[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lewą ręką założył szaleńcowi nelsona, podczasgdy prawą wbił mu w ramię igłę strzykawki.Wcisnął tłoczek, podając prosto do żył jakiś lek.Wariat zwiotczał w jego ramionach, broń upadła z grzechotem na dach.Wciążpróbował mówić, ale teraz tylko bełkotał.Powieki mu zatrzepotały, po czym znieruchomiał.Nieznajomy wyciągnął strzykawkę z jego ramienia.Wypłynęło trochę jasnego płynu,a szaleniec osunął się na gzyms.Kiedy mężczyzna się wyprostował, spojrzał spokojnie naSherlocka:- Co tu robisz, chłopcze?- Szukałem piłki w ogrodzie - odparł Sherlock, starając się mówić jak małe bezbronnedziecko - kiedy ten człowiek złapał mnie i wciągnął do środka.* William Szekspir, Król Henryk VI, przeł.L.Ulrich, [w tegoż:] Kromki tom II, przeł.St.Kozmian, J.Paszkowski, L.Ulrich, Warszawa 1963, s.373.Nie mógł nie zauważyć, że kiedy mężczyzna się wyprostował, podniósł też rewolwer itrzymał go przy udzie lufą w dół.- A co ten dżentelmen chciał ci zrobić, kiedy wciągnął cię do domu?- Nie wiem.Przysięgam, że nie wiem.Mężczyzna zastanawiał się w milczeniu przezkilka chwil, uderzając długą lufą o spodnie.- Wejdz do domu - powiedział w końcu, dając mu znak bronią.- I wez go ze sobą -dodał, wskazując głową nieprzytomnego szaleńca.- Zaciągnij go za róg.Tam jest otwarteokno.Wsuń go do środka.- Ale.- Bez dyskusji.Po prostu zrób, co ci każę.Sherlock zerknął na nieznajomego, potemna broń, i znów na niego.Mężczyzna nie wydawał się zdenerwowany, niespokojny aniszalony.Był zupełnie zdrowy na umyśle, ale i tak gotów strzelać.Chłopiec podszedł więc i chwycił szaleńca za ramiona.Mężczyzna odsunął się, żebyzrobić mu miejsce.Sherlock przeciągnął ciało nieprzytomnego człowieka za róg, dootwartego okna, cały czas świadom, jak wąski jest gzyms.Jeden fałszywy krok i spadnie.Ciało szaleńca było ciężkie i trudno się nim manewrowało.Sherlock czuł, że całyocieka potem, gdy się z nim siłował.W końcu udało mu się wepchnąć go do połowy w okno. Przecisnął się za nim, po czym pociągnął mężczyznę za sobą.Człowiek z bronią przez cały czas stał i patrzył.- 60 - Nagle zza pleców Sherlocka pojawiły się czyjeś ramiona, które złapały ciałonieprzytomnego.- Zabiorę go stąd - odezwał się wysoki głos.Zaskoczony Sherlock odwrócił głowę.Tuż obok niego stał czwarty mężczyzna, niski, tęgi i łysy.Brakowało mu też kawałkaprawego ucha.Sherlock odsunął się i pozwolił łysemu powlec nieprzytomnego po posadzcekorytarzem do innej sypialni, z kluczem w zamku.Podczas gdy mężczyzna dzwigał tamtegona łóżko, Sherlock zauważył, że w tym pomieszczeniu faktycznie są kraty w oknach.To byłpokój szaleńca.Trzeci mężczyzna - ten przysadzisty o jasnych włosach - stał w drzwiach.Wciążtrzymał broń.- Co z Gilfillanem? - zapytał.- Paskudna rana głowy - odparł niski i łysy, który wciąż układał wariata na łóżku.-Kiedy się obudzi, łeb będzie go bolał jak diabli, ale poza tym chyba nic mu nie grozi.-Zachichotał.- Ma twardą czaszkę.%7łeby naprawdę go uszkodzić, trzeba walnąć go dużomocniej.- Chętnie bym to zrobił! - warknął przysadzisty.- Cholerny głupiec, że pozwoliłBoomowi, by tak go uderzył.Mógł zepsuć cały plan.Ostatnie, czego nam potrzeba, to Boothszalejący po okolicy, zwłaszcza w jego obecnym stanie.Booth! Sherlock starał się ukryć emocje, ale poczuł ciepłą falę satysfakcji.Tenczłowiek to naprawdę John Wilkes Booth, a nie John St.Helen.Przysadzisty wciąż mówił.Wskazał Sherlocka bronią.- A teraz przez niego mamy na głowie świadka.Aysy przerwał to, co robił, i po raz pierwszy spojrzał na Sherlocka.- Co z nim zrobimy, Ives? Przysadzisty - Ives - wzruszył ramionami.- Chyba nie mamy wyboru - stwierdził.Aysy nagle jakby zrobił się nerwowy.- Ale to tylko dzieciak.Nie moglibyśmy go po prostu puścić? - Odwrócił się doSherlocka.- Niczego nie widziałeś, prawda, mały?Sherlock starał się wyglądać na przerażonego, co nie było trudne.- Jak mamę kocham, szefie - powiedział, starając się, żeby jego głos zabrzmiałmożliwie szczerze.- Zapomnę o tym wszystkim.Przysięgam.Ives go zignorował. - Co z Boothem?- Zrodek usypiający działa jak należy.Będzie spał przez kilka godzin.Ives skinął głową.- To mi da dość czasu.- Czasu na co?Ives uniósł rewolwer o długiej lufie i wycelował prosto w Sherlocka.- %7łeby zabić dzieciaka i pozbyć się ciała.Zapamiętaj zasadę numer jeden: nie możezostać nikt, kto widział twoją twarz.Sherlockiem wstrząsnął dreszcz.Mieli zamiar się go pozbyć, wyrzucić niczym worekziemniaczanych obierek! Zerknął do przodu i do tyłu, szukając drogi ucieczki, ale Ives stał wdrzwiach, a ten drugi, niski i łysy - między Sherlockiem a oknem.A nawet gdyby udało musię wydostać przez okno, dokąd by poszedł? Pobiegliby za nim, otoczyli i albo by gozepchnęli, albo zastrzelili i patrzyli, jak spada z dachu.- Proszę pana, ja nic nie widziałem - jęknął, by zyskać na czasie.- Nie udawaj niewiniątka! - warknął Ives.Wyszedł na korytarz i dał Sherlockowiznak, żeby ruszył za nim.- Tędy, pospiesz się.- Zerknął na łysego, który, jak sądził Sherlock,miał jakieś wykształcenie medyczne, bo Ives najwyrazniej zdawał się na niego w kwestii ran iszaleństwa.- Berle, zamknij Bootha jak należy, a potem spróbuj postawić Gilfillana na nogi.Musimy się stąd wynieść.Za dużo ludzi już zauważyło coś dziwnego.Dałbym głowę, że naszprzyjaciel nie zakradł się tutaj z powodu zagubionej piłki, tylko albo się z kimś założył, albochciał podejrzeć, co robimy.Sherlock wyszedł do hallu.Zerknął na Berlego, który nie spojrzał mu w oczy.- Proszę, niech pan mu nie pozwoli mnie skrzywdzić! - jęknął, ale Berle odwrócił się zpowrotem do nieprzytomnego Johna Wilkesa Bootha.- Przykro mi, mały - mruknął.- Ale stawka jest za wysoka.Jeśli Ives mówi, że musiszzginąć, to tak będzie.Nie mam zamiaru się mieszać.- Zawahał się przez chwilę, patrząc nacoś na komodzie.- A co z tym? - zapytał Ivesa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •