[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podobne do pomidorów, nadzwyczajnie słodkie, pełne soku, bez żadnej pestki w ogóle, z cierpką skórką, którą też można było zjeść, smakowały mi tak, że zapamiętałam je na zawsze i marzyłam o tym, żeby jeszcze raz tego cudu spróbować.Nadziałam się na nie w Taorminie, nigdzie więcej, podobno ów lotus jest również jakimś gatunkiem kaktusa i w rezultacie wyszło na to, że generalnie owoce kaktusów stanowią sens mojego życia.Zapłakany wielbiciel obdarował mnie zatem w ostatniej chwili i zawiozłam torbę opuncji do Kopenhagi.Po drodze wykazałam się wielką inteligencją geograficzną, lecieliśmy w dzień, nad chmurami, i w pewnym momencie ujrzałam wystające z tych chmur końce idealnie równych ostrosłupów.Przyglądałam się temu z ogromnym zainteresowaniem i zastanawiałam się, jak oni to zrobili.Na takiej wysokości takie doskonałe figury geometryczne, ciekawa rzecz, na czym to zostało umieszczone… Dopiero po bardzo długim czasie uświadomiłam sobie, że lecimy nad Alpami i oglądam widoczne nad chmurami wierzchołki gór.Opuncję zaniosłam do biura, po czym wszyscy koledzy z pracy błagali mnie o chociaż parę sztuk, bo spodziewają się gości, a rozrywka z tym braniem do ręki jest wręcz znakomita.Rozdawałam chętnie, bo cztery kilo to jednak dużo.Tamże, w tej Taorminie, w hotelu „Minerwa”, dobitnie stwierdziłam w sobie okropną wadę, szkodliwą, przygnębiającą i nie do przełamania.Okazało się, że nie potrafię nic ukraść.Koszmar! Wcale nie żartuję, do dziś sobie tego darować nie mogę.Były tam popielniczki cudownej urody, a fioła na tle popielniczek miałam już wtedy, ten rodzaj znałam, bo coś podobnego Lucyna przywiozła z Kanady, wiedziałam, że jest to ceramika łączona z metalem, produkt indiański, glinę mieszają z jakimiś rudami i wychodzi prześliczność.Dziko i namiętnie chciałam jedną ukraść.Tak zwyczajnie, ukraść.Mogłam.Nic mi nie stało na przeszkodzie, hotel po śniadaniu robił się pusty, żywego ducha wokół, sterczałam przy stoliku, na którym wznosił się cały stos upragnionego łupu, mogłam w nim przebierać, ssało mnie w środku.Wiedziałam, że one są tanie, myślałam, że rąbnę jedną i zostawię im potem duży napiwek.No i chała, rękę miałam sparaliżowaną, nie potrafiłam sięgnąć, stałam jak słup chyba z kwadrans, bez rezultatu.Oddaliłam się w końcu bez żadnej zdobyczy, ciężko zgnębiona własną nieudolnością i pełna pretensji do rodziny za idiotyczne wychowanie.Ogólnie biorąc jednakże pobyt w tej Taorminie zrobił mi doskonale.Dodatkowe rozrywki miałam na granicy, bo pojechałam tam na pięciodniową wizę tranzytową, a wycieczka trwała osiem dni.Już przy wjeździe były krzyki, signorino, cinque giornt, otte giorni, mam iść do carabinieri, załatwić przedłużenie, doskonale, pójdę, załatwię.Jeszcze czego, nigdzie nie poszłam, już się rozpędziłam tracić czas na idiotyzmy.Przy wyjeździe zatem zaczęło się na nowo.Zgniewało mnie, zgłosiłam propozycję.— Molto bella Italia — rzekłam zachęcająco.— Io posso restare e piú!Nie chcieli mnie zostawić na dłużej, padliśmy sobie w objęcia i odjechałam bez przeszkód.Dygresja pcha się sama.W gruncie rzeczy lubię celników i wszelkie służbygraniczne.Ich praca wydaje mi się wysoce interesująca, mam do nich mnóstwo sympatii i żadnych pretensji.Alicja wręcz przeciwnie, nienawidzi służb mundurowych i od dawna już podejrzewam, że te uczucia z człowieka wychodzą.Promieniują wbrew chęciom i zamiarom.Rezultat jest taki, że mnie W ogóle nie chcą kontrolować, Alicji zaś z kawałka szmaty na spódnicę celnik wyciągał nitkę wzdłuż l nitkę w poprzek i podpalał je, żeby stwierdzić rodzaj materiału.Jadąc do Włoch powtórzyła mój numer, wzięła pięciodniową tranzytową wizę i udała się na ośmiodniową wycieczkę.Mnie przeszło ulgowo, ją zaś zawrócili od granicy i kazali szukać we Francji włoskiego konsulatu.Wróciła wściekła jak diabli i zrobiła mi awanturę za wprowadzanie w błąd.Pokazałam jej paszport.— Bo głupia jesteś — wyjaśniłam.— Ja ich kocham, a ty co? Szczerzysz zęby w uśmiechach, a człowiek się wzdryga, bo wygląda, jakbyś go chciała ugryźć.Jak ich pokochasz, też będziesz wszędzie przejeżdżała.— Pokochasz! — zgrzytnęła Alicja.— Za co…— A tak sobie…Popukała się palcem w głowę i nie przestawiła UCZUĆ.A propos kontroli celnych, w ramach tej samej dygresji, Ewa i Joanna–Anita jechały razem do Polski taniały miejsca w tym samym przedziale.Relację z podróży usłyszałam najpierw od Joanny–Anity.Ewa od samego początku była zdenerwowana, a im bliżej granicy, tym denerwowała się bardziej.Nie wierząc w jej przemytnicze skłonności, Joanna nie mogła pojąć przyczyn tego rosnącego niepokoju i aż ją to zaczęło ciekawić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •