[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było cicho, tylko raz jeden gdzieś na dole wrzasnął przeraźliwie jakiś pijak - albo go rozbierano, albo walił do cudzych drzwi.Najstraszniejsze były te wieczory, koszmarnie samotne, bez przebłysku nadziei.Sądziliśmy, że będzie to nieustanna walka, zagorzała i zwycięska.Byliśmy przekonani, że zawsze potrafimy wyraźnie rozróżnić pojęcie dobra i zła, wroga i przyjaciela, l było to na ogół słuszne przekonanie, z tym tylko, że wielu rzeczy nie wzięliśmy pod uwagę.Na przykład nie wyobrażaliśmy sobie takich wieczorowi choć dobrze wiedzieliśmy, że bada.Na dole rozległ się zgrzyt żelaza - zamykano na noc zasuwy.Kucharka modliła się do świętego Miki, aby ze-stał jej męża, niech już będzie siaki taki, byle tylko był samodzielny i z niegłupim pomyślunkiem.Stary Muga ziewał żegnając się pospiesznie dużym palcem.Służący w kuchni dopijali wieczorne piwo i plotkowali, a Uno błyskając złym okiem karcił ich tonem dorosłego: "Przestańcie już strzępić jęzory, knury sprośne."Rumata odszedł od okna i zaczął przechadzać się po salonie.To beznadziejne, rozmyślał.Nie ma siły zdolnej wyrwać ich z kręgu głęboko zakorzenionych pojęć i nawyków.Można dać im wszystko.Można osiedlić ich w supernowoczesnych spektroglasowych domach i nauczyć procedur jonowych, a oni będą po dawnemu zbierać się wieczorami w kuchni, rżnąć w karty i ryczeć z sąsiada, którego tłucze połowica, l ten styl życia będzie im zawsze odpowiadał najbardziej.Tu don Condor miał rację - don Reba jest zupełnie nieważny w porównaniu z ogromem tradycji, zasad stadności, uświęconych przez wieki, niepodważalnych, sprawdzonych, zrozumiałych dla najlepszego bałwana, zwalniających od konieczności myślenia i jakichkolwiek zainteresowań.A don Reba z pewnością nie wejdzie nawet do programu szkolnego."Drobny awanturnik z epoki umacniania absolutyzmu".Don Reba, don Reba! Niewysoki, ale również trudno go nazwać niskim, nieotyły, ale daleko mu do chudości, nie odznaczający się bujnym owłosieniem, ale bynajmniej nie łysy.Ruchy ma niezbyt żywe, ale i nie powolne, twarz, której się nie pamięta i która przypomina tysiące innych twarzy.Uprzejmy, pełen galanterii wobec dam, uważny rozmówca, nie wyróżniający się zresztą błyskotliwym umysłem.Trzy lata temu wychynął z jakichś spleśniałych zakamarków pałacowej kancelarii niepozorny, służalczy urzędniczy-mizerak o sinozielonej cerze.Niebawem ówczesny premier został aresztowany i stracony, zginęło również na torturach kilku oszalałych ze strachu dygnitarzy, nie pojmujących nic z tego, co się dzieje, i oto, rzec można, na ich trupach wyrósł, niby olbrzymi blady grzyb, ten sprytny i okrutny geniusz przeciętności.Jest nikim.Zjawił się znikąd.Ani to, jak bywało w historii, potężny umysł u boku słabego monarchy, ani wielki i straszny człowiek, który całe życie poświęcił idei walki o zjednoczenie państwa w imię autokracji.Ani chwilowy władca, myślący jedynie o złocie i kobietach, zabijający na prawo i lewo, aby panować i panujący, aby zabijać.Przebąkują nawet po cichu, że to wcale nie jest don Reba, tamten to ktoś zupełnie inny, a ten Bóg wie, co za jeden - wilkołak, sobowtór, podstawiona figura.Cokolwiek zamierzył, zawsze kończyło się fiaskiem.Podjudził przeciwko sobie dwa wpływowe rody w królestwie, by je osłabić, a potem natrzeć szerokim frontem na baronię.Tymczasem rody pogodziły się obwieszczając przy brzęku pucharów sojusz wieczysty i w rezultacie zabrały królowi spory kawał ziem należących z dawien dawna do Toców Arkanarskich.Wydał wojnę Irukanowi, sam poprowadził armię ku granicy, potopił ją w bagnach, pogubił w lasach, zostawił wszystko na łasce losu i uciekł z powrotem do Arkanaru.Dzięki staraniom don Huga, czego, rzecz jasna, nawet nie podejrzewał, udało mu się zawrzeć z księciem Irukanu pokój za cenę dwóch nadgranicznych miast, a później król musiał jeszcze wyskrobać do dna opustoszałą szkatułę państwową celem stłumienia buntów chłopskich, jakie ogarnęły.cały kraj.Za takie błędy każdy inny minister wisiałby głową w dół na szczycie Wesołej Wieży, don Reba jednak dziwnym trafem pozostał u władzy.Zniósł ministerstwa oświaty i zaopatrzenia ludności, usunął ze stanowisk w rządzie arystokrację rodową oraz nielicznych uczonych, zrujnował definitywnie gospodarkę, napisał traktat ,,O bydlęcej naturze rolnika" i na koniec w ubiegłym roku utworzył "gwardię ochronną" - '"Szare Oddziały".Hitler miał za sobą monopole.Don Reba nie miał nikogo i z góry było wiadomo, że szturmowcy pożrą go ostatecznie jak muchę.On jednak dalej mącił i mieszał, jedno głupstwo goniło drugie, lawirował, jakby chciał oszukać samego siebie, jakby nic dla niego nie istniało poza jedną paranoiczną ideą - wytrzebieniem kultury.Podobnie jak Waga Koło nie miał żadnej genealogii.Jeszcze przed dwoma laty pierwszy lepszy arystokratyczny bez kart odzywał się z pogardą o "nędznym chamie, który opętał monarchę", a dziś każdy arystokrata mieni się przy okazji krewnym po kądzieli ministra Ochrony Berła.Teraz oto musi mieć Budacha.Znów nonsens.Znów jakaś dzika finta.Budach jest intelektualistą.Intelektualistę na pal.Z hukiem, z pompą, żeby wszyscy się dowiedzieli.Tymczasem huku ani pompy nie ma.A więc potrzebny mu żywy Budach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •