[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Koń nie odpowiadał.Cwałem wpadł w czeluść, która otwarła się przed nimi.Wokół panowała ciemność, przesycona mroczną energią Siewcy.Nie było śladu armii,oczekujących żołnierzy, gotowych do boju machin.Tylko gęstwa przelewających sięcieni.Daimon spostrzegł ze zdumieniem, jak z kłębów tej bezładnej ciemności kształ-tują się żołnierze i wylewają na zewnątrz.Formowali się z wolna, pokraczni, skręceni,podobni raczej do pośpiesznego szkicu niż gotowego tworu.Byli przejrzyści, wiotcy, ni-czym smugi mgły, bezcielesne upiory wojowników.Czuł, jak przepływają przez niego,747 jak powiew powietrza z głębi lochów, jak cienka pajęczyna.Wzdrygnęła się z obrzy-dzenia.Kształtowali się w pełni dopiero po wyjściu na zewnątrz, w świat opromienianyobecnością Jasności.W nagłym olśnieniu Daimon pojął, że każdy żołnierz Siewcy jestodwrotnością kreacji powołanej przez Pana, jej cieniem.Antykreator nie potrafi na-prawdę tworzyć, korzysta tylko z cienia rzucanego przez Jasność.W momencie, gdy zrozumiał, poczuł, jak przez miecz przebiega drżenie.UniósłGwiazdę Zagłady wysoko nad głowę, a broń rozbłysła oślepiającym blaskiem, jaśniej-szym niż eksplozja tysiąca słońc.Daimon poczuł znajomy przypływ mocy, tak jakbypotężna ręka zmiażdżyła go i odbudowała na nowo.Już nie był Daimonem Freyem,Aniołem Miecza.Przemienił się w Burzyciela Zwiatów.* * *Oślepiająco białe światło zalało na chwilę pole bitwy.Po niebie przetoczył się huk. Co to?  wyszeptał przestraszony Nuriel.Zielone oczy Gabriela pociemniały ze zmęczenia.748  Daimon się przeistoczył  powiedział tylko.Nuriel splótł dłonie. Chwała Panu, chwała Panu!  szeptał. Może jest jeszcze nadzieja! Może  rzekł regent Królestwa bez przekonania.* * *Daimon podążał do przodu.W czeluści nie było nic, tylko ciemność.W tej ciem-ności szeptały głosy, odzywały się głuche zawodzenia, płacz.Anioł Zagłady oddychałpłytko, czuł serce walące w piersi niczym gong.Mrok stawiał opór, dygotał od potęż-nej, czarnej obecności Siewcy.Było w nim zwątpienie i smutek nie do pojęcia, i strachgłęboki jak noc, i cierpienie, przerażające cierpienie, przed którym nie ma ucieczki, niema zmiłowania.Po twarzy anioła spływały łzy.Nie umiał ich zatrzymać.Nie próbowałnawet.Piołun brnął przez ciemność, a każdy krok zdawał się wysiłkiem, który kosztujeżycie.Anioł Zagłady jechał przez czeluść pełną niewyobrażalnego zła.Stracił poczucie czasu.Tu zaczynała się wieczność.Rozumiał już, czemu został wy-brany do walki z Siewcą.Kroczył dziedziną umarłych, królestwem śmierci.Nikt żywy749 nie mógłby tu wstąpić.Tylko Abbaddon, wskrzeszeniec, w połowie anioł, w połowietrup.Gwiazda Zagłady jarzyła się słabym blaskiem i to było jedyne światło w czeluści.Kroki Piołuna stawały się coraz krótsze, koń potykał się bez przerwy, charczał z wysił-ku.Wtem stęknął, upadł na kolana, omal nie zrzuciwszy jezdzca z siodła. Nie mogą.dalej. Daimon usłyszał w głowie złamany, pełen rezygnacjiszept konia  wybacz.Frey zsunął się z grzbietu przyjaciela.Wierzchowiec z jękiem przetoczył się na bok. Zawracaj, Piołun.Zrobiłeś wszystko, co mogłeś.Teraz wracaj. Własny głosbrzmiał dla anioła obco.Koń nie drgnął.Daimon pochylił się nad łbem rumaka. Musisz iść, Piołun.Nie ruszę się stąd, zanim nie odejdziesz.Nie pozwolę ci tuzginąć, rozumiesz?Determinacja w głosie anioła sprawiła, że koń podniósł się chwiejnie na nogi.W oczach miał smutek i ból.Nie powiedział ani słowa, odwrócił się i powlókł w mrok.Ciemność pochłonęła go natychmiast.750 Daimon ściskał w dłoniach rękojeść miecza.Nigdy nie czuł się tak straszliwie sa-motny.Ruszył przed siebie, na spotkanie z przeznaczeniem.* * *Gabriel gapił się bezmyślnie w zwierciadła.Dostrzegał tylko kłęby dymu i serię bez-ładnych starć.Trony, sypiąc iskrami i płonąc, ścierały się ze smokami Siewcy.Czteryocalałe chalkedry walczyły w powietrzu z podobnymi do srebrnych błyskawic zmien-nokształtami z czeluści.Rydwany wpadły na grupę owadzich machin, co chwila któryśginął w fontannie ognia.Gdzieś w powstałym chaosie walczył Michał, gdzieś była pie-chota Lampki, gdzieś dogorywali Harap Serapel, gdzieś bronił się Faleg.Zielone oczyarchanioła prześlizgiwały się po taflach luster obojętnie.Regent Królestwa zdążył jużpogodzić się z klęską.W lewym dolnym rogu małego zwierciadła zauważył dziwną, żarzącą się plamę.Stuknął palcem w ramę. Przybliż.Obraz powiększył się.yrenice Gabriela rozszerzyły się ze zdumienia.751  Ignis oszalał. szepnął do siebie.Atakowana przez piechotę i płaskie czarne kraby barykada, wzniesiona naprędceprzez salamandry, płonęła.Płonęła, bo w większości była zbudowana z ciał poległychobrońców.Maleńkie postaci salamander, widoczne w zwierciadle, uwijały się, biegałyna pozór bezładnie i padały, niczym potępieńcy w ogniu piekielnego pieca. Oszalał  powtórzył Gabriel. Dlaczego nie ucieka?I wtedy zobaczył, a serce załomotało mu w rytm kroków olbrzyma.Barykada bro-niła dostępu do tajnej, zamaskowanej furty.Oprócz trzech bram wiodących do SzóstegoNieba była też magicznie ukryta furta, prowadząca, niech się Jasność zlituje, wprostdo Nieba Siódmego.To jej zaciekle broniły oddziały Ignisa.Widocznie zaklęcia ma-skujące opadły na skutek ogromnego nagromadzenia magicznej mocy, towarzyszącegowalce z Siewcą.Teraz wróg jest o krok od wtargnięcia do najświętszych miejsc Króle-stwa.Siły Siewcy w Siódmym Niebie! Gabriela natychmiast opuściła apatia.Nigdy! Dotego nie dopuści nigdy! Co za fatalny, straszny błąd, że nie zauważyli furty wcześniej!Powinna stać się najmocniejszym punktem obrony! Nuriel!  krzyknął archanioł. Natychmiast poślij posiłki salamandrom!752 Przerażony adiutant i pozostali oficerowie sztabu zauważyli już, co się dzieje. Nikt się tam nie zdoła przebić!  jęknął Nuriel z rozpaczą. To za daleko odwszystkich trzech bram! Nie zdążą, zanim barykada nie padnie!Gabriel potoczył nieprzytomnym wzrokiem po twarzach zgromadzonych. My zdążymy  powiedział. My?  stęknął Ituriel. Jesteśmy dowództwem! Nie możemy opuścić sztabu! Jesteśmy żołnierzami Pana!  krzyknął regent. Czym tu będziesz dowodził?Nie mamy już żadnych rezerw, nie jesteśmy w stanie przegrupować żadnego oddziału!To klęska! Nie widzisz? Przynajmniej umrzemy w boju, jak aniołowie Jasności! Dosia-dać koni! Podnieść sztandar!Skrzydlaci pobledli, zaszemrali. Chwała Królestwa , ogromny sztandar w barwiesłońca i łez, stanowił największą świętość, najpotężniejszy symbol Jasności [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •