na końcach ostrych kłów.28.XII.42 r.133 NarzeczonaOna stojąc w jeziorze ręce obraca do góryi z nich unoszą się z wolna kwiaty i białe motyle,kiedy pod kolanami w wodzie mkną ciche chmury,niebo się szybko przetacza.Ona się fali przychylai bierze w dłoń otwartą jak w pyszczek różowy kunyniebieskie łodyżki wody, które się prężą jak strunyi grają cicho i miękko: W kwiaty nas zamień, panienko".Więc ręce zwraca w górę, i krople wypryska wysoko,czyni z nich liście i jabłka, węże i srebrne jaszczury;zanim opadną znowu, jeszcze podobne są głogom,co kwitną.Potem, gdy spadną, przemkną w nich szybkochmury.Ona się z wolna zwróci unosząc z sobą odbicie,nie wiedząc jeszcze, czy w sobie, czy w wodnym obrazieprawdziwa,patrzy w kryształ powietrza i widzi dalekie życie,raz zapylone trakty, to znowu potoków grzywę.Nie wie i jeszcze czeka.Wtedy na brzegu, w kotlinie,rycerz ogromny przystaje i jabłko wyciąga na dłoni,błękitne jak kropla nieba.Ona ku niemu płynie,powietrze w krąg rozgarniając, co jak pod skrzydłemdzwoni.Potem ich las zamyka.I tylko drzewa dojrzałetak samo stoją w głębinie, jakby najmocniej kochały.dn.2.XII.42 r [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •