[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Czy przynajmniej  zapytała Amelia  zmieniliście kryjówkę? Opuściliście klasztorKartuzów w Seillon? Tam zostali tylko zmarli. A czy grota w Ceyzeriat jest pewnym schronieniem? Najpewniejszym, gdyż ma dwa wyjścia. Klasztor Kartuzów miał również dwa wyjścia, a jednak, jak mówisz, zostawiliście tamtylko zmarłych. Zmarli są bezpieczniejsi od żywych.Oni nie umrą na szafocie.Amelia poczuła dreszcz,przebiegający po całym ciele. Karolu!  wyszeptała. Słuchaj  rzekł młodzieniec. Bóg świadkiem i ty też, że zawsze podczas naszychschadzek rozpraszałem twoje smutne przeczucia i moje obawy uśmiechem i wesołością.Aledziś postać rzeczy się zmienia.Jesteśmy w przededniu walki, zbliżamy się do chwili177 stanowczej.Nie proszę cię, Amelio, o to, czego szaleni i samolubni kochankowie w chwilachwielkich niebezpieczeństw żądają od swoich kochanek; nie proszę cię, abyś w sercuzachowała zmarłego, abyś kochała trupa. Kochany  rzekła dziewczyna, kładąc rękę na jego ramieniu  uważaj, zaczynasz wątpićwe mnie. Nie.Oddaję ci największą cześć  wszak pozostawiam ci swobodę spełnieniapoświęcenia.Ale nie chcę, abyś była związana jakąkolwiek przysięgą lub skrępowana jakimiświęzami. Tak.To dobrze  odpowiedziała Amelia. O jedno cię jednak musze prosić  mówił dalej młodzieniec. Przyrzekniesz mi nanaszą, niestety tak nieszczęsną dla ciebie miłość, że jeśli mnie aresztują, rozbroją, wtrącą dowięzienia lub skażą na śmierć, ty  i tego żądam od ciebie, Amelio  wszelkimi sposobamipostarasz się dostarczyć broń nie tylko mnie, lecz również moim towarzyszom, abyśmyzawsze mogli być panami swego życia. Ależ, Karolu! Czy nie pozwolisz, abym wszystko wyjawiła, odwołała się do uczuć megobrata i do wspaniałomyślności pierwszego konsula?Nie zdążyła dokończyć, gdyż kochanek chwycił ją porywczo za rękę mówiąc: Amelio! Musisz mi złożyć dwie przysięgi.Najpierw przysięgnij, że nie będzieszzabiegała o moje ułaskawienie.Przysięgnij, przysięgnij, Amelio! Po cóż mam przysięgać, kochany?  odparła dziewczyna z płaczem. Obiecuję ci. Czy obiecujesz na tę chwilę, kiedy ci powiedziałem, że cię kocham, i kiedy miodpowiedziałaś, że mnie kochasz? Przysięgam na twoje i swoje życie, na naszą przeszłość i przyszłość, na nasze uśmiechy ina nasze łzy! Bez tego, rozumiesz Amelio, muszę umrzeć, nieułaskawiony, nawet gdybym miałrozstrzaskać sobie głowę o ścianę. Obiecuję ci, Karolu. A teraz druga prośba, Amelio.Jeśli nas schwytają i skażą  dostarcz nam broń lubtruciznę, cokolwiek, bylebyśmy mogli zakończyć życie.Zmierć z twoich rąk będzie jeszczedla mnie szczęściem. Z bliska czy z daleka, wolny czy uwięziony, żywy czy umarły  zawsze będziesz ze mną.Mów, a usłucham. To wszystko, Amelio.Widzisz, jakie to jasne i proste.Nie chcę łaski, chcę broni. Proste i jasne, ale okropne. Ale tak będzie, prawda? Chcesz tego? Błagam o to. Wola twoja, kochany Karolu, będzie spełniona, bez względu na to, czy prosisz, czyrozkazujesz.Młodzieniec podtrzymał lewym ramieniem dziewczynę.Chciał ją pocałować, gdy zaoknem rozległ się krzyk sowy, tak donośny i bliski, że Amelia drgnęła, a Karol podniósłgłowę.Krzyk rozległ się po raz drugi, po chwili  po raz trzeci. Słyszysz  wyszeptała Amelia  głos złowróżbnego ptaka.Karol potrząsnął głową. To nie krzyk sowy, Amelio.To wezwanie jednego z moich towarzyszy.Zgaś świecę.Amelia zdmuchnęła świecę, Karol w tym czasie otworzył okno. Aż tu cię szukają! To nasz przyjaciel, wtajemniczony we wszystko, hrabia de Jayat.On jeden wiedział,gdzie jestem.178 Po chwili, z balkonu, zapytał: Czy to ty, Montbar? Tak.Jakiś człowiek wysunął się spośród drzew. Nowiny z Paryża.Nie ma chwili do stracenia: chodzi o nasze życie. Czy słyszysz, Amelio?I biorąc dziewczynę w objęcia, przycisnął ją gorączkowo do serca. Idz  rzekła. Wszak słyszałeś, że chodzi o życie was wszystkich! %7łegnaj, Amelio, żegnaj, moja ukochana! Nie mów żegnaj. Nie, nie, do widzenia! Morganie! Morganie!  rozległ się głos, czekającego pod balkonem.Młodzieniec ostatni raz dotknął ustami warg Amelii, po czym jednym skokiem przez oknoznalazł się obok towarzysza.Amelia podbiegła do balustrady, ale dojrzała tylko dwa cienie ginące w mroku, którypotęgowało sąsiedztwo wielkich drzew zamkowego parku.179 Jaskinia w CeyzeriatObaj młodzieńcy skryli się w cieniu drzew; Morgan prowadził swego towarzysza, mniejobeznanego z zakątkami parku.Tak doszli do miejsca, w którym Morgan zwykleprzeskakiwał przez mur.W kilka sekund obaj byli po drugiej stronie.Potem znalezli się na brzegu rzeki Reyssouse.Tam czekała pod wierzbą łódz.Wskoczyli do niej jednocześnie i trzema uderzeniami wioseł dobili do przeciwnegobrzegu.Równolegle do koryta rzeki biegł wąwóz, który prowadził do lasku, leżącego pomiędzyCeyzeriat i Etrez, więc na przestrzeni trzech mil wzdłuż.Las ten był po tej stronie rzeki, jakbydalszym ciągiem lasu Seillon.Doszedłszy, do skraju, zatrzymali się.Dotychczas szli bardzo szybko, prawie biegli.%7ładennie wymówił słowa.Droga, którą przebyli, była pusta; prawdopodobnie, a nawet na pewno nikt ich nie widział.Można więc było wytchnąć. Gdzie są towarzysze?  zapytał Morgan. W grocie  odparł Montbar. Dlaczego więc tam nie idziemy? Bo pod tym bukiem mamy spotkać jednego z naszych, który nam powie, czy możemybezpiecznie iść dalej. Kogo? D'Assasa.Jakiś cień ukazał się za wskazanym drzewem. Oto jestem  odezwał się cień. Ach! To ty?  zawołali obaj młodzieńcy. Cóż nowego?  zapytał Montbar. Nic; czekają na was, aby powziąć decyzję. Kiedy tak, to idzmy.I we trzech poszli dalej.Gdy przeszli jakieś trzysta kroków, Montbar znowu się zatrzymał. Armandzie!  zawołał półgłosem.Na to wezwanie dał się słyszeć szelest suchych liści i wynurzył się czwarty cień, któryzbliżył się do trzech towarzyszy.180  Nic nowego?  zapytał Montbar. Owszem: jest wysłaniec Cadoudala. Ten sam, który już raz przychodził? Tak. Gdzie on? Z braćmi, w grocie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •