[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chciało się Zbyszkowi lecieć do nich z całejduszy i serca, a gdy się dowiedział, że Zawisza zaraz po chrzcinach wybiera się aż hen gdzieś w dółWęgrów na Turków, nie mógł się wstrzymać od okrzyku:- Puściliby mnie z nim! niechbym choć przeciw poganom zginął.Ale nie mogło to być, a tymczasem zdarzyło się coś innego.Oto obie księżne mazowieckie nie przestałymyśleć o Zbyszku, który ujął je swoją młodością i urodą.Wreszcie księżna Aleksandra Ziemowitowaumyśliła wysłać list do mistrza.Mistrz nie mógł wprawdzie zmienić wyroku wydanego przez kasztelana,ale mógł wstawić się za młodzieńcem do króla.Jagielle nie wypadało wprawdzie okazywać łaski, gdyszło o zamach na posła, zdawało się jednak rzeczą niewątpliwą, że rad ją okaże na wstawiennictwosamego mistrza.Więc nadzieja na nowo wstąpiła w serce obu pań.Księżna Aleksandra, mając samasłabość do polerowanych rycerzy zakonnych, była i przez nich nadzwyczaj ceniona.Niejednokrotnieszły dla niej z Malborga bogate dary i listy, w których mistrz nazywał ją czcigodną, świątobliwądobrodziejką i osobliwszą orędowniczką Zakonu.Słowa jej wiele mogły i było rzeczą wielceprawdopodobną, iż nie doznają odmowy.Chodziło tylko o znalezienie gońca, który by dołożył wszelkiejgorliwości, aby jak najprędzej list oddać i z odpowiedzią powrócić.Usłyszawszy o tym, stary Maćkopodjął się tego bez wahania.Uproszony kasztelan wyznaczył termin, do którego obiecał powstrzymać wykonanie wyroku.Pełenotuchy Maćko zakrzątnął się tego samego dnia koło odjazdu, po czym udał się do Zbyszka, aby muszczęśliwą nowinę zwiastować.Jakoż w pierwszej chwili Zbyszko wybuchnął tak wielką radością, jakby mu już otworzono drzwi wieży.Następnie jednak zamyślił się, sposępniał nagle i rzekł:- Kto się tam od Niemców czego dobrego doczeka! Lichtenstein też mógł prosić króla o łaskę - i jeszczeby na tym wygrał, bo pomsty byłby się uchronił - a dlatego nie chciał nic uczynić.- On się zawziął za to, żeśmy go na tynieckiej drodze nie chcieli przeprosić.O mistrzu Kondracie niemówią ludzie zle.Wreszcie stracić na tym - nie stracisz.- Pewnie - rzekł Zbyszko - ale mu się tam nisko nie kłaniajcie.- Co się mam kłaniać? List od księżnej Aleksandry wiozę -i tyla.- Ha! kiedyście tacy dobrzy, to niech wam tam Bóg dopomoże.Nagle spojrzał bystro na stryjca i rzekł:- Ale jeśli mi król daruje, to Lichtenstein będzie mój, nie wasz.Pamiętajcie.- Jeszcześ szyi niepewny, to żadnych zapowiedzi nie czyń.Dość masz tamtych głupich ślubów - odrzekłz gniewem stary.Po czym rzucili się sobie w objęcia - i Zbyszko został sam.Nadzieja i niepewność miotały na przemian jego duszą, a gdy przyszła noc, a z nią burza na niebie, gdy zakratowane okno poczęło rozświecać sięzłowrogim światłem błyskawic, a mury trząść się od grzmotów, gdy wreszcie wicher wpadł ze świstemdo wieży i zgasił mdły kaganek przy łożu: pogrążony w ciemności Zbyszko stracił znów wszelką otuchę- i całą noc ani na chwilę oczu nie mógł zamrużyć."Już ja się śmierci nie wywinę - myślał - i wszystko nic nie pomoże".Wszelako nazajutrz przyszła do niego w odwiedziny zacna księżna Anna Januszowa, a z nią i Danusiaze swoją luteńką za pasem.Zbyszko padł im kolejno do nóg, po czym jakkolwiek był w utrapieniu, pobezsennej nocy, w niedoli i niepewności, nie do tyla jednak zapomniał o rycerskiej powinności, aby nieokazać Danusi zdumienia nad jej urodą.Lecz księżna podniosła na niego oczy pełne smutku i rzekła:- Nie dziwuj się ty jej, bo jeśli Maćko dobrej odpowiedzi nie przywiezie albo zgoła nie wróci, będziesz tysię wkrótce, nieboże, lepszym rzeczom w niebie dziwował.Po czym jęła ronić łzy, rozmyślając o przyszłym niepewnym losie rycerzyka, a Danusia zawtórowała jejzaraz.Zbyszko pochylił się na nowo do ich nóg, bo i jego serce zmiękło wobec tych płaczów jak wosk wcieple.Nie kochał on tak Danusi, jak mąż kocha niewiastę, poczuł jednak, że ją kocha z całej duszy i żena jej widok dzieje mu się w piersiach coś takiego, jakby w nich tkwił drugi człowiek, mniej srogi, mniejzapędliwy, mniej wojną dyszący, a natomiast jakby słodkiego kochania spragniony.Chwycił gowreszcie żal ogromny, iż musi ją porzucić i nie będzie mógł dotrzymać tego, co ślubował.- Już ja ci, niebogo, pawich czubów pod nogi nie podłożę -mówił.- Ale jeśli przed boskim obliczemstanę, tedy tak powiem: "Odpuść mi.Panie, grzechy, ale co jest dobra wszelkiego na ziemi, to daj niekomu innemu, tylko pannie Jurandównie ze Spychowa".- Niedawnoście się poznali - rzekła księżna.- Nie da Bóg, by to było na próżno.Zbyszko zaczął wspominać wszystko, co zaszło w gospodzie tynieckiej, i rozczulił się zupełnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •