[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pochowałem Snowballa - powiedział.-Jerome wjechał w trzęsawisko, ale wtedy chyba już nie żył.Steve milczał.Długo wpatrywał się w szumiącą wodę.- Posłuchaj, Goodluck - odezwał się w końcu.- Nie mogę wyjąć ci z ciała odłamków granatu.Albo wyjdą same, albo pozostaną tak na zawsze.Jeżeli szczęście nam dopisze, postawię cię znowu na nogi.Właściwie nie jest tak źle.Wprawdzie straciłeś dużo krwi, ale żaden z żywotnych organów nie jest naruszony.W przeciwnym razie nie zaszedłbyś tak daleko.Goodluck skinął głową.Steve przeniósł go w cień akacji i przygotował dla niego legowisko, po czym rozpalił ognisko i przyrządził coś do jedzenia.Następnego ranka ściął kilka młodych drzew, zbudował z nich nosze dla Goodlucka i przymocował je do siodła jednego z jucznych zwierząt.Na pokładzie barki będę mógł zająć się nim lepiej, pomyślał.Nie powinienem iść na polowanie, zostawiając go tu samego, ale z drugiej strony muszę żywić go surowym mięsem; wtedy szanse przeżycia będą większe.I w ten sposób wyruszyli na wschód.Posuwali się bardzo powoli.Steve czuwał nocami, a za dnia zasypiał często w siodle.Czuł powolne, kołyszące ruchy wielbłąda, który pewnym krokiem zstępował w dolinę.Zbocza, jeszcze niedawno spalone od słońca i porośnięte kolczastymi krzewami, pokrywała teraz delikatna zieleń.Każdorazowo, kiedy wiał wiatr południowy, zasłony z mgły ciągnęły na północ, otulając białym całunem stoki płaskowyżu na Półwyspie Pirenejskim.Większość roślin, które wyrosły tu kiedyś na suchym słonym podłożu, umierały pod wpływem wilgoci, zaczynały natomiast pojawiać się nowe.Cała Europa miała niedługo pokazać swoje nowe oblicze.Na gaje palmowe w pobliżu Alp spadnie śnieg, olbrzymie stada antylop pociągną na południe, a wraz z nimi lwy, tygrysy, leopardy i inne drapieżniki - przynajmniej te istniejące już na palecie Darwina.Pozostaną jedynie mastodonty, do czasu, aż i one w poszukiwaniu pożywienia będą usiłowały przedostać się przez lasy zatopione w śniegu, gdyż droga na pastwiska w Afryce będzie już odcięta przez masy wody Morza Śródziemnego.Pewnej, zaś wiosny, po wyjątkowo długiej i bezlitosnej zimie wyginą i one - co do jednego.Pozostaną również przodkowie człowieka, zarówno boiseie jak i pędraki przystosowując się do życia wśród lodu i chłodu.A kiedy powędrują na południe w ślad za stadami zwierząt, nauczą się walczyć z przeciwnościami losu.Tak, to stanie się najpilniejszym zadaniem rasy ludzkiej: walka z przeciwnościami losu, a przy okazji człowiek rozwinie również inne sprawności.I wreszcie nie będzie już przeszkód, których człowiek nie potrafiłby zwalczyć; ani wrogiego środowiska, ani gór, ani rwących potoków, ani ataków chłodu, ani powodzi, ani zębów czy pazurów zwierząt, ani braku pożywienia czy przestrzeni życiowej, ani czasu - stale jednak , niezależnie od miejsca, w którym się znajduje, człowiek będzie napotykał przeszkodę doprowadzającą go do szaleństwa: siebie samego.Steve rozejrzał się i poprawił chustę, osłaniającą twarz przed kurzem.Jechali już drugi tydzień, a jesień przypominała tym razem nie kończące się lato.Goodluck spał niespokojnie, Davy wybiegał do przodu, podążając równolegle do brzegów wody mającej w przyszłości przekształcić się w Morze Śródziemne.Miało jednak upłynąć całe tysiąclecie, zanim ta cała rozległa kotlina wypełni się wodą, natomiast jeszcze za dwieście lat będą istniały na południe od Sardynii i Sycylii pomosty lądowe dzięki którym zwierzęta będą mogły przechodzić w cieplejsze regiony, ratując swe życie.Dopiero później nad Europą przejdą trwające miliony lat okresy lodowcowe które swym surowym mroźnym tchnieniem wygaszą niemal wszelkie przejawy życia na północ od Alp.Wielbłąd ciągnący nosze pozostał nieco w tyle, Steve ściągnął więc mocniej cugle, którymi zwierzę przywiązane było do jego siodła.- Chodź! - powiedział.Nie odwrócił się nawet; niezmordowanie podążał na wschód, tam gdzie wschodziło słońce.Wieczorem osiemnastego dnia dotarli do ujścia Almerii.Barka stała przycumowana do tonących drzew, tak jak ją pozostawili.Steve zagnał wielbłądy na łąkę, aby najadły się do syta.Następnie za pomocą prowizorycznej uprzęży zaprzągł jednego z wielbłądów do liny kotwicznej barki i przyciągnął ją bliżej do brzegu.Z maty i płótna żaglowego sporządził na pokładzie wygodne posłanie i ułożył na nim Goodlucka.Stan rannego był ciężki.Jedna z ran na udzie nie wyglądała ładnie, zaczęła się jątrzyć.Noga opuchła.Goodluck nie mógł chodzić, nawet na czworakach.Po napełnieniu wszystkich pojemników świeżą woda Steve wprowadził zwierzęta jedno po drugim na pokład, uwiązał je i zdjął cumy.Następnie zaciągnął żagiel który na słabym wietrze zachodnim wydął się opieszale, i odbił od brzegu.Zgodnie z radą kapitana umocował ster i przysiadł obok Goodlucka.Opatrzył ranę i ulokował chorą nogę wyżej, aby opuchlizna zeszła.Pędrak gorączkował, często wymachiwał swoimi mocnymi, małymi pięściami pomrukując przy tym groźnie.Steve zaczął się już zastanawiać, czy nie należałoby skrępować chorego, nie mógł się jednak na to zdobyć.Zdawał sobie sprawę, że nie uratuje Goodlucka, ale mimo to zamierzał uczynić wszystko, aby przynajmniej ulżyć mu w cierpieniach.Co kilka godzin sprawdzał sieci, wciągał na pokład ryby, z których jedne wykorzystywał jako przynętę, inne zaś przyrządzał do spożycia.Musiał karmić Goodlucka, co nie było sprawa prostą, ale Steve nie tracił cierpliwości.Przez cały czas asystował mu Davy i każdorazowo, kiedy pędrak zwracał jedzenie, reagował na to pełnym wyrzutu warczeniem.Po nakarmieniu Goodlucka Steve zdrzemnął się w cieniu żagla.Usnął również wiatr, takielunek skrzypiał w rytm niskich fal, marszczących połyskliwą, bezkresną powierzchnię wody.Teraz, kiedy czas znieruchomiał, a słońce stanęło w zenicie, Steve przypomniał sobie słowa, o których - jak sądził - zdążył już zapomnieć: o spadających słońcach i aniołach rozlewających czary gniewu na ziemię.Niekiedy odczuwał niepokój serca, aż do bólu.Ostatkiem sił dopełzł do relingu i wymiotował, po czym stał oparty o poręcz, ciężko dysząc, aż doszedł do siebie na tyle, by spryskać sobie twarz i czoło zimną wodą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Menu
- Index
- Carter Christopher Ostatnia zbrodnia Agaty Christi
- Christopher Carter Ostatnia zbrodnia Agaty Christi
- § Saylor Steven Roma sub rosa 05 Ostatnie sprawy Gordianusa
- Carter Ally Dziewczyny z Akademii Gallagher 04 Ostatni skok
- Kazantzakis Nikos Ostatnie kuszenie Chrystusa (SC
- Shute Nevil Ostatni brzeg (SCAN dal 806)
- Paweł Szlachetko Adwokat spraw ostatnich. Kontrakt
- Terry Pratchett 08 Straz! Str (2)
- Żeleński Tadeusz Obrachunki Fredrowskie
- Gray Martin Wszystkim, ktorych kochalem
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- sposobyna.keep.pl