[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Król odszukał paczuszkę bibułek ryżowych i poczęstował się, aż nazbyt hojnie, spreparowanym zielskiem.Zwinął papierosa niedbale w rurkę i obciął wystające brzegi, strząsając nadmiar tytoniu na podłogę.Wielki Boże, pomyślał Marlowe.Powiedziałem ci, żebyś spróbował, a nie od razu brał wszystko, co jest.Wiedział, że powinien zebrać z podłogi kruszyny i włożyć je z powrotem do pudełka, ale nie zrobił tego.Są rzeczy, których robić nie wypada, dodał w myślach.Król pstryknął zapalniczką i obaj uśmiechnęli się na jej widok.Król wciągnął dym raz, potem drugi, aż wreszcie zaciągnął się głęboko.- Ależ to jest wspaniałe - oznajmił ze zdumieniem.-Może nie tak dobre jak kooa, ale to jest.- Urwał i poprawił się.- Chciałem powiedzieć, że jest niezłe.- Owszem, całkiem niezłe - rzekł Marlowe i roześmiał się.- A jak to robisz?- Tajemnica firmowa.Król pojął, że ma przed sobą kopalnię złota.- Obróbka jest pewnie długa i skomplikowana - zaczął ostrożnie.- Och, nie, właściwie jest całkiem prosta.Ścięte zielsko moczy się w herbacie, a potem wyciska.Następnie posypuje się odrobiną cukru i miesza, a kiedy cukier się rozpuści, podgrzewa na patelni na małym ogniu.Trzeba mieszać bez przerwy, bo inaczej wszystko na nic.Trzeba tak utrafić, żeby nie było ani za suche, ani za wilgotne.Króla zaskoczyło, że Marlowe tak łatwo, bez wstępnych targów, zdradza mu, na czym polega obróbka zielska.Na pewno chce mi tylko zaostrzyć apetyt, pomyślał.To nie może być takie proste, bo wszyscy by tak robili.Pewnie wie, że tylko ze mną może przystąpić do tego interesu.- To wszystko? - spytał z uśmiechem.- Tak.Naprawdę nic więcej.Król ujrzał przed oczami kwitnący handel.I do tego legalny.- W twoim baraku pewnie wszyscy robią sobie tytoń w ten sposób? - spytał.Marlowe zaprzeczył ruchem głowy.- Robię go tylko dla mojej grupy.Od miesięcy droczę się z nimi, opowiadam różności, ale jeszcze nie doszli, jak się go naprawdę przyrządza.Król uśmiechnął się od ucha do ucha.- A więc tylko ty jeden się na tym znasz?- Ależ skąd - odparł Marlowe i Królowi zamarło serce.- To miejscowy sposób.Znany na całej Jawie.Król rozpromienił się.- Ale tutaj nikt go nie zna?- Nie wiem, nie interesowałem się tym.Król wypuścił z nosa dwie smużki dymu, szybko kalkulując w myśli.Tak, dziś naprawdę mam wyjątkowe szczęście, pomyślał.- Posłuchaj, Peter - rzekł.- Chcę ci zaproponować pewien interes.Pokażesz mi dokładnie, jak to się robi, a ja ci odpalę z zysków - zawahał się - dziesięć procent.- Co takiego?- Dobra.Dwadzieścia pięć.- Dwadzieścia pięć?- No, dobrze - powiedział Król spoglądając na Marlowe’a z większym szacunkiem.- Twardy z ciebie kupiec, ale to świetnie.Ja wszystko załatwię.Będziemy kupować hurtem.Trzeba zorganizować wytwórnię.Ty możesz doglądać produkcji, a ja zajmę się sprzedażą.- Wyciągnął rękę.- Będziemy wspólnikami, podzielimy się równiuteńko - ty pół i ja pół.Umowa stoi.Marlowe utkwił wzrok w wyciągniętej dłoni Króla, a potem spojrzał mu w twarz.- O nie, co to, to nie! - rzekł stanowczo.- Bój się Boga, Peter! - wybuchnął Król.- Nikt się z tobą sprawiedliwiej nie podzieli.Czy może być uczciwszy podział? Ja przecież wykładam forsę.Będę musiał.- Urwał, gdyż nagle przyszła mu do głowy pewna myśl.- Peter - dodał po chwili, nie pokazując po sobie, że czuje się dotknięty - nikt nie musi wiedzieć, że jesteśmy wspólnikami.Pokażesz mi tylko, jak to się robi, a ja dopilnuję, żebyś dostał swoje.Możesz mi ufać.- Wiem o tym - odparł Marlowe.- No więc dzielimy się po połowie.Król promieniał.- Nie.- A niech to szlag! - zawołał Król, czując, że go naciskają.Jednakże pohamował gniew i pomyślał o interesie.A im dłużej myślał.Rozejrzał się, żeby się upewnić, czy nikt ich nie podsłuchuje, po czym ściszył głos i powiedział chrapliwie: - Sześćdziesiąt procent dla ciebie, czterdzieści dla mnie.Czegoś takiego w życiu nikomu nie proponowałem.Umawiamy się na sześćdziesiąt do czterdziestu.- Nie.- Nie?! - wykrzyknął Król, nie wierząc własnym uszom.- Przecież coś z tego muszę mieć.To za ile, do jasnej cholery, sprzedasz ten swój sposób? Chcesz od razu gotówkę do ręki?- Nie chcę nic - powiedział Marlowe.- Nic?Król, zdruzgotany, opadł bez sił na fotel.Marlowe nie mógł się w tym wszystkim połapać.- Wiesz, nie bardzo rozumiem, dlaczego pewne rzeczy tak cię podniecają - rzekł z wahaniem.- Nie jestem właścicielem tego sposobu, żeby go sprzedawać.To prosty, miejscowy zwyczaj.W żadnym razie nie mógłbym nic od ciebie wziąć.To nie byłoby w porządku.Absolutnie.A zresztą.- Urwał i dodał prędko: - Mam ci go teraz pokazać?- Zaraz.To znaczy, że nie chcesz nic za jego pokazanie? I to po tym, jak zaproponowałem ci sześćdziesiąt procent z zysków? Kiedy ci mówię, że mogę na tym zrobić pieniądze?Marlowe potwierdził skinieniem głowy.- Wariat - powiedział bezradnie Król.- Coś tu się nie zgadza.Nic nie rozumiem.- A co tu jest do rozumienia? - spytał Marlowe i uśmiechnął się blado.- Powiedzmy, że dostałem udaru słonecznego.Król przyglądał mu się badawczo przez dłuższą chwilę.- Czy odpowiesz mi szczerze, jeśli spytam cię wprost?- Tak, oczywiście.- Czy to wszystko z powodu mojej osoby?Słowa zawisły w rozgrzanym powietrzu.- Nie - odparł Marlowe, przerywając milczenie.Teraz już wszystko było dla nich jasne.Pół godziny później Marlowe przyglądał się, jak Tex podgrzewa drugą porcję tytoniu.Tym razem robił to sam, a Król krążył wokół niego, pogdakując niczym stara kwoka.- Jesteś pewien, że dodał cukru ile trzeba? - pytał zaniepokojony.- Dokładnie tyle.- Długo jeszcze?- Jak myślisz, Tex, ile?Tex uśmiechnął się do Marlowe’a i przeciągnął swoje niezdarne, ponad dwumetrowe cielsko.- Tak na oko, z pięć, sześć minut - odparł.Marlowe wstał.- Gdzie tu jest zaciszne miejsce, ustęp?- Kibel? Z tyłu.- Król wskazał kierunek.- Ale czy nie mógłbyś zaczekać, aż Tex skończy? Chcę mieć pewność, że złapał sprawę.- Tex świetnie sobie radzi - odparł Marlowe i wyszedł.Kiedy wrócił, Tex zestawiał patelnię z maszynki.- Już - powiedział nerwowo i zerknął na Marlowe’a, niepewny, czy dobrze obliczył czas.- W sam raz - zawyrokował Marlowe, badając spreparowany tytoń.Podniecony Król skręcił papierosa w ryżowym papierku.Tex i Marlowe zrobili to samo i zapalili ronsonem.I znowu rozległ się radosny śmiech.A potem zapadła cisza, gdyż każdy zamienił się w konesera.- Znakomity - oświadczył z przekonaniem Marlowe.- Mówiłem ci, Tex, że to nic trudnego.Tex odetchnął z ulgą.- Niezły - rzekł w zamyśleniu Król.- O czym ty właściwie mówisz - wybuchnął gniewnie Tex.- To jest przecież cholernie dobre!Marlowe i Król ryknęli śmiechem.Kiedy wytłumaczyli Texowi, o co chodzi, również się roześmiał.- Musimy mieć jakąś nazwę firmową.- Król zamyślił się na chwilę.- Już mam.Co powiecie na “Trzech Króli”? Jeden z Królewskich Sił Powietrznych, drugi z Teksasu, a trzeci to ja.- Niezłe - przyznał Tex.- Jutro ruszamy z produkcją.Tex potrząsnął przecząco głową.- Jutro idę na roboty - powiedział.- Nigdzie nie pójdziesz! Załatwię, żeby Dino cię zastąpił.- Nie, ja sam go poproszę.- Tex wstał i uśmiechnął się do Marlowe’a.- Cieszę się, że pana poznałem, panie kapitanie.- Daruj sobie “pana kapitana”, dobrze? - odparł Marlowe.- Oczywiście.Dziękuję.Marlowe odprowadził go wzrokiem do drzwi.- Dziwne, ale w żadnym baraku nie widziałem nigdy tylu uśmiechniętych twarzy - rzekł cicho do Króla
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Menu
- Index
- Christian Apocrypha and Early Christian Literature. Transl. By James
- James Shore, Shane Warden agile development. filozofia programowania zwinnego pełna wersja
- James L. Larson Reforming the North; The Kingdoms and Churches of Scandinavia, 1520 1545 (2010)
- Wallance James Bill Gates i jego imperium Micr
- Stanislaw Lem Eden (3)
- 2 Tolkien J R R Wladca Pierscieni T 2 Dwie Wieze
- Linux administracja sieciami zaawansowane ( 554 strony )
- Foster Alan Dean Zaginiona Dinotopia
- Aronson Elliot Psychologia spoleczna Serce i umysl
- Chronicles of Nick 2 Invincible Sherrilyn Kenyon
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zazakretem.xlx.pl