[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Czasem po prostu nie chce być znaleziony.Prawdopodobnie nie znajdziesz go, zanim nie przyniesiesz odpowiedniego talizmanu.Być może jednak sama powinnam się tym zająć.Pozostali również przygotowują się do Rady, ale ja mam bardzo poważne zastrzeżenia do ich żądań: moi przeciwnicy pragną, aby nasz świat zamknął Bramy i byśmy odesłali wszystkie zaadoptowane podrzutki do miejsc, z których pochodzą.Zamierzają także zniszczyć wszystkie talizmany, by raz na zawsze odciąć się od innych światów i nigdy więcej nie mieć z nimi nic wspólnego.Nie wydaje mi się, byśmy mogli sobie na to pozwolić.W dużej mierze zależymy od waszego świata.Niektóre związki między nami sięgają wstecz do czasów prehistorycznych.Jak więc moglibyśmy zanegować doświadczenie i mądrość niezliczonych pokoleń Alfarów, i wiedzę, która głosi, że jesteście naszymi dziećmi i nimi pozostaniecie bez względu na oddalanie się naszych światów od siebie? Obawiam się jednak, że nie będę w stanie stawić czoła całej Radzie zjednoczonej przeciwko mnie.– Kerridis przyjrzała się Fentonowi bardzo uważnie.– Zaczynasz zanikać – powiedziała ostro.– Ściskaj mocno vrill, to powinno złagodzić twój ból.Fenton zatrzymał się i przykucnął, aby rozmasować paraliżowane skurczami mięśnie nóg.Zastanawiał się, czy przebywa tu aż tak długo, żeby w jego ciele zaszły nieodwracalne zmiany fizjologiczne? Czy znowu odwieźli jego ciało do szpitala? Nie chciał jeszcze wracać.Nie teraz, kiedy był tak blisko poznania sekretu Domu na Rozstajach z ust samej Kerridis.Z determinacją zaciskał w dłoni podłużną bryłkę vrillu.– Boję się o ciebie, Fenton.Może powinnam cię natychmiast odesłać.– Nie – zareagował żywo.– Wszystko w porządku, dobrze się czuję.Na twarzy Kerridis pojawił się ten jej słodki, współczujący uśmiech.Drobne, niematerialne palce zacisnęły się na dłoni Cama.Mimo że uścisk był ledwo wyczuwalny, Fentona ogarnęło ciepło i odprężenie.– Chciałabym ci jakoś ulżyć – powiedziała – ale myślę, że może będzie lepiej dla naszych światów, jeśli zaakceptuję tę szlachetną nieprawdę.Bo myślę, że powiedziałeś mi nieprawdę, tak jak Pentarn, ale nie uczyniłeś tego ze złej woli, lecz z męstwa.Chodź ze mną, Fenton, zaprowadzę cię do Domu na Rozstajach.Zmuszony był zapytać:– Czy to bardzo daleko? – Nie miał pojęcia, gdzie się znajduje w odniesieniu do swego świata.Kerridis wyglądała na zakłopotaną.– Jest tam, gdzie jest.Podróż nie będzie daleka, jeśli o to pytasz.Myślę.– rozejrzała się wokół badawczo w ten dziwny, charakterystyczny dla Alfarów sposób myślę, że mogę sprawić, aby ta ścieżka nas tam zaprowadziła.Chodź.Jeszcze raz Fenton poczuł bardzo subtelny dotyk jej smukłych palców, zamykających się na jego dłoni.– Musisz iść blisko mnie, jeśli mam cię tędy przeprowadzić – dodała.Miał ochotę powiedzieć: „Będzie całkiem przyjemnie”, ale czy mógł powiedzieć to głośno do Pani Alfarów, Królowej Wróżek? W końcu nie odezwał się, tylko ujął silnie jej dłoń.Gdy tak szli przez chwilę, Fentonowi wydało się, że ledwo widoczna ścieżka staje się coraz bardziej wyraźna, jakby wydeptana setkami stóp.Trochę później za zakrętem zobaczył najbardziej niezwykłą ze wszystkich rzeczy, jakie dane mu było oglądać u Alfarów, dziwniejszą nawet od Skalnego Lochu.Drzewa przed nimi przerzedzały się otwierając widok na przestronną polanę, która była porośnięta jasnozieloną trawą upstrzoną drobnymi złocistymi kwiatkami.W centrum polany wznosiła się brama.Z ziemi wyrastały dwie potężne złote kolumny, kunsztownie zdobione runicznymi wzorami.Ich szczyty tonęły we mgle snującej się nad polaną.– Oto Brama Światów, a za nią stoi Dom na Rozstajach – oznajmiła Kerridis zupełnie niepotrzebnie.Fentonowi nie przyszłoby do głowy, że to może być cokolwiek innego.Między kolumnami była.nicość, pustka.Gdy u boku Kerridis Fenton przekroczył granicę Bramy, czuł przez krótką chwilę, że leci w otchłań.Wrażenie to znał z nocnych koszmarów, w których spadał w nieskończoność, czując bezwład kończyn, niezdolny do krzyku.Sekundę później ocknął się i zauważył, że stoi na ziemi, nadal u boku Kerridis.Patrzył w głąb przestronnego dziedzińca.Spojrzał w górę i stwierdził, że spogląda w bezgwiezdną, bezgraniczną przestrzeń.W głębi dziedzińca majaczyły cienie, były jednak zbyt odległe, żeby Cam mógł wyraźnie określić zarysy postaci.Kerridis i Fenton pomknęli z prędkością myśli w stronę kształtu, który Cam powoli rozpoznał jako następną złotą bramę.U jej wrót siedziała skurczona postać w szarej szacie.Był pierwszym brodatym Alfarem, jakiego Fenton widział.Twarz, którą ujrzał, była twarzą starca.Długie, siwe włosy spływały mu na ramiona, a biała broda i wąsy sięgały aż do pasa.Zamyślony Alfar spoglądał na nich zielonymi, głęboko osadzonymi oczami.Czoło miał naznaczone głębokimi bruzdami zmarszczek.Gdy się zbliżyli, wstał i skłonił się przed Kerridis.– Oto Pani – stwierdził starzec, a oczywistość jego słów zirytowała Fentona.– Nie oglądaliśmy cię, Pani, w Domu na Rozstajach przez wiele, wiele dni.Dokąd prowadzą cię twe ścieżki, Kerridis?– Rzadko podróżuję poza granice mojego świata – odpowiedziała Kerridis; zmarszczyła przy tym brwi w taki sposób, że Fenton natychmiast przypomniał sobie Sally.Zaczął się zastanawiać, czy jego fascynacja Sally nie wynika stąd, że w jakiś subtelny i trudny do określenia sposób kobieta ta przypomina mu Kerridis.– Jak się mają sprawy Bram, Myrillu? – zapytała Kerridis.– Wy, których obowiązkiem jest strzeżenie Bram, przysięgaliście utrzymywać równowagę między światami.Stojący obok mnie człowiek ze świata pod słońcem opowiedział mi, że żelazory przenikają masowo do jego świata.A tam przecież nie ma dla nich miejsca [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •