[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mimo to Wokulski jeszcze dodał mu rubla i odszedł, bynajmniejniezadowolony z przyjęcia. Może baron - myślał - po prostu nie chce mojej wizyty? Ha!w takim razie niech płaci lichwiarzom i zabezpiecza się od nich ażczterema sposobami zamknięć. ,Wrócił do siebie.Baron istotnie miał zamiar wyjechać na wieś i nie był zdrów,ale i nie tak chory.Rana w policzku goiła mu się bardzo powoli; niedlatego, ażeby miała być ciężką, ale że organizm pacjenta był mocnopodszarpany.W chwili wizyty Wokulskiego baron był wprawdzieobwiązany jak stara kobieta na mrozie, ale nie leżał w łóżku, tylkosiedział na fotelu i miał przy sobie nie doktora, ale hrabiego Liciń-skiego.337 Bolesław PrusWłaśnie narzekał przed hrabią na opłakany stan zdrowia.- Niech diabli wezmą - mówił - tak podłe życie! Ojciec zostawiłmi wprawdzie pół miliona rubli w dziedzictwie, ale zarazem czterychoroby, z których każda warta milion.Co za niewygoda bez bino-klil.No i wyobraz sobie hrabia: pieniądze rozeszły się, ale chorobyzostały.%7łe zaś ja sam dorobiłem sobie parę nowych chorób i trochędługów, więc - sytuacja jasna: byłem się szpilką zadrasnął, muszęposyłać po trumnę i rejenta.- Tek! - odezwał się hrabia.- Nie sądzę jednak, ażebyś panw podobnej sytuacji rujnował się na rejentów.- Właściwie to mnie rujnują komornicy.Baron, opowiadając, niecierpliwie chwytał odgłosy dolatujące goz przedpokoju, ale - nic nie mógł zmiarkować.Dopiero gdy usłyszałzamykanie drzwi, zasuwanie zatrzasku i zakładanie łańcucha, na-gle wrzasnął:- Konstanty.Po chwili wszedł służący nie zdradzając zbytecznego pośpiechu.- Kto był?.Pewnie Goldcygier.Powiedziałem ci, ażebyś z tymłotrem nie wdawał się w żadne rozprawy, tylko porwał za łeb i zrzu-cił ze schodów.Wyobraz pan sobie - zwrócił się do Licińskiego - tenpodły %7łyd nachodzi mnie ze sfałszowanym wekslem na czterystarubli I ma bezczelność żądać zapłaty!.- Trzeba wytoczyć proces, tek.- Ja nie wytoczę.Nie jestem prokuratorem, który ma obowiązekścigać fałszerzy.Zresztą nie chcę dawać inicjatywy do gubienia ja-kiegoś zapewne biedaka, który zabija się pracą nad naśladowaniemcudzych podpisów.Czekam więc, ażeby Goldcygier wystąpił z ak-cją, a dopiero wówczas nikogo nie oskarżając przyznam, że to niemój podpis.- A właśnie, że to nie był Goldcygier - odezwał się Konstanty.- Więc kto?.Rządca.może krawiec?.- Nie.Ten pan.- rzekł służący i podał bilet Krzeszowskiemu.-338 LALKAPorządny człowiek, alem go wygnał, kiedy tak pan baron kazał.- Co?.- spytał zdziwiony hrabia spoglądając na bilet.- Nie kazałeś pan przyjmować Wokulskiego?.- Tak - potwierdził baron.- Licha figura, a przynajmniej.nie dotowarzystwa.Hrabia Liciński z pewnym akcentem poprawił się na fotelu.- Nie spodziewałem się usłyszeć takiego zdania o tym panu.odpana.Tek.- Nie bierz pan tego, co mówię, w jakimś hańbiącym znaczeniu- pośpieszył objaśnić baron.- Pan Wokulski nie zrobił nic podłego,tylko.takie małe świństewko, które może uchodzić w handlu, alenie w towarzystwie.Hrabia z fotelu, a Konstanty z progu uważnie przypatrywali sięKrzeszowskiemu.- Sam hrabia osądz - mówił dalej baron.- Klacz moją ustąpiłempani Krzeszowskiej (przed Bogiem i ludzmi prawnie zaślubionej mimałżonce) za osiemset rubli.Pani Krzeszowska na złość mnie (niewiem nawet za co!) postanowiła koniecznie ją sprzedać.No i trafił sięnabywca, pan Wokulski, który korzystając z afektu kobiety postanowiłzarobić na klaczy.dwieście rubli!.dał bowiem za nią tylko sześćset.- Miał prawo, tek - wtrącił hrabia.- Eh! Boże.Wiem, że miał prawo.Ale człowiek, który dla po-kazania się wyrzuca tysiące rubli, a gdzieś w kącie zarabia na hi-steryczkach po dwadzieścia pięć procent, taki człowiek nie jestsmaczny.To nie dżentelmen.Zbrodni nie popełnił, ale.jest taknierówny w stosunkach, jak ktoś, kto rozdając znajomym w pre-zencie dywany i szale wyciągałby nieznajomym chustki do nosa.Zaprzeczy pan temu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •