[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niewyraźne olbrzymie cienie widoczne były w kłębach dymu, białe błyskawice przeszywały mrok, a w samym sercu chmur połyskiwała złota iskra, płonąca niczym małe słoneczko, może nawet jaśniej.Niepowodzenie Pierwszego Łucznika nie speszyło Pierworodnych.Z ich szeregów wyleciała chmura strzał, ale nagle wtrącił się Kurunir.- Istnieje taka stara sztuczka - powiedział umyślnie głośno, a z jego palców trysnął blady płomień.- Bardzo, bardzo stara.bardzo, bardzo prosta.Ale skuteczna!Strzały, które przebiły się przez niewidzialną tarczę Olmera, zaczynały płonąć w locie.Saruman głośno, szyderczo zarechotał.Folko, zapomniawszy o wszystkim, obracał w dłoniach lśniący Kamień.Nic.nic.nic!.A wtedy połyskujące szeregi elfickiego wojska ruszyły do przodu, jakby na jakiś bezgłośny rozkaz.Wzbiła się w powietrze chmura strzał.Niektóre przenikały przez tarczę Olmera i ogniste błyskawice Sarumana.Jęknąwszy, chwyciła się za przeszytą strzałą pierś Eowina.Pancerz nie uratował Eldringów przed śmiercionośną pewnością ręki najlepszych strzelców Ardy.Trafiony został w ramię Maelnor, kilka strzał odbiło się od rynsztunku Torina i Malca.Folko z krzykiem rzucił się do leżącej Eowiny i znieruchomiał - okrutna ręka Forwego ze straszliwą mocą ustawiła go twarzą do brzegu.- Jeśli nie otworzysz Drzwi Nocy - zginie cały Świat! Wybieraj szybko!Hobbit odwrócił się.Przed oczami miał twarz Eowiny.z której już uchodziło życie.Oessie i Sandello niezmordowanie odbijali strzały wroga.Jeszcze chwila i zginą wszyscy.Pierwszy zrozumiał to Olmer.- Naprzód! - ryknął, wymachując mieczem.- Póki Folko nie otworzył Drzwi!.Okrutny Strzelec starł się z Pierworodnym.Na drodze stanął mu ciemnowłosy wojownik, i nagle rozległ się pełen nienawiści głos, dobiegający z klingi Czarnego Miecza:- Ach, to sam Turgon! Długo czekałem na to spotkanie! W końcu zemszczę się za śmierć mojego twórcy!Turgon cofnął się, ale było już za późno.Niczym czarna błyskawica prosto w serce uderzył go Czarny Miecz, przeciął zbroję, jakby była z cienkiej tkaniny, wyszedł plecami Pierworodnego.I zaczęło się.Elfy księcia Forwego skrzyżowały broń z wojownikami Vanyarow.Krasnoludy starły się z Noldorczykami, Sandello i Oessie walczyli w centrum, obok Olmera.Czarny Miecz nie znał litości.W ręku Oessie błyskała jej lekka szabla, niedbale parując i łamiąc potężne, ciężkie klingi.Sandello, bez tarczy, zręcznie posługiwał się krzywym mieczem z pierścieniami na obuchu; któryś z elfów dojrzał to i krzyknął ostrzegawczo: pierścieni było DZIEWIĘĆ!.I nagle do łoskotu wybuchów, dobiegających zza Gór Valimarskich, niespodziewanie dołączył się złowieszczy syk.Niezbyt głośny przenikał dusze wszystkich walczących, wypełniając je niepojętym, lodowatym strachem.Horyzont Morza niespodziewanie zabarwił się purpurą.A potem, na tym krwistym tle wolno wyrosły niezliczone języki czarnego płomienia.Ogniste pasma pełzły na wschód.Folko skamieniał.Adamant podarował jego oczom niezwykłą moc.Niemal oślepiony, mógł hobbit jednocześnie dojrzeć, co się dzieje za horyzontem.I to, co zobaczył, jego rozum odrzucał, nie mogąc pojąć.Sunęły na nich nie języki płomieni.Nie.Czarny kleks Absolutnej Nicości rozpełzał się po ciele Błogosławionych Królestw, pożerając je i wchłaniając w siebie.Kopuła niebios pękła.Nieboskłon został przecięty olbrzymim mieczem.Z rany do Świata Valinoru runął jędrny strumień nieznanej, straszliwej Mocy.A nieco wyżej, nad nią, hobbit zobaczył niewyraźne kontury dwu olbrzymich ludzkich postaci.A jedna z nich miała na głowie trójzębną koronę.Trzęsienie ziemi równało wzgórza, zmuszając oszalałe fale, by kąsały pokiereszowany brzeg.Nad Górami Valimarskimi pajęczyna białych błyskawic niespodziewanie otoczyła złotą iskrę Wielkiego Orlangura i Smok runął z niebios.Ogarnięty płomieniami toczył się gdzieś w kierunku wschodnich rubieży Valinoru.- Chyba to koniec! - wrzasnął Mały Krasnolud, parując kolejny atak przeciwnika.- Och, oberwie się nam od Machala! - odkrzyknął Torin, zadając śmiertelne uderzenie.Elficcy wojownicy nie szczędzili siebie.To zrozumiałe śmierć była dla nich jedynie krótką przerwą w bycie.Wrócą do Komnat Mandosa.A potem, posiadłszy nowe ciała, wrócą do Świata.Ale nawet ich bezgraniczna odwaga nie zdołała złamać oporu garstki wojowników.Saruman, dziko rechocąc, tracił resztki sił, ale wysyłany przezeń płomień zabijał skutecznie.- Folko! Nie mamy już ani chwili czasu! - zawołał Olmer, nie odwracając głowy.Hobbit dobrze wiedział, że nie mają już czasu.Widział nadpełzającego zza Rubieży Świata pożerającego wszystko Potwora - czy nie o czymś takim mówił Wielki Orlangur? Widział tę parę w niebiosach.I rozumiał, że Wielki Smok padł, ściągając na siebie całą Moc Valarow, i że za chwilę ta Moc zwali się na nich.Decyzja przyszła sama.Prosta i jednocześnie straszna.Imię rozjarzyło się w świadomości niczym pożar, i w mgnieniu oka, odwróciwszy się, Folko skierował całą moc Adamantu na wrota Komnat Mandosa.Wargi hobbita wyszeptały płonące w umyśle imię:- Feanorze!Przez nieszczęsną ziemię przetoczyło się ciężkie westchnienie.Walczący wylecieli w powietrze, wielu nie utrzymało się na nogach.Tam, gdzie zdaniem hobbita miały znajdować się Komnaty Mandosa, do nieba wzbiła się potężna fontanna ziemi i płomieni.Ale nawet ten płomień nie mógł się równać z blaskiem oślepiająco białej klingi, która na ukos przeszyła niebiosa.I do uszu hobbita dotarły słowa:- Dziękuję ci, Folko, synu Hemfasta.Moja niewola skończyła się! I teraz zemszczę się za wszystko!W następnej chwili nad górami rozległ się tak potężny grzmot, że hobbit omal nie ogłuchł.I nagle z okrywających niebiosa obłoków dymu wynurzył się znajomy kontur Wielkiego Smoka.Orlangur leciał wolno, z trudem utrzymując się w powietrzu: jedno skrzydło miał niemal do połowy oderwane, z ran na ziemię chlustała krwawa ulewa.Łuski straciły swój blask, pokryte sadzą i krwią; elfy z tylnych szeregów przywitały Smoka gradem strzał, ale ten nie obdarzył ich nawet jednym spojrzeniem.Runął ciężko w płytką wodę obok hobbita.- Miałeś szczęście z Feanorem.- wychrypiał Złoty Smok.- Ale uważaj.mówiłem ci.oni jednak się przedarli.Folko nie odpowiedział.Widmo Dagor Dagorrath stawało się coraz wyraźniejsze.A on MUSIAŁ otworzyć Drzwi! Tylko, co należało w tym celu zrobić?.Żeby to pojąć jeszcze głębiej, czując, że blask wypala mu oczy, zanurzył się w szalonym lśnieniu Kamienia.W żyły trysnął płonący żar.Jego wola, zjednoczona z wolą Adamantu, niczym przepotężny taran uderzyła w zamknięte Drzwi.I te nie oparły się.Cofnęły się elfy, ogarnięte paniką.Skamieniali ze strachu towarzysze Folka.Paszcza ślepej Nicości rozwarła się przed nimi.paszcza ślepej Nicości, w której nie ma nawet Mroku - nie ma zupełnie niczego.- Tam! - ryknął Smok.Odwrócił się i uniósł niezranione skrzydło, jakby zasłaniając się przed czymś straszliwym.Tylko przez mgnienie oka widzieli Malec i Torin niewyraźne olbrzymie kształty, które wznosiły się nad pożeranymi przez ogień Górami Valimaru.Tylko przez chwilę - ale potęga ich i moc oszałamiały; wydawało się, że serca zuchwalców lada chwila pękną.Uderzenie, które spadło na złodziei Adamantu, mogło pewnie wyrzucić w powietrze cały Angband [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •