[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czy coœsiê ( sta³o?- Co mia³oby siê staæ?-- Zdawa³o mi siê, ¿e s³ysza³em jakieœ odg³osy dochodz¹ce z koœcio³a.- Z koœcio³a? - Teraz ja z kolei zrobi³em zaskoczon¹ minê.- Tak.Z mojego koœcio³a.Tam.- Wskaza³ mi go na wypadek, gdybymnie wiedzia³, jak wygl¹da koœció³.- Jestem pastorem.Moje nazwisko:Godbody.Doktor Thaddeus Goodbody.Myœla³em, ¿e mo¿e zakrad³ siêjakiœ intruz.- W ka¿dym razie nie ja, wielebny pastorze.Od lat nie by³em w koœ-ciele.Kiwn¹³ g³ow¹ tak; jakby go to wcale nie zdziwi³o.- ¯yjemy w bezbo¿nych czasach.Dziwna to pora do przebywania na9teœcie, m³ody cz³owieku:- Nie dla kierowcy taksówki z nocnej zmiany:Popatrzy³ na mnie wcale nie przekonany i zajrza³ do taksówki.- Bo¿e mi³osierny! Tu le¿¹ zw³oki na pod³odze.- Na pod³odze nie ma ¿adnych zw³ok.Na pod³odze le¿y pijany mary-narz; którego odwo¿ê na statek.Zlecia³ na pod³ogê przed paroma sekun-dami , wiêc zatrzyma³em siê, ¿eby go z powrotem posadziæ na siedzeniu.86 87Uwa¿a³em, ¿e to bêdzie chrzeœcijañski uczynek = doda³em cnotliwie.- Ze zw³okami nie zadawa³bym sobie tego trudu.To moje odwo³anie siê do jego profesji nie da³o rezultatu.Powiedzia³tonem, którego zapewne u¿ywa³ do swych zb³¹kanych owieczek:- Chcê sam to sprawdziæ.Napar³ twardo na mnie, a ja napar³em twardo na niego.Powiedzia³em:- Proszê nie doprowadzaæ do tego, ¿ebym straæi³ prawo jazdy.- Wiedzia³em! Wiedzia³em! Jest tu coœ bardzo podejrzanego.Wiêcmo¿e pan przeze mnie straciæ prawo jazdy?- Tak.Je¿eli wrzucê ksiêdza pastora do kana³u, to je stracê.To znaczy- doda³em po namyœle - o ile uda siê ksiêdzu wydrapaæ z powrotem.- Co? Do kana³u? Mnie? Cz³owieka bo¿ego? Pan _mi grozi u¿yciemprzemocy?- Tak.Dr Goodbody szybko cofn¹³ siê o kilka kroków.- Mam numer pañskiego wozu.Z³o¿ê na pana za¿alenie.Noc mia³a siê ku koñcowi, a chcia³em trochê siê przespaæ przed ranem,wiêc wsiad³em do samochodu i odjecha³em.Pastor wygra¿a³ mi piêœci¹w sposób nie œwiadcz¹cy zbyt dobrze o jego pojêciu braterskiej mi³oœcii zdawa³ siê wyg³aszaæ jak¹œ gwa³town¹ perorê, ale nie mog³em tegodos³yszeæ.zastanowi³em siê, czy z³o¿y skargê w policji, i pomyœla³em, ¿es¹ ma³e szanse, aby to zrobi³.Zaczyna³o mnie ju¿ nu¿yæ dŸwiganie George'a po schodach.Chocia¿ nicprawie nie wa¿y³, ale z uwagi na brak snu oraz kolacji by³em znacznieponi¿ej zwyk³ej formy, a poza_ tym mia³em ju¿ narkomanów wy¿ej nosa.Drzwi do maleñkiego mieszkanka Astrid zasta³em otwarte, czego mo¿nasiê by³o spodziewaæ, je¿eli George by³ ostatni¹ osob¹, która nimi wy-chodzi³a.Wszed³em, zapali³em œwiat³o, min¹³ém œpi¹c¹ Astrid i z³o¿y³emGeorge'a niezbyt delikatnie na jego ³ó¿ku.Przypuszczam, ¿e dziewczynêzbudzi³o skrzypniêcie materaca, a nie jaskrawe œwiat³o pod sufitem; w ka¿-dym razie kiedy wróci³em do jej pokoju, siedzia³a na swoim ³ó¿ku-le¿ancei przeciera³a oczy, jeszcze otumaniona po œnie.Spojrza³em na ni¹ z wyra-zem - mam nadziejê - zamyœlenia i nie powiedzia³em nic.- On spa³ i potem ja te¿ zasnê³am - odezwa³a siê tonem usprawied-liwienia.- Widocznie wsta³ i znowu wyszed³.= Kiedy przyj¹³em toarcydzie³o dedukcji w milczeniu, na które zas³ugiwa³o, doda³a niemalz desperacj¹: - Nie s³ysza³am, jak wychodzi³.Nic nie s³ysza³am.Gdziepan go znalaz³?- Na pewno nigdy byœ nie zgad³a.W gara¿u, przy katarynce, próbuj¹-cego œci¹gn¹æ z niej pokrowiec.Nie bardzo mu to sz³o.Tak jak przedtem tego wieczora, ukry³a twarz w d³oniach; tym razem niep³aka³a, choæ pomyœla³em posêpnie, ¿e jest to tylko sprawa czasu.Co w tym takiego niepokoj¹cego? - spyta³em.- On bardzo siêinteresuje katarynkami, prawda? Zastanawiam siê, dlaczego.To ciekawe., jest muzykalny?Nie.To znaczy tak.Od ma³ego.E, daj¿e spokój.Gdyby by³ muzykalny, wola³by s³uchaæ pneumatycz-nego œwidra.Istnieje bardzo prosta przyczyna, ¿e tak przepada za tymikatarynkami.Bardzo prosta - i oboje j¹ znamy.spojrza³a na mnie, ale nie bez zdziwienia; jej oczy by³y zmêtnia³e zestrachu.Ze znu¿eniem przysiad³em na krawêdzi ³ó¿ka i uj¹³em j¹ za obied³onie.Astrid.S³ucham.Jesteœ prawie tak¹ sam¹ skoñczon¹ k³amczuch¹, jak ja.Nie posz³aœiæ George'a, bo doskonale wiedzia³aœ, gdzie jest, i doskonale wiesz,¿e _ go znalaz³em: w miejscu, gdzie by³ zdrowy i ca³y, w miejscu, gdziepolicja nigdy by go nie znalaz³a, bo nie przysz³oby jej na myœl szukaæ tamkiedykolwiek.- westchn¹³em.- Dymek to nie strzykawka, ale pewnielepszy ni¿ nic.ßpojrza³a na mnie ze zmartwia³¹ twarz¹, po czym znowu ukry³a j¹w :d³oniach.Ramiona zaczê³y jej drgaæ, tak jak przewidywa³em.Nie mampojêcia, jakie pobudki mn¹ kierowa³y, ale po prostu nie mog³em taksiedzieæ nie wyci¹gn¹wszy do niej pokrzepiaj¹cej d³oni, a kiedy to uczyni-³em , popatrza³a na mnie drêtwo oczami pe³nymi ³ez, objê³a mnie i zaczê³a_zko szlochaæ na moim ramieniu.Zaczyna³em ju¿ przywykaæ do takiegotraktowania w Amstérdamie, ale bynajmniej z nim siê nie pogodzi³em,' spróbowa³em ³agodnie rozluŸniæ jej rêce, lecz ona tylko tym mocniejzacisnê³a [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •