[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myślę jednak, że dla konsula w Yrjarze moja historia była bardziej niewiarygodna niż cokolwiek, co słyszał wcześniej, mimo że potrafiłem podać tak wiele szczegółów, które mógł znać tylko ktoś służący na statku Kupców.Kiedy skończyłem, popatrzył na mnie, potem na Maelen i jeszcze raz na mnie.— Widziałem Kripa Vorlunda, gdy go przyniesiono… to, co z niego zostało.Teraz przybywasz i opowiadasz mi taką historię.Czego chcesz?— Połączyć się z „Lydis”, proszę o pozwolenie wysłania wiadomości.Mogę podać szczegóły, które potwierdzą wiarygodność moich słów.Uśmiechnął się.Był to uśmiech, który potrafił zatrzymać każdy potok słów.— Masz moje pozwolenie na przesyłanie w przestrzeń jakichkolwiek informacji, jeżeli tylko zdołasz.— Jeśli zdołam?— Nie jestem już, jak mogłeś się domyślić z powitania, wolnym przedstawicielem na Yiktor.Tam — wskazał palcem w górę — znajduje się satelita płaszczowy działający na krótkiej orbicie.— Satelita płaszczowy! Ale…— Tak, ale… i ale… i ale.Sto lat planetarnych temu mogłaby to być względnie normalna sytuacja.Teraz… to spada jak grom z jasnego nieba… prawda? Korporacja Korburg, a przynajmniej kilku agentów twierdzących, że ją reprezentują, wylądowała tutaj i jest przekonana, że kontroluje sytuację.Wczoraj wieczorem próbowałem odesłać ten statek kurierski i zostałem ostrzeżony, że włączony jest system powrotu.Ponieważ widziałem już inne dowody ich bezwzględności w działaniu, nie zaryzykowałem.— Ale czego oni chcą? — spytałem.Sto lat temu takie piractwo byłoby normalne, ale teraz! Apetyty wielkich Korporacji i Spółek od dawna były temperowane przez Patrol.Takie działania były surowo karane.— Czegoś — odpowiedział Alcey — czego nie wyjaśnili.W tej sytuacji twój problem — pokiwał głową — jest stosunkowo błahy, choć oczywiście nie dla ciebie.I jeszcze… — zawahał się — może nie powinienem ci tego mówić, ale lepiej, żebyś był przygotowany.Widziałem twoje ciało, gdy je przynieśli.Wasz medyk nie był pewien, czy wytrzymasz… „Lydis” została ostrzeżona prywatnie przez jednego z tutejszych kupców.Wasz kapitan zgodził się przewieźć wiadomość ode mnie do najbliższego posterunku Patrolu.Wtedy dobiegały nas tylko plotki, pogłoski, ale wiadomo było, że wasz statek wkrótce wystartuje.A ty… to jest twoje ciało… mogło nie przeżyć tego startu.Medyk sprzeciwiał się dla twojego dobra.Przerzucałem wzrok z jego oczu na spoczywające przede mną na pulpicie stołu dłonie.Długie szczupłe palce, jasna skóra, dziwne dłonie… lecz wykonywały moją wolę, poruszały się zgodnie z moimi życzeniami.Co jeśli… jeśli Krip Vorlund naprawdę jest martwy, może już złożony w pojemniku trumiennym zgodnie z obyczajem mojego ludu, by spoczywać pośród gwiazd na wieki? Maelen poruszyła się obok mnie.— Muszę już iść — powiedziała.Jej głos był słaby, bardzo cichy.Przypomniałem sobie… zamiana między nią a jej siostrą nie mogła trwać długo.Zagrożenie wzrastało z każdą chwilą.— Ale nie wiesz, czego Korburg tu chce?— Wiem tylko tyle: ostatnio zaszły zmiany w Radzie, zwłaszcza osób wmieszanych w rządy kilku wewnętrznych planet.Ten świat mógłby stać się schronieniem czy też bazą… chwilową oczywiście, ale może potrzebną jakiejś osobistości, gdyby nie udał się pucz na macierzystej planecie.Stąd można by wracać z wyszkoloną tu armią.Brzmiało to nieprawdopodobnie.ale jego zdolność przewidywania niewątpliwie była większa od mojej.Było jasne, że na razie nie miałem nadziei na połączenie się z „Lydis”.Jeśli kapitanowi Fossowi udało się dotrzeć do najbliższego posterunku Patrolu… Ich wizyta na Yiktor byłaby tylko kwestią czasu.Z drugiej strony Maelen nie zostało już wiele czasu.Bezpieczniejszy wydawał się powrót do jej ludu i tam przeczekanie walk.Poprosiłem o magnetofon i w obecności ich obojga nagrałem wiadomość, która powinna udowodnić moją tożsamość wszystkim na pokładzie „Lydis”.Potem powiedziałem Alceyowi o moich planach.Poparł mnie.Konsul zaopatrzył nas w świeże wierzchowce, lecz nie były one tak silne i wyszkolone do jazdy po górach, jak te dwa, na których przybyliśmy.Tym razem nie mieliśmy już tyle szczęścia — zostaliśmy dostrzeżeni.Ścigano nas i tylko dzięki temu, że Maelen podziałała na goniące nas wierzchowce, udało nam się uciec.Śpiew jeszcze bardziej ją osłabił, więc poganiała mnie, by nie opaść z sił przed dotarciem do obozu.Pod koniec tej koszmarnej podróży podtrzymywałem ją przed sobą w ramionach, bo nie mogła już usiedzieć na swoim kasie.Pędem przebyliśmy ostatni odcinek do odosobnionej kotlinki między dwoma stromymi wzgórzami, gdzie pozostawiliśmy resztę naszej grupy.Był tam namiot potargany i zwalony na ziemię.Obok leżał jeden z Thassów na wpół wplątany w fałdy namiotu.— Monstans! — Maelen wysunęła się z mojego uścisku i powlokła w jego stronę.Upadła przy nim, próbując spojrzeć w jego nieruchomą, bladą twarz.Chwyciła jego głowę w swe dłonie, schyliła się, by przyłożyć swoje usta do jego i podzielić się z nim swoim oddechem.Zauważyłem drgnienie jego powiek.Cały przód tuniki był zalany krwią, lecz mężczyzna jakimś cudem utrzymywał się przy życiu do naszego przybycia.Merlay… — to był szept w naszych umysłach, a nie słowa wymówione bladymi ustami — zabrali ją… myślą, że… to ty…— Dokąd? — Nasze pytanie było jakby jednogłośne.Na wschód… — Tak wiele dla nas uczynił, ale nie mógł już więcej.Życie, którego dotąd kurczowo się trzymał, odeszło z niego wraz z jednym krótkim westchnieniem.Maelen spojrzała na mnie.— Chcą mojej śmierci.Jeśli wierzą, że mnie mają…— Możemy jechać za nimi — musiałem to obiecać.I wiedziałem, że niezależnie od wszystkiego dotrzymam słowa.XIXZaraz potem miałem się przekonać, jak siła woli potrafi pokonać ograniczenia ciała.Ta, którą jeszcze niedawno musiałem podtrzymywać, nabrała takiej woli życia, że była w stanie o własnych siłach opuścić obóz.— Mathan? — Rozglądałem się, chcąc znaleźć ślady innych Thassów, nim odjedziemy.Maelen siedziała w siodle, obiema dłońmi zakrywała twarz.Palce tłumiły jej głos.— Pojechał wcześniej.— Więzień też?— Moja moc słabnie tak szybko.Nie wiem.— Opuściła ręce, by spojrzeć na mnie.Patrzyła tępo.Życie opuszczało ją z każdą chwilą.— Przywiąż mnie — poprosiła — nie wiem, jak długo będę mogła siedzieć.Zrobiłem to, o co prosiła i wyjechaliśmy z doliny za napastnikami, którzy zupełnie nie starali się ukrywać.Wyraźnie widać było ślady kasów i choć nie miałem pewności, sądziłem, że jechało tędy ponad pół tuzina jeźdźców.Nie była to ubita droga, ale najwidoczniej często jej używano.Posuwaliśmy się przez wzgórza na zachód w kierunku posiadłości Oskolda.Maelen nawet nie próbowała kierować swoim wierzchowcem, który i tak podążał za moim.Jeszcze raz zasłoniła twarz rękami i pomyślałem, że odcięła się od świata zarówno fizycznie, jak i psychicznie.Noc przeszła w dzień [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •