[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A bodaj cię! Czy tenwyrostek był sam?- Sam, wasza miłość.- Pewien jesteś?- Pewien, wasza miłość.- Przypomnij sobie wszystko.namyśl się, człeku.nie szczędz czasu! Pachołek odrzekł po chwilowymzastanowieniu:- Kiedy on tu przyszedł, nikogo z nim nie było, ale teraz przypomniałem sobie, że jak obaj weszli, wciżbę na Moście, jakiś mężczyzna o minie wisielca znalazł się skądś i wtedy właśnie, kiedy się do nichzbliżał.- Co wtedy? Gadaj! - przerwał gromkim głosem zniecierpliwiony Hendon.- Właśnie wtedy wszyscy trzej zniknęli w tłumie i nie widziałem nic więcej, bo mój gospodarz, zawołałmnie i zaczął urągać, że ktoś zapomniał o tej pieczeni, co ją zamówił wielmożny skryba, chociażwszystkich świętych biorę za świadka, że równie dobrze można mnie obwiniać o to zapomnienie, jakwzywać nie narodzone dziecię przed sąd za grzechy popeł. - Precz z moich oczu, głupcze! Oszaleję od twej gadaniny.Czekaj! Dokąd lecisz? Nie możesz ustaćchwili na miejscu? Chodziłeś w stronę Southwark?- Proszę łaski waszej miłości, tylko tak daleko, jak trzeba było po tę przeklętą łopatkę na pieczeń,chociaż jakom już rzekł waszej miłości, nowo narodzonego dziecięcia nie można nie słuszniej winićniż.- Ty jeszcze tutaj? I wciąż gadasz? Precz, bo cię poszatkuję!Pachołek wyszedł.Hendon pospieszył za nim, minął go i zbiegając na dół po dwa schody naraz, mruczałdo siebie:- To ten wszawy hultaj, który powiadał się jego ojcem.Utraciłem cię, mój biedny, mały, obłąkanywładco.To myśl bolesna, bo takem cię już pokochał! Nie! Nie utraciłem, cię, przez piekło i niebo! Nieutraciłem cię, bo cały kraj przewrócę do góry nogami i znajdę cię na koniec! Biedne dziecko! Tam czekanań śniadanie.i na mnie.ale ja nie mam apetytu.Ha! Niechaj szczury raczą się jadłem naszym!Prędzej! Prędzej! Oto właściwe teraz słowo.Szybko torował sobie drogę wśród gwarnych tłumówprzelewających się na Moście i kilkakroć mówił do siebie, jak gdyby uporczywie wracała doń myślszczególnie miła:- Burczał, lecz poszedł.Tak, poszedł, ponieważ sądził, iż wzywał go Miles Hendon.Kochany chłopiec!Za nic nie uczyniłby tego dla nikogo innego.Wiem to dobrze.ROZDZIAA XIVLE ROI EST MORT - VIVE LE ROI!O brzasku tego samego ranka Tom Canty ocknął się z głębokiego snu i w ciemnościach otworzył oczy.Przez chwilę leżał cicho i próbował powiązać oderwane myśli i wrażenia, aby odnalezć w nich jaki takisens.Wreszcie powiedział żywo, lecz przytłumionym głosem:- Wszystko rozumiem! Tak! Wszystko rozumiem! Ach, chwała Bogu, zbudziłem się wreszcie! Witaj,radości! Precz, moje smutki! Hej! Nan, Bet! Rozkopcie słomę! Chodzcie do mnie i nastawcie uszy, boopowiem wam rzeczy nie do wiary, najosobliwszy szaleńczy sen, jaki duchy nocy stworzyłykiedykolwiek na podziw człowieczej duszy.Hej, Nan! Hej, Bet! Mglisty zarys jakiejś postaci pojawił sięu boku Toma i obcy głos zapytał:- Miłościwy pan raczy coś rozkazać?- Rozkazać?.O, biada mi! Znam twój głos! Powiadaj, ktom zacz?- Wy?.Zaprawdę, wczoraj jeszcze byliście, panie mój, księciem Walii, wszelako dziś jesteścienajmiłościwiej nam panującym Edwardem, królem Anglii.Tom zagrzebał twarz w poduszkach i szepnął żałośnie:- Niestety, to nie był sen.Udajcie się na spoczynek, dobry panie, mnie zaś pozostawcie własnymtroskom.Tom zdrzemnął się znowu i po niejakim czasie miał rozkoszny sen.Znił, iż jest lato, on zaś bawi sięsamotnie na pięknej łące zwanej Aanem Goodmana.Wysoki ledwie na stopę karzełek z rudymifaworytami i garbem na plecach ukazał się nagle i przemówił w te słowa:- Kop przy tym pniaku.Tom posłuchał i rychło znalazł dwanaście nowych błyszczących pensów! - skarb przeogromny! Nie natym wszakże koniec radości, bo karzełek odezwał się znowu:- Znam cię.Dobry z ciebie chłopiec, godzieneś więc nagrody.Kończą się twoje troski, bo oto nadszedłczas zapłaty.Kop tu co siódmy dzień, a za każdym razem znajdziesz taki sam skarb: dwanaścienowych, błyszczących pensów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •