[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W dwudziestym siódmym roku życia Danton postanowił porzucić Ziemię i ruszyć na podbój kosmosu.Smutny to był dzień, kiedy jego najlepszy przyjaciel, A1 Trevor, otrzymał od niego bezcenny karteluszek.- O rety, Edward - powiedział Trevor ściskając w palcach drogocenne zezwolenie - nie masz pojęcia, co to dla nas znaczy.Zawsze chcieliśmy mieć dwoje dzieci.Dzięki tobie.- Nie ma o czym mówić - przerwał mu Danton.- Tam, dokąd lecę, nie będę potrzebował żadnych zezwoleń na rozmnażanie.Możliwe zresztą - dodał, po raz pierwszy uświadamiając sobie taką możliwość - że nie miałbym nawet z kim takiego zezwolenia wykorzystać.- To jak sobie dasz radę? - zapytał Al, zawsze dbający o sprawy przyjaciela.- Zobaczymy.Zresztą może po pewnym czasie traf się jakaś dziewczyna.A poza tym są przecież różne środki zastępcze.- No pewnie.Który wybierzesz?- Uprawę warzyw.W końcu raz na jakiś czas mogę być praktycznie myślącym człowiekiem.- Jasne.W takim razie - powodzenia, chłopie.Wraz z pozbyciem się zezwolenia prokreacyjnego Danton wkroczył na drogę, z której nie mógł już zawrócić; nie pozostawało mu nic innego, jak przeć twardo do przodu.W zamian za wyrzeczenie się prawa do potomka rząd dawał mu dwuletni ekwipunek i zapewniał darmowy trans; port do dowolnego zakątka wszechświata.Danton natychmiast ruszył w drogę.Gęściej zaludnione planety wolał omijać z daleka, znajdowały się bowiem zazwyczaj pod absolutną władzą małych, spragnionych panowania grupek kolonistów.Zupełnie, na przykład, nie podobała mu się Heil V, gdzie totalitarne społeczeństwo, złożone z 342 osobników, najpoważniej w świecie sposobiło się do podboju Galaktyki.Nie był też zainteresowany Korani II, gdzie matematycznym imperium rządził gigantyczny komputer.Zrezygnował także z Planet Rolniczych - smutnych, odizolowanych światów, na których zajmowano się głównie praktycznym potwierdzaniem lub obalaniem różnych ekstremalnych teorii, dotyczących wpływu takich czy innych czynników na życie i zdrowie człowieka.Przelatując koło Hedonii zapragnął zrazu osiedlić się na tej znanej powszechnie planecie.Odwiodły go od tego zamiaru pogłoski o bardzo krótkim życiu jej mieszkańców; co prawda nawet autorzy tych pogłosek nie zaprzeczali, że życie na Hedonii, aczkolwiek krótkie, z pewnością nie może być nazwane nudnym.Danton leciał dalej przed siebie.Minął Planety Górnicze - ponure, skaliste globy zamieszkane przez posępnych, skorych do bitki brodaczy.A potem znalazł się już na Nowych Terytoriach.Planety były tu nie zamieszkane i wyznaczały najdalszą granicę politycznych wpływów Ziemi.Danton zbadał kilka z nich, aż wreszcie trafił na jedną bez jakichkolwiek śladów inteligentnego życia.Planeta miała łagodny klimat i pokryta była olbrzymim oceanem, ozdobionym pokaźnych rozmiarów wyspami z pyszną, soczystą zielenią dżungli.Sprawiała wrażenie zasobnej w ryby i wszelkiego rodzaju zwierzynę.Kapitan statku skrupulatnie odnotował objęcie w posiadanie przez Edwarda Dantona planety o nazwie Nowa Tahiti, tak ją bowiem jej nowy właściciel postanowił ochrzcić.Danton został następnie wysadzony na największej wyspie i wziął się za budowę obozowiska.Czekało go sporo pracy.Parę kroków od olśniewająco białej plaży zbudował z gałęzi i trawy małą chatkę.Potem sporządził sieci, trochę sideł i oszczep do polowania na ryby.Założył także warzywnik i z dumą obserwował, jak dzięki tropikalnemu słońcu i padającemu codziennie między 7.00 a 7.30 ciepłemu deszczowi jego warzywa dosłownie z dnia na dzień stają się coraz większe.Ogólnie rzecz biorąc, Nowa Tahiti była rzeczywiście rajskim miejscem i Danton powinien czuć się tutaj bardzo szczęśliwy.Było jednak jedno małe ale.Warzywnik miał stanowić niezawodny środek zastępczy, odciągający jego myśli od pewnych, ściśle określonych spraw.Pod tym względem absolutnie nie spełniał swego zadania.Danton w dzień i w nocy myślał o kobietach i zawodził smętnie do pomarańczowego księżyca nastrojowe, miłosne ballady.Było to ze wszech miar niezdrowe.Rzucił się desperacko na inne formy działań zastępczych.Na pierwszy ogień poszło malarstwo, potem wziął się za wydawanie gazety, następnie próbował skomponować sonatę, wreszcie wyrzeźbił z miejscowego piaskowca dwie gigantycznych rozmiarów postacie, wykończył je starannie i zaczął się rozglądać za czymś nowym do roboty.Niczego takiego nie dostrzegł; warzywa dawały sobie doskonale radę bez niego - jako przybysze z Ziemi nie dały szans miejscowym roślinom.Ryby całymi ławicami wpływały w jego sieci, mięsa też miał pod dostatkiem wystarczyło tylko zastawić sidła.Znowu więc całe dnie i noce spędzał na rozmyślaniu o kobietach - wysokich i niskich, czarnych i białych, a także o kobietach brązowych.Nadszedł wreszcie dzień, kiedy Danton zaczął myśleć z pożądaniem o kobietach marsjańskich; coś takiego nie udało się do tej pory żadnemu Ziemianinowi.Musiał jakoś położyć temu kres.Ale jak?Nie miał jak wezwać pomocy, nie istniały możliwości ucieczki z Nowej Tahiti.Zajęty był właśnie ponurą kontemplacją swej sytuacji, kiedy wysoko nad morzem dostrzegł czarną kropkę.Z zapartym tchem obserwował, jak rosła coraz bardziej, i modlił się cały czas w duchu, by nie okazała się jakimś ptakiem czy owadem.Kropka jednak rozrastała się w oczach i wkrótce już mógł dostrzec, strzelający z dyszy, blady płomień zimnego ciągu.Statek! Koniec samotności!Statek lądował długo i bardzo ostrożnie.Danton przebrał się tymczasem w swoje najlepsze pareu, strój z Mórz Południowych, wręcz idealny dla kogoś mieszkającego w klimacie Nowej Tahiti.Wykąpany, ze starannie przylizanymi włosami, obserwował podchodzącą do lądowania maszynę.Był to jeden z gwiazdolotów jeszcze wyposażonych w archaiczny napęd Mikkelsena.Z tego, co Danton wiedział, wszystkie zostały już dawno wycofane ze służby.Ten jednak, co od razu rzucało się w oczy, musiał być w drodze od bardzo już długiego czasu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •