[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gleba jest bogata.Musimy zacząć handlować z Kiogami i kupić od nich różne nasiona — len, pszenicę, warzywa — zaczęła sortować swoje znalezisko — dzika cebula, marchewka i rzepa… kiedyś, dawno temu w tej dolinie musiano uprawiać ziemię.— Zgadzam się.Cera — powiedział Guret.— Będziemy potrzebowali pługa i uprzęży — stwierdziłem.— Ciekawy jestem, jak Nekia przyjmie pracę przy ciągnieniu tnącego ziemię ostrza.— Czy już kiedyś uprawiałeś ziemię, milordzie? — Guret był nieco zdegustowany wizją wojownika za pługiem.— Robiłem już wiele rzeczy od czasu naszego przybycia do Krainy Arvonu — powiedziałem lekko ubawiony.— Była w tym także orka.Jest ze mnie także całkiem niezły kowal.Wymiana podków to stałe zmartwienie w armii.— To może być jedna z rzeczy, jaką możesz wykorzystać w handlu, milordzie — powiedział Guret.— Nasz kowal Jibbon starzeje się, Jerwin, chłopiec, który zeszłej zimy zginął na przełęczy, uczył się tego zawodu, ale…— Jerwin? — zapytała Joisan.Szybko opowiedział jej historię o niebezpieczeństwie, przed którym uciekli Kiogowie.Joisan rozejrzała się wokół siebie, po rozświetlonej słońcem dolinie, a potem po wznoszących się nad nią górskich szczytach.— Gdzie w górach znajduje się owa przełęcz?Guret stał przez chwilę w milczeniu patrząc na słońce, a potem na poszczególne szczyty.W końcu odwrócił się do nas.— Nie jestem pewien — powiedział niechętnie — ale to chyba w tym rejonie.Joisan wyglądała na zaniepokojoną, ale wydawało mi się, że nie była także zaskoczona.Popatrzyłem na spokojną dolinę, a potem na piękno Kar Garudwyn.Nie mogłem sobie wyobrazić tego miejsca inaczej niż jako bezpiecznego schronienia.— Wczoraj w nocy nic nam nie zagrażało — przypomniałem im.Do doliny nie może przedostać się nic, czego ja nie wyczuję wcześniej.W momencie, gdy to mówiłem, moje słowa stały się niczym skupiające promienie słoneczne szkiełko, które sprowadza wszystko do jednego palącego punktu.Odwróciłem się w kierunku południowym, z którego przyjechaliśmy.Poczułem, jak gdyby coś ostro przesunęło się po moim ciele, było to powierzchowne uszkodzenie, jeszcze nie ból.— Co się stało, Kerovanie? — zapytała Joisan.— Odczuwam zakłócenie… gdzieś na Południu.Coś stara się sforsować tych Dawnych Strażników.— Czy to Istota Przenikająca Szczyty? — Guret wyglądał na przestraszonego.— Nie.To niebezpieczeństwo nabiera siły po zachodzie słońca.Nie wiem, co to jest… ale musimy się dowiedzieć… i to szybko.Zagwizdaliśmy na konie, osiodłaliśmy je i szybkim kłusem pojechaliśmy wzdłuż doliny w kierunku wąskiego, skalnego przesmyku tworzącego wejście do niej.Jadąc, czułem ową drugą obecność, była niczym przybrudzony płaszcz oblepiający moją duszę.Coś usiłowało zwalczyć Strażników Doliny i było coraz bardziej rozgniewane, ponieważ ich ochronna moc nie zmniejszała się nawet przez chwilę.Bransoleta na moim przegubie — chociaż nie pokazałem tego moim towarzyszom, przybrała ostrzegawczy kolor i promieniowała ciepłem.Podjechaliśmy do kulistych symboli.Rzeczywiście na zewnątrz była widoczna ciemna postać.W milczeniu siedziała na grzbiecie czarnego ogiera.Nieznajomy miał naciągnięty kaptur i był okryty czarnym płaszczem.Kiedy się zbliżyliśmy, słońce zalśniło na wąskiej nasadzie nosa widocznego w zwojach kaptura i usłyszeliśmy miękki okrzyk Joisan.— Nidu!Wyczułem promieniującą od mojej pani silną niechęć, pomieszaną ze strachem.Było to tak mocne uczucie, że wiedziałem o nim, chociaż nie nawiązaliśmy w tym momencie kontaktu myślowego.Spojrzałem na nią uspokajająco.— Ktoś taki jak ona nie przejdzie przez zabezpieczenia ochronne, Joisan.Chyba że sami otworzymy jej drogę.Jej odpowiedź była chłodna.— Nie doceniasz jej Mocy, Kerovanie.Już przed naszym wyruszeniem z obozu Kiogów zaczęła kroczyć po ścieżkach, którymi nie powinny uczęszczać osoby troszczące się o swoją duszę.Czy nie czujesz, że teraz zrobiła kilka dalszych kroków na Ścieżce–Z–Lewej–Strony?Tak, czułem to.Nekia zadrżała pode mną, zaczęła przewracać oczyma i pocić się, gdy dojeżdżaliśmy do miejsca, gdzie po drugiej stronie ochraniających kuł stała Szamanka.W nozdrzach czułem ostry zapach potu przerażonej klaczy.Spojrzałem na konie Joisan i Gureta, z nimi było podobnie.Nawet ogier Vengi, który powinien był wystąpić z wyzwaniem na widok drugiego samca swojej rasy, odsunął się do tyłu i przewracał oczyma, nie w złości, ale ze strachu.Czarny rumak Nidu stał spokojnie, nie miał ani uzdy, ani siodła, zachodzące słońce oświetlało jego kontur błyszczącymi liniami.W bezbłędnym kształcie zwierzęcia było coś niepokojącego, perfekcja jest bowiem czymś nienaturalnym.W oczach zwierzęcia zalśniło słońce, nadając im głęboki krwawy odcień.— Miłe spotkanie, lordzie Kerovanie — lady Joisan.W głosie Nidu słychać było niski, jedwabisty ton podobny do dźwięku wiszącego u jej boku bębenka duchów.— Dziękuję za przyprowadzenie mojego Dobosza Cieni.Zaoszczędziliście mi trudu przerwania ochrony waszej bramy i odzyskania chłopca.Starałem się mówić spokojnie.— Guret odmówił służby u ciebie, Nidu.Jestem zdziwiony, że Jonka cię o tym nie poinformowała.Jej oczy uderzyły we mnie niczym antyczny sztylet o wąskim ostrzu.— Jonka dowodzi Kiogami z mojej woli.Guret został prawidłowo wybrany, będzie więc służył.— Prawidłowo! — Złość, którą zazwyczaj hamowałem, wzburzyła się we mnie na dźwięk takiego kłamstwa.— Widziałem, jak fałszowałaś wybór! Dlaczego to zrobiłaś, niech pozostanie twoją tajemnicą, ale wywołałaś Moc — i do tego Moc Ciemności — aby pomogła ci podczas ceremonii.Guret jest więc podwójnie wolny — z własnego wyboru, a także dzięki temu nieczystemu oszukaństwu, jakiego dokonałaś podczas wyboru!Popatrzyła na mnie zmrużonymi oczyma, jak gdyby dopiero teraz zobaczyła mnie jako mężczyznę, a nie obiekt, który mogła dowolnie przesunąć.— Niech ci się nie wydaje, Kerovanie, że długo pozwolono ci będzie ukrywanie się za starodawnymi barierami i zabezpieczeniami.Daj mi chłopca, wtedy zapewnię bezpieczeństwo tobie i twojej wymoczkowatej żonie.W innym wypadku…— Nie będzie innego wypadku! — Joisan odezwała się po raz pierwszy.— Znikaj stąd, Nidu, razem ze swymi oszczerstwami.Guret pójdzie tam, gdzie sam postanowi.Może pozostać z nami tak długo, jak zechce, i nic, co powiesz, ani żadne groźby nie zmienią jego decyzji [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •