[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czuło się powstrzymywanąpasję obojga; od ich ciał biło pożądanie; wydawało się, że czas się za-trzymał i liczyła się tylko chwila obecna.Uznali, że ubranie krępuje im ruchy.Jednocześnie, bez słowa, po-spiesznie się go pozbyli: część zrzucili z łatwością, część zdarli ogarnięcipożądaniem.Byli teraz oboje nadzy.Kenzie czuła, jak serce wali jej niczym młot, krew jak oszalała krążyław jej żyłach.Azy napłynęły jej do oczu.Co do niego czuła? Miłość? Czyteż zwykłe pożądanie, uczucie tak potężne i wszechogarniające, że bladłoprzy nim wszystko na świecie?Pózniej będzie czas na rozważania.Teraz słowa były zbędne; nie ist-niało nic poza dwoma splecionymi ciałami.Zmieniła pozycję i znalazła się twarzą w twarz z Charleyem; trzymającjego członek podniosła wysoko pośladki.Przez chwilę znieruchomiała, jakby zawieszona w powietrzu, a potemz gracją wolno się opuściła.Oczy zrobiły jej się wielkie, poczuła ukłuciebólu i już był w niej.Wolno, rozmyślnie, znów się uniosła, jakby chciała go z siebie wyrzu-cić, a potem znów na niego opadła.Rytmicznie podnosiła i opuszczałabiodra: w górę, w dół, w górę, w dół, w górę, w dół.Nagle przestało mu wystarczać bierne leżenie pod nią.Uniósł się naspotkanie jej ciała, ich ruchy stały się szybsze, biodra poruszały się wzmysłowym tańcu starym, jak sam czas.Szybciej, szybciej, szybciej! Z zapamiętaniem oddawali się rozkoszy,gorączkowo poruszali biodrami, pochłonięci jednym pragnieniem -chęcią zaspokojenia.Więcej, więcej, więcej! Zupełnie, jakby żadnemu z nich nie było do-syć.%7łądza rodziła większą żądzę; biodra, ręce, nogi, piersi: wszystkopracowało w gorączkowym napięciu.A potem oczy Kenzie stały się szkliste; otworzyła usta w ekstazie, z jejgardła wydobył się zduszony krzyk.Poczuła narastający w niej dreszcz;wszechświat wybuchł niczym za sprawą szalonego pirotechnika.Ale to był dopiero pierwszy z kilku orgazmów.Nigdy dotąd tak się nieczuła; lecz nigdy wcześniej tak długo nie pozostawała w celibacie.Każdyorgazm przychodził jak wstrząs, każdy był coraz silniejszy.W końcu Charley nie mógł już dłużej wytrzymać.Wydawało się, że ziemia zadrżała i rozstąpiło się niebo; jej krzyk mie-szał się z jego jękiem, kiedy razem przekroczyli linię mety w apokalipsie,która zdawała się nie mieć początku ni końca.Potem zaś wyczerpani,łapczywie chwytając powietrze, przywarli do siebie.Minęło kilka minut.Wreszcie Charley poruszył się i zerknął przelot-nie na Kenzie, a potem przyjrzał jej się uważniej.Omal się nie zakrztusił.Ki diabeł?Gwałtownie usiadł i potrząsnął głową, by odzyskać jasność umysłu,gorączkowo próbując sobie wytłumaczyć, jak mogło do tego dojść.Możliwe było tylko jedno wyjaśnienie.- Czego - spytał, ochrypniętym głosem - dosypałaś do mojego drin-ka?- Nie bądz głupi - odrzekła spokojnie Kenzie.Leżała niczym uoso-bienie dojrzałej, zaspokojonej Wenus.- Nawet ci nie zaproponowałamnic do picia, nie pamiętasz?Podrapał się w głowę i zmarszczył czoło.- Racja.Więc co dokładnie się stało?- Cóż, chciałabym wierzyć, że to ja tak na ciebie działam - odrzekła zuśmiechem.- Jezu! - wykrzyknął.- Wiesz, co jest z tobą nie tak?- Co? - zamruczała jak kotka.- Masz jazń wielkości cholernego szczytu Mont Blanc!- Och - powiedziała słodkim tonem.- Mówiłam ci już, jaki jesteśśliczny, kiedy się złościsz?Charley spojrzał na nią spode łba.Kenzie zawsze się zastanawiała, dlaczego te słowa nieodmiennie iry-tują mężczyzn, ale tak było.Jeszcze nie spotkała faceta, który byłby od-porny na ową uwagę.Udając, że go nie widzi, przeciągnęła się leniwie, podłożyła ręce podgłowę i poruszyła palcami nóg.- Mój Boże! - Charley rozpoznał stałe sztuczki ze swego repertuaru.Naśladuje mnie! - uświadomił sobie.Przedrzeznia moje zachowanie! -Czy nie ma już nic świętego? - spytał zimno.- Jest! - odparła radośnie, kiwając palcami.- Krowy.Krowy? Nawet nie zamierzał zapytać, co chciała przez to powiedzieć.- Wiesz - oświadczył - czasami potrafisz być naprawdę nieznośna.- Racja! - odparła promiennie.- Ale czasami bardzo, bardzo przy-jemnie nieznośna! - Przesłała mu całusa.- Dzięki, kochasiu.Zacisnął zęby, nie zamierzając odzywać się ani słowem do tej naj-nędzniejszej z kreatur, i wstał.Rozejrzał się wokoło.- Skarpetki - wycedził.Znalazł jedną i wciągnął ją na lewą nogę, śmiesznie podskakując.Kenzie leżała podpierając się na łokciach i z coraz większym rozba-wieniem obserwowała, jak Charley biega po pokoju i zbiera poszczególneczęści garderoby, porozrzucane w nieładzie.Czując na sobie jej wzrok, odwrócił się tyłem i zaczął się ubierać.Cudownie! - pomyślała.Nagle jurny byk zrobił się nieśmiały! Jakbybyła taka część jego ciała, której nie widziałam!Westchnęła w duchu.Mężczyzni! Czasami naprawdę stają się strasz-liwymi dupkami.W końcu Charley był gotów, zapięty na ostatni guzik.Poprawiając krawat, przeszedł sztywno obok niej, po drodze podniósłz podłogi płaszcz.Kiedy tylko znalazł się przy drzwiach, nie tracąc czasuzaczął otwierać pierwszy z pięciu zamków.- Och, skarbie! - zawołała Kenzie omdlewającym głosem.Czekała, ale był zbyt pochłonięty otwieraniem drzwi, by zwracać nanią uwagę.A niech go, pomyślała lekko zaniepokojona.Specjalnie pokazuje, żemnie lekceważy.- Nie zapomniałeś o czymś? - spytała, lekko unosząc głos.- O czym? - Rzucił jej spojrzenie z ukosa.- O tym! - Kenzie zerwała się na nogi, złapała leżącą na stoliku grubąkopertę i cisnęła w niego.Miał do wyboru - albo oberwać kopertą, albo ją złapać.Rozsądniezdecydował się na to drugie.- Jezu! - Spojrzał groznie.- Czym ty próbujesz mnie zabić? Oło-wiem?Kenzie przeszła przez pokój.Poruszała się zwinnie i z gracją, jej piersisterczały dumnie.Charley poczuł, jak krew napływa mu do twarzy i szybko odwróciłwzrok.Tak go omotała, że musi się maksymalnie skupić, by poradzićsobie z otwarciem baterii zamków! Dlaczego nie może zachować dystan-su? Jej bliskość działała na niego jak najczulsza pieszczota.- Ta koperta - poinformowała go - zawiera dokumenty dotycząceHolbeina.Otworzył już cztery zamki i pomyślał: Jeszcze jeden i mnie tu nie ma!- Powinieneś znalezć tu wszystko, co ci będzie potrzebne - ciągnęłaKenzie.- Katalog, oceny, kolorowe przezrocza, pokwitowanie sprzedaży,przeniesienie własności, kopie korespondencji.wszystko.Szczęknął ostatni zamek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Menu
- Index
- Michael Judith cieżki kłamstwa 01 cieżki kłamstwa
- Michael Judith cieżki kłamstwa
- Największa namiętnoć Michael Judith
- McNaught Judith 01 Raj
- Strugaccy A. i B Miasto skazane
- Podpalacze Ludzi t.1
- Craig Rice Roze Pani Cherington (2)
- McNaught Judith Raj
- Rushdie Salman Szatanskie wersety
- Adobe.Photoshop.7.PL.podręcznik.uzytkownika
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- filantrop.pev.pl