X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chodnik był tuwybity krzywo, często się rozgałęział, kończył niespodziewanie i zaczynał o paręmetrów wyżej lub niżej, trzeba się było tam drapać po stromych stopniach albopo na pół zgniłych drabinkach. Ale robota!  mruknął pogardliwie Wiktor. Ten, kto tu rąbał, musiałmieć zeza i drżączkę na dodatek.Karlik spojrzał na niego z politowaniem. Głupi jesteś.Oni naumyślnie tak.po prostu szli za żyłą, póki się nieurwała.Malinowski mówi, że w kopalni są ślady roboty dawnych górników, tychgwarków.Zdaje mi się, że trafiliśmy na nie. A to, co takiego?  Wiktor pokazał w ścianie wielkie ciemne jamy, po-dobne trochę do nisz grobowych w podziemiach kościoła w Piekutowie, które razzwiedzali ze szkołą. To są kawerny.Znajdowały się tutaj większe skupiska rudy, no.takiegniazda.Gwarkowie wybrali je.103  A ja myślałem, że to są groby górników  szepnął Wiktor. Idz, ale masz pomysły!  zachichotał Karlik.Wdrapali się do jednej, największej kawerny.Wiktor położył się, skrzyżowałręce na piersiach i udawał nieboszczyka z grobowca kościoła piekutowskiego.Nagle zerwał się jak oparzony, ze śmiertelnym przerażeniem w oczach. Co się stało?  zawołał Karlik. Tam ktoś leży.jakieś ciało! Trup! Zwariowałeś?! Czujesz zapach?Istotnie czuć było zapach w powietrzu. Trupi zapach  bełkotał Wiktor.Karlik pociągnął gruntownie nosem. Idz, głupi, to zapach karbidu.Obejrzał dokładnie lampę i powąchał, ale nie śmierdziała.Gaz nie ulatniałsię.Tymczasem w powietrzu czuć było wyraznie zapach karbidu, jaki wydzielaprzedwcześnie zgaszona lub nieszczelna lampa. Mówię ci, wyraznie namacałem ciało  Wiktor dygotał wciąż jeszcze. Zimne? Zimne. Gołe?. Nie, w ubraniu.Podeszli po cichu i zatrzymali się nadsłuchując, czy nie dobiegną ich jakieśszmery.Ale nie, było cicho, tylko woda pluskała delikatnie gdzieś w pobliżu.Chłopcom zjeżyły się włosy na głowie.Przypomnieli sobie wszystko, co słyszelii czytali o morderstwach, o szpiegach i dywersantach.Mimo to ciekawość przemogła. Ja.jazda, musimy zbadać, mo.może to jest ważny ślad  szepnąłKarlik dzwoniąc zębami. Ale ty wejdziesz pierwszy  zastrzegł Wiktor. Dobrze.Karlik wdrapał się niezdarnie, bo sztywne ze strachu ręce i nogi odmawiałyposłuszeństwa.Podniósł lampę do góry i oświecił.W głębi kawerny, pod ścianą,siedział człowiek w górniczym hełmie.Głowę miał opuszczoną bezwładnie i napół otwarte usta.Obok niego stała zgasła lampa.Karlik podszedł na uginającychsię nogach bliżej.Wiedział, że w takich razach przykłada się ucho do piersi ofiaryalbo lusterko do ust i bada, czy żyje.Lecz nagle zdjęły go zasadnicze wątpliwości.Ten osobnik ułożył się zbyt wygodnie jak na trupa.Pod sobą miał jakieś deski,na to narzucony kożuch, obok leżało mnóstwo niedopałków.Nagle rozległ się rumor obsuwanych kamieni i krzyk.To wspinający się zaKarlikiem Wiktor obsunął się po śliskich kamieniach.104 Jednocześnie ku przerażeniu Karlika  trup poruszył się niespokojnie, zakląłpod nosem i zaczął przecierać oczy.Wtem znieruchomiał cały.Zobaczywszy nadsobą jakąś postać z lampą, wydał przerazliwy krzyk podobny do wycia, zeskoczyłz półki skalnej i zaczął na oślep uciekać.Nie mniej od niego przerażeni chłopcy rzucili się w drugą stronę.Biegli możeminutę, może dłużej, gdy wtem chodnik urwał się i stanęli przed wysoką ścianą.Dysząc nadsłuchiwali, czy nie zbliża się pogoń.Ale było cicho.Przerazliwiecicho.Słyszeli tylko dudnienie serca i własne oddechy.I nagle z tej ciszy usłyszelicoś, co zmroziło im krew w żyłach.Gdzieś niedaleko rozległ się stłumiony, alewyrazny wybuch.Zdawało im się nawet, że ściana zadrżała i posypało się z niejparę kamyków.Lecz najdziwniejsze było to, że wybuch nie dobiegł ich od strony kopalni, leczwyraznie zza ściany.A tam, wiedzieli przecież dokładnie, nie przeprowadza się żadnych prac gór-niczych.Jeśli jest tam jakiś chodnik, to ciągnie się on z Dzikiego Szybu.Przypomnieli sobie od razu wszystkie tajemnicze i nie wyjaśnione wypadkizwiązane z Dzikim Szybem.Opowiadania Jońca i Miksy, śmiertelny przestrachMikołaja, gdy zniknęła drabina, Bolesławca kręcącego się koło sztolni i jego pełnegrozby ostrzeżenia.Ogarnął ich niepokój.Różne straszne domysły zaczęły krążyćpo głowie.W tej chwili gotowi byli przyjąć za prawdę bajkę o Wojtku MiedzianejStopie i uwierzyć, że to on tam strzela.Nie spuszczając ze ściany oczu zaczęli sięcofać powoli.Tajemnicze zjawisko zaprzątało zupełnie ich myśli. Gdyby się tak móc dostać do Dzikiego Szybu  powiedział Karlik wtedy dużo by się wyjaśniło. Musisz opowiedzieć o tym wybuchu Malinowskiemu  szepnął Wiktor.Ale Karlik machnął ręką.Zrezygnował już z nakłaniania starszych do zainte-resowania się tą sprawą.Nie ma najmniejszych szans, żeby uwierzyli.Za to napewno dostałby wciry, że włóczyli się po kopalni.Nie.Tę sprawę należy wyjaśnićwe własnym zakresie.Ale czy dadzą we dwóch radę? Gdyby tak zmobilizowaćresztę chłopców? Lecz zaraz przypomniał sobie nadętą, przemądrzałą twarz Ba-tury i porzucił tę myśl.Drużyna! Gdyby była drużyna! Taka, jaką miał Timur.Nie spostrzegli nawet, kiedy znalezli się z powrotem w nowej części kopal-ni.Dobiegające stąd oznaki życia, dalekie głosy, przebłyski świateł i jęk wiertełprzyciągały ich z jakąś niepokonaną siłą.Szli naprzeciw nich, choć groziły imniebezpieczeństwem.ale tak miło było znów poczuć się w pobliżu ludzi.* * *Po paru minutach usłyszeli znajomy brzęk wagoników.105  Zeskocz z toru, bo cię rozjedzie!  syknął Karlik gasząc latarkę. Jejku!  krzyknął przerażony Wiktor.Wagoniki przejechały tuż obok chłopców.Wozak, zdumiony czyimś piskiem,zatrzymał się i świecił dokoła.Chłopcy kucnęli wystraszeni. No, kto tam?!  powtórzył wozak, mniej już pewnym głosem.Widząc, że skierował się ostrożnie ku nim, przelezli między wagonikami nadrugą stronę.Wozak usłyszał szelest i brzęk żelaza i zatrzymał się. No, kto tam, u diabła?!Nie można było dłużej ryzykować tej zabawy w chowanego.Rzucili się doucieczki w głąb chodnika.Nie ubiegli jednak ani pięćdziesięciu kroków, gdy zo-baczyli zbliżające się naprzeciw światło. Jesteśmy w pułapce  szepnął zadyszany Karlik rozglądając się dookoła.Cofnęli się do miejsca, gdzie zaczynał się szereg wagoników  chcieli sięwdrapać na wózek i ukryć w nim.Lecz idący górnik posłyszał już zgrzyt wózkai wołał z daleka: To ty, Zyguła?!Co było robić? Włazić teraz na wózek, to znaczy pozbawić się ostatniej szansyucieczki.Chłopcy przycupnęli z boku. Hej, Zyguła, to ty, pieronie?!  górnik był już zupełnie blisko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •  

    Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.