[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sandello skinął głową, odwrócił się i szybko zniknął w zaroślach.Po chwili pojawił się znowu, trzymając w ręku niewielką skórzaną torbę, i podał ją Olmerowi.Ten rozwiązał troczki, wsunął do środka rękę i wyjął krótki sztylet w prostej czarnej pochwie, z krawędziami okutymi wąskim paskiem czarnej stali.Do pochwy przymocowano kilka rzemyczków, ale po co, tego Folko nie potrafił odgadnąć.Olmer trzymał broń płasko, palce jego prawej dłoni kryły rękojeść, a hobbita nagle ogarnęło dziwne uczucie.W tym pozornie zwyczajnym sztylecie kryły się jakieś magiczne proporcje; nie dałoby się go wydłużyć ani skrócić, poszerzyć ani zwęzić.Gładka, czarna skóra, pokrywająca pochwę, powinna być niezwykle przyjemna w dotyku - pomyślał nagle Folko.Jaki będzie spokojny i pewny siebie, gdy tylko jego dłoń dotknie tej rzeczy.Nieświadomie uczynił krok w przód, zapominając o ostrożności.- Widzę, że już cię woła.Bierz! - mówił tymczasem Olmer.-Niech ci wiernie służy! - Zamilkł na chwilę, ale potem, podając hobbitowi sztylet, dodał: - Godne mężczyzn jest dawanie sobie takich podarków, albowiem co lepiej zaspokaja nasze ukryte marzenia?Jego palce rozwarty uchwyt, a dłonie Folka przejęły sztylet.W tej samej chwili las, Sandello i Olmer przestali dla niego istnieć, bo on patrzył na prezent.Pochwa miała długość jedenastu palców, do jej dolnego końca przymocowany został pierścień, przez który przechodził wąski rzemyk.Taki sam pierścień znajdował się na górze, również z rzemykiem.Zanim Folko zdążył się zdziwić, jego wzrok padł na rękojeść, wykonaną z nieznanego mu białego tworzywa, w dotyku nie było ani gładkie, ani szorstkie; hobbitowi wydawało się, że dotyka skóry nieznanego zwierzęcia, mającego zdolność stroszenia albo wygładzania jej tak, że palce nie wyczują najmniejszej nierówności.A obok niebieskiego jelca z lekko wygiętymi końcami w białą powierzchnię rękojeści wpasowano gładko wypolerowany kamień.W pierwszej chwili wydał się Folkowi skromny i niepozorny - nie błyszczał i nie świecił, kolorem przypominał wyblakłą perłę, z lekka pociągniętą szarą mgiełką - ale wystarczyło, by popatrzył nań nieco z boku, i wówczas kamień nagle stawał się na poły przezroczysty, a w jego jakby drżącej głębi mógł dojrzeć ciemny krzyż.Hobbit jak zaczarowany długo nie odrywał wzroku od niezwykłego kamienia.Jego powierzchnia wydawała się malutkim oknem na niewiadome, oknem mającym nawet swoją krzyżownicę.Z ciemnoniebieskiego jelca wysuwało się płynnie zwężające się ostrze o długości dziesięciu palców.Matowa szara stal wydawała się rozwalcowanym przedłużeniem wprawionego w rękojeść kamienia.Na klindze, pozostawiając tylko gładkie, wąskie paski wzdłuż ostrza, ciągnęły się dziwne wzory z zadziwiająco splecionych niebieskich kwiatów; hobbit gotów był przysiąc, że te kwiaty były podobne do już widzianych w jakimś śnie, ale na czym polegało podobieństwo, nie potrafił powiedzieć.Sztylet od pierwszej chwili znakomicie ułożył się w dłoni nowego właściciela, który trzymał go mocno, jakby się bał, że upuści cenny dar.- Tak, jest akurat dla ciebie.- Do oszołomionego hobbita dotarł głos Olmera.- Pozwól, że ci pomogę go nałożyć.Folko drgnął, jakby budząc się ze snu; czując jakąś straszliwą niemoc, pozwolił człowiekowi przerzucić górną pętlę pochwy przez szyję, a dolną opasać nieco powyżej talii.Pochwa ściśle przyległa do ciała.Olmer cofnął się o krok, jakby ciesząc oko efektami własnej pracy, jego dłonie kryły się w wytartych skórzanych rękawicach, choć dzień był upalny.- Dziękuję.- z trudem wykrztusił Folko.- Dziękuję ci, panie.Nisko się pokłonił.Prostując się, napotkał spojrzenie Olmera i poddany jakiemuś nagłemu przeczuciu, zrobił krok do przodu, by uścisnąć dłoń Sandella.- Bardzo dobrze - usłyszał słowa poszukiwacza złota.- Niech przeszłość pochłonie zapomnienie.Usunęliśmy to, co nam przeszkadzało, i teraz możemy porozmawiać.Jaki wspaniały masz łuk! - Głos Olmera ledwo zauważalnie zmienił się, stał się twardszy.- Pozwól mi go obejrzeć.Folko zawahał się, podniósł oczy.Olmer stał nad nim niczym wieża, patrzył poważnie i przenikliwie.I chociaż Folko poczuł jakiś wewnętrzny niepokój, ręka, jakby walcząc z wolą, sięgnęła do futerału i wyjęła elfijską broń.Co robisz?! - W jego głowie kłębiły się niespokojne myśli.-Jak można oddawać w cudze ręce, i to TAKIE, tę rzecz?!Widać coś się zmieniło w wyrazie twarzy i spojrzeniu hobbita, bo po obliczu Olmera przemknął nagle jakiś twardy uśmieszek.Jego potężne, osłonięte czarną skórą rękawic dłonie chwyciły łuk.Podniósł go bliżej oczu, żeby się przyjrzeć, przysunął się doń i Sandello.Twarz poszukiwacza złota nagle postarzała się o dobre dwadzieścia lat, stała się okrutna i ponura, jakby odezwał się w nim jakiś zadawniony ból.Lewy kącik warg drgnął i powędrował do góry, nadając twarzy pogardliwy i współczujący zarazem wyraz.Hobbit odruchowo cofnął się o krok.To, co się działo z Olmerem, nie uszło również uwadze garbusa - jego spojrzenie, choć pełne wyrzutu, było czułe, kiedy położył dłoń na przedramieniu swego pana.Folkowi wydawało się, że to jakaś, może niezręczna, ale próba pieszczoty i uspokojenia zarazem.Garbus spoglądał tak, jakby chciał powiedzieć swemu przyjacielowi i panu: „nie trzeba”.Olmer westchnął głęboko, dokładnie obejrzał łuk, spróbował naciągnąć cięciwę i już chciał coś powiedzieć, gdy za plecami hobbita rozległ się nagle szelest i trzask gałęzi przemieszany z niewyraźnymi okrzykami.Folko zadrżał, uświadomiwszy sobie, że zupełnie zapomniał o Torinie.Pospiesznie obejrzał się i zobaczyłpod przeciwległą ścianą krzaków krasnoluda, który stał z otwartymi ze zdziwienia ustami.Wszystko zamarło, jakby czas się zatrzymał, hobbita przygniotła otaczająca cisza, tylko krew szumiała w uszach.Chciał krzyknąć - i nie mógł.Otworzywszy gamoniowato usta, przypatrywał się Torinowi, którego twarz wyrażała teraz upór i zaciętość; widział, jak krasnolud błyskawicznie wyszarpnął zza pasa topór i miękkim krokiem wojownika ruszył przez polanę.Hobbit nie miał czasu, by podziwiać zimną krew Olmera.Nie odezwawszy się, poszukiwacz złota zwrócił mu łuk, drugą ręką odsunął w bok, pokazał krasnoludowi otwartą dłoń i spokojnie poszedł mu na spotkanie, wystawiając pod strzałę Folka szerokie, odsłonięte teraz plecy.Kątem oka Folko zauważył jakiś ruch i obejrzał się.Ręka Sandella wśliznęła się pod płaszcz, mięśnie szyi napięły się; był teraz gotów na wszystko, ale nie wykonał żadnego ruchu i - wydawało się - nawet nie patrzył w stronę hobbita.Folko natomiast zebrał już tyle sił, by móc krzyknąć do Torina, ale nagle odezwał się Olmer.Dzieliło go od krasnoluda nie więcej niż dziesięć kroków.- Witaj, Torinie, synu Dartha - rozległ się spokojny głos.- Wiele wody upłynęło od czasu ostatniego spotkania, ale nie zapomniałem tego śmiałka, który skrócił kiedyś o całą dłoń Świętą Brodę Durina, zdobiąca wieżę nad bramą Arthedain! I tego, co stało się potem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •