[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ślub kościelny wypadł znacznie huczniej, wesele przewidziane było w Pruszkowie, wyprawiał je wuj panny młodej we własnym domu z ogrodem.Kościół wybrano w parafii pana młodego, świętego Michała na Mokotowie, co wzruszyło szczególnie Teresę, bo sama też tam brała ślub.Na tym kościelnym ślubie znienacka pojawiła się Bożenka, ta z Władysławowa, żona Włodka, obecnie już rezydująca w Warszawie, ze łzami w oczach i siniakiem na twarzy.Oznajmiła, że Włodek ją pobił.Nie dziwiłam się jej przybyciu, bo Roberta od dzieciństwa bardzo lubiła, komunikatem o pobiciu za to poczułam się nieco ogłuszona, Włodka znałam bowiem jako przedwojennego dżentelmena.Nie można było zostawić jej odłogiem w tym opłakanym stanie, na poczekaniu zdecydowałam się zabrać ją na wesele i zdołałam upchnąć w którymś samochodzie.Twierdziła później, że miała wstrząs mózgu i kazała mi świadczyć o tym na sprawie rozwodowej.Nie spełniłam jej życzenia, przeszkodziła mi w tym wrodzona prawdomówność, cały czas miałam w oczach ogniste polki i oberki, które wywijała ochoczo, i wstrząs mózgu jakoś mi do nich nie pasował.Obraziła się na mnie na zawsze.Rodzinne baby zirytowały mnie ostatecznie, ponieważ już o drugiej chciały wracać do domu.Ja zaś nie chciałam, przeciwnie, chciałam zostać, panem młodym na tym weselu był mój syn, nie żeni się syna codziennie, raz można było zostawić mnie w spokoju, dorosłe były wszystkie i w pełni sprawne, to nie, siedziały na schodach jak wyrzut sumienia, nadęte, niezadowolone, i truły, ilekroć pojawiałam się w pobliżu.W pobliżu pojawiałam się często, bo willa wuja to nie był zamek o stu komnatach, nie wytrzymałam z nimi i w końcu uległam, postanawiając, że wrócę.I tak zrobiłam, odwalając trasę w obie strony w potokach ulewnego deszczu.Że też mi nie przyszło do głowy rąbnąć sobie kielicha, urżnąć się nawet rzetelnie, nikt by się wtedy nie czepiał o odwożenie… Zaćmienie umysłowe, nic innego.Robert zamieszkał w Ursusie u żony, a Związek Literatów zaczął przydzielać spółdzielcze kawalerki.Nikt ich nie chciał brać, bo żaden pisarz w wieku produkcyjnym w kawalerce się nie zmieści, chyba że podusi rodzinę, a i tak na książki zabraknie mu miejsca.Wzięłam jedną dla dziecka, mieściła się na Ursynowie, budynek był już na ukończeniu i przenieśli się tam dość szybko.No i moje młodsze dziecko wprawiło mnie w podziw.Własną ręką wykończyło kuchnię, produkując szafki na górze i na dole, pełną obudowę, do której nawet Marek nie mógł się przyczepić.Bez mała godna była tych duńskich milionerów i z trudnością wierzyłam własnym oczom.Uprzednio bowiem przez długie wcześniejsze lata i we własnym domu żadnej roboty nie mogłam się doprosić.Robert zakołkował w kuchni haki na stolnicę, miałam stolnicę, ciekawe, swoją drogą, co się z nią stało, bo już dawno jej nie mam… Kiedy zleciała czwarty raz, rozzłościłam się, wzięłam go za rękę, zawlokłam do pokoju i pokazałam kinkiety na ścianie.— Kołkowałam te kinkiety, jak miałeś osiem lat — powiedziałam złym głosem.— Spróbuj je ruszyć.Podobno matka głupia, a ty wszystko umiesz, fachowiec jesteś.Stolnica leży w brytfankach.Kto tu głupi, a kto fachowiec?Dziecko ujęło się ambicją, kiedy w czasie remontu usiłowano wyrwać haki do stolnicy, naruszyła się ściana i obleciał z niej tynk w przedpokoju.Następnie, zapewne siłą rozpędu, aczkolwiek po długiej przerwie, zrobił z drewna stołek kuchenny, istne cudo.Mój zachwyt i korzyść z mebla trwały krótko, ponieważ, znów przy remoncie, do naszego stołka klasa robotnicza przykręciła krajzegę i cięła klepki podłogowe dla całego budynku.Stołek nie wytrzymał, w tym całym zamieszaniu nie został potraktowany właściwie, Robert się obraził i odmówił naprawiania, chociaż krajzega, jako taka, zachwyciła go bez granic.Prawdziwą klasę jednakże pokazał dopiero we własnym mieszkaniu przy tych szafkach.Stwierdzenie, iż nie posiada dwóch lewych rąk, sprawiło mi ulgę niezmierną…Wszystkich ślubów moich dzieci nie będę załatwiać za jednym zamachem.Najwyższy już czas zająć się Związkiem Radzieckim.Zacząć muszę od wstępu, który będzie długi i rozbudowany, nader istotnym elementem ruskiej podróży okazał się bowiem jeden cykl spotkań autorskich.Spotkania dotychczas zaniedbywałam w niniejszej twórczości i chętnie zaniedbywałabym nadal, ale mam wrażenie, że się nie da.Budzą we mnie uczucia wysoce kontrastowe, zamierzałam je ukryć, żeby nie zrażać do siebie czytelników ostatecznie i radykalnie, chyba nie zdołam, rany boskie…No dobrze powiem wyraźnie.Z jednej strony jest to doping, inspiracja, powód do chluby, zachęta do pisania, ludzkie zainteresowanie, sympatia, życzliwość podtrzymują autora na duchu, sama przyjemność.Z drugiej, szczerze wyznam, że wolę łupać kamienie na szosie…Pisarze wiedzą, czytelnicy nie muszą, wyjaśniam zatem, skąd się bierze ciężar tej straszliwej pracy, oczywiście pod warunkiem, że się ją traktuje poważnie.Za każdym razem jest to indywidualny improwizowany występ, co najmniej półtoragodzinny, dostosowany do widowni.Najpierw należy spojrzeć, kto na tej widowni siedzi, błyskawicznie ocenić słuchaczy i zorientować się, czego mogą chcieć i co do nich trafi.Potem podać to coś w możliwie atrakcyjnej formie.Kto nie rozumie, co mówię, niech sam spróbuje.Rozpiętość słuchaczy na spotkaniach nie ma granic.Kiedyś wrąbano mnie z zaskoczenia w dwie szkoły zbiorcze na Zamojszczyźnie.W salach gimnastycznych, gdzie echo niosło i słowa nie można było zrozumieć, siedział wielki tłum dzieci, które nigdy w życiu nie przeczytały ani jednej książki.Nie żeby mojej, co tam moje, w ogóle żadnej.Miałam w nich wzbudzić zainteresowanie lekturą, a proszę, proszę, wrogowi nie życzyć…Inna sprawa, że wracając z jednej z tych szkół przydzieloną furgonetką, odniosłam korzyść osobistą natury politycznej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •