[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak - odparła panna Jansson.- Nadszedł właśnie raport.Sprzedał cały ośrodek kempingowy z tramwajów, razem z zezwoleniem na łowienie ryb.- Świetnie - powiedział Sventon, pociągając łyk kawy.I właśnie wtedy, kiedy spokój świąteczny zaczął nareszcie ogarniać prywatnego detektywa T.Sventona i jego sekretarkę, ktoś zadzwonił do drzwi.Krótko i dyskretnie.Sventon natychmiast odstawił filiżankę i spojrzał bystrym wzrokiem na drzwi.Panna Jansson też odstawiła filiżankę.Ktoś dzwonił mimo napisu ZAMKNIĘTE.W migotliwym świetle jakby jakieś cienie snuły się po pokoju.Oboje patrzyli na drzwi.- Pewnie znowu sprzedawca odkurzaczy - rzekł Sventon.- Cóż za pomysł! W wieczór wigilijny!- Lepiej nie otwierać - powiedziała panna Jansson, dolewając kawy.Za oknem wciąż padał śnieg.Wtedy znów dał się słyszeć dzwonek, bardzo krótki i sympatyczny.- Powiem, że nikogo nie ma - rzekła panna Jansson i poszła otworzyć.W przyćmionym świetle stał na klatce schodowej, kłaniając się, wysoki mężczyzna w czarnej futrzanej czapce.Cały był zaśnieżony.Pod pachą trzymał kilka paczek.- Biuro nieczynne - powiedziała panna Jansson.- Nikogo nie ma.- Człowiek ukłoniłsię tak głęboko, że śnieg z jego ramion spadł na podłogę.Panna Jansson już miała zatrzasnąć drzwi, gdy przybysz, powtarzając serię ukłonów, zdjął czarną czapkę futrzaną.Panna Jansson zobaczyła ku swemu zdumieniu, że ma na głowie czerwony fez, który krył się pod czapką.- Wielkim jest dla mnie zaszczytem znów panią widzieć, panno Jansson - powiedział nieznajomy.Jego oczy były ciemne i niezgłębione jak arabska noc.- Pan Omar! - wykrzyknęła panna Jansson i otworzyła szeroko drzwi przed ciemnoskórym gościem.- To pan Omar z Arabii! - zawołała w stronę pokoju.- Niemożliwe! - krzyknął Sventon w odpowiedzi, gotów rzucić się po pistolet leżący w szufladzie.Prywatny detektyw jest stale narażony na niebezpieczeństwa z różnych stron i jeżeli ktoś dzwoni do drzwi i twierdzi, że przybył z głębi Arabii, to jest niewątpliwie powód, żeby się mieć na baczności.Tymczasem w holu pan Omar zdjął swój pięknie skrojony, wschodni płaszcz podróżny.Kupił go u handlarza Ali Husseina na Wielkim Bazarze w Djof.Ciepłe płaszcze podróżne od Husseina miały licznych zwolenników.Wystarczyło włożyć taki płaszcz w upał na bazarze i już się człowiek pocił.Im dalej się jechało na północ, tym mniej w nim było gorąco.A jeśli się dotarło naprawdę daleko na północ i trafiło na burzę śniegową, o poceniu się nie było już mowy.W rzeczywiście niskich temperaturach podróżni nieraz by woleli, żeby płaszcze od Husseina były jeszcze cieplejsze.Pan Omar otrzepał płaszcz z tak arabską dokładnością, że tuman śniegu uniósł się nad schodami.Potem wyjął z kieszeni śliczną, wschodnią szczoteczkę podróżną w skórzanym futerale i przy jej pomocy dokończył dzieła oczyszczania.Następnie, żeby strząsnąć śnieg z kaloszy, zatupał nogami tak mocno, że aż echo rozległo się na klatce schodowej.W końcu, wśród ponownych ukłonów, wkroczył do biura Sventona.ROZDZIAŁ DZIESIĄTYWieczór wigilijny prywatnego detektywa- Pan Omar! - wykrzyknął Sventon, widząc, że to nie pomyłka.- Jest dla mnie niezasłużonym zaszczytem - rzekł Omar - móc osobiście życzyć panu Sventonowi wesołych uroczystości Bożego Narodzenia.- Serdecznie dziękuję, panie Omarze.Proszę usiąść.Panu też życzę wesołych świąt - rzekł Sventon.Wszyscy troje usiedli.I zapanował wspaniały nastrój świąteczny.Ku ogólnemu zdziwieniu Omar położył kilka paczek obok tych, które leżały na stole panny Jansson.Wyjaśnił ze wschodnim spokojem, że są to podarki świąteczne.Jego oczy były niezgłębione jak noc.- Niechże pan nam powie, panie Omarze - rzekł Sventon - skąd pan wiedział, że w naszym kraju mamy zwyczaj wymieniania prezentów na Boże Narodzenie.- Właśnie! Czy w Arabii nie obchodzi się Bożego Narodzenia? - spytała panna Jansson.- Jeszcze filiżaneczkę, panie Omarze?- Nie, nie obchodzi się - odparł Omar.- W mojej ojczyźnie nie mamy zaszczytu świętowania Bożego Narodzenia, co - moim skromnym zdaniem - wynika z tego, że ta uroczystość jest u nas całkowicie nie znana.Dziękuję serdecznie - rzekł podając swoją filiżankę pannie Jansson, która nalała mu drugą porcję gorącej, doskonałej kawy.- Poza tym, niestety, nasza zima wypada w lecie - wyjaśnił.T.Sventon przyglądał się uważnie wschodnim paczkom.Zauważył, że są opakowane w mocny brązowy papier i zawiązane mocnym grubym sznurkiem.Wydzielały delikatny, lecz wyraźnie odczuwalny zapach jakiegoś zwierzęcia domowego.Zarówno Sventon, jak i panna Jansson zwrócili uwagę na ten specyficzny zapach, który mieszał się z aromatem kawy.Sventon nachylił się nieco i ostrożnie wciągnął powietrze nosem.Panna Jansson zrobiła to samo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •