[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cierpliwe, nieskończenie pokorne głosy kilku starych kobiet, płynące ponad hukiem pędzących na zewnątrz samochodów.Nawet ich nie widział.Nie rozróżniał większości słów.Ale wiedział, że czynią modlitwę.Pod neogotyckim sklepieniem, gdzie zbiegały się filary-odnóża, którym latami poświęcił więcej czasu niż samej modlitwie.Tamtego dnia Ravaughan zrozumiał.Pośród tysięcy holoreklam, pośród ekranowanych przewodów setek programów telewizji kablowej, pośród obietnic politykierów o nalanych twarzach i ocierających pot z wnętrza dłoni, pośród korowodów rytualnych zakupów i turystycznych eskapad istnieje coś jeszcze.Słabe, wątłe, ale nie umarłe.Być może, pokonane, dogorywające, ale nadal zdolne do szeptu.Zbyt małe, aby je dostrzec.Zbyt ciche i nazbyt pogodzone z klęską, zagubione w labiryntach, które wykreował pieniądz.Ravaughan odkrył, że wraz z jego zwątpieniem, wraz ze zwątpieniem tych wszystkich, którzy wpadli w sieć nie cierpiących zwłoki interesów, ich Bóg obumiera.- Przepraszam! - Niski człowieczek przecisnął się obok, zawadzając garbem o koniec nosa Ravaughana i zajął miejsce po jego prawej stronie.- Najmocniej pana przepraszam.Nastrój chwili prysnął.Niespokojne posapywanie człowieczka zagłuszyło szelest modlących się kobiet.Miał do wyboru ogromny i pusty kościół, ale musiał wcisnąć się właśnie obok mnie, pomyślał Ravaughan z irytacją.Tak bardzo chciałem być sam choć przez chwilę.- Przepraszam - powtórzył człowieczek i ciągnął, jakby odgadując jego myśli.- Usiadłem koło pana, bo niezręcznie mi się zdało iść gdzie indziej.Wie pan, jak to jest.Wchodzę do kościoła, a tu siedzi jeden facet na tyłach.Myślę: może dobrze będzie usiąść blisko.Zawsze człowiekowi raźniej z drugim człowiekiem niż samotnie.Mały jestem i garbaty, ale co tam.Lepszy taki niż żaden, nie? Przepraszam, jeśli w czymś uraziłem.- Dobrze już, dobrze.- Ravaughan starał się nie patrzeć na intruza.Spojrzenie tamtego obłapiało niczym taśma klejąca.– Niech pan tylko mniej gada.- Dlaczego? - obruszył się człowieczek.W jego dłoniach pojawiła się dojrzała pomarańcza.Zapach podrażnił nozdrza Ravaughana.- To jest kościół, chłopie - syknął.- Co pan, w kościele człowiek się modli, a nie gada jak przekupka.TU się nie je pomarańczy, panie kochany.Pożałował swych słów.Trąciły jakąś wrażliwą strunę w garbusie i tamten natychmiast zareagował:- Pomarańcza jest tylko symbolem pokusy.Nigdy nie wiesz, czy będzie kwaśna czy słodka.Ale skórka zawsze przyciąga twoje oczy.Jeśli zaś idzie o moją gadkę.Hm, niby gdzie mam gadać, jak nie tu? - Człowieczek nieoczekiwanie przycisnął się do ramienia Ravaughana.- W domu.- W domu też gadam.Sam do siebie, ma się rozumieć, ale gadam - człowieczek zaśmiał się chrapliwie i położył owoc na ławce, prawie na wprost swojej przekrzywionej głowy.- Widzi pan, ja też jestem samotny.Czasami powiem coś do dziewczyny, która przynosi mi jedzenie, ale nie za często.W sklepie mnie zbywają.Dozorca mnie unika.No to przychodzę do kościoła, bo gdzie mam spotkać dobrego rozmówcę, jak nie tu? Ale wie pan, że i w kościele nie idzie? Każdy mówi, żebym siedział cicho.Chociaż pan jest w porządku.Nie uciekł pan od razu.Ravaughan zaklął w myślach, miał właśnie w planie ucieczkę.Zawód nauczył go tolerancji i szacunku do chorych psychicznie, ale, na Boga, w kościele chciał odpocząć.Co za pech.Niezręcznie tak wyjść.W końcu tylko się przysiadł, nie mogę go karać.- Panie kochany.Fajne pan masz włosy - przemówił garbus od rzeczy.-I płaszcz też w porządku.Pan to pewnie ma z kim rozmawiać, co?- Powiem szczerze: cierpię na nadmiar rozmówców - odrzekł, nie patrząc mu w oczy.Człowieczek zakaszlał:- Coś takiego! To czemuś sam tu przyszedł? Ucieka pan przed ludźmi, czy oni gonią pana?- Obie wersje są prawdopodobne - warknął Ravaughan przez zduszoną krtań [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •