[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czuł, że twardnieje.Czy to także widziała? Czy zauważyła, żejest nagi, że nie potrafi ukryć pożądania? Myśl o tym podnieciła gojeszcze bardziej, dodała mu sił i śmiałości.Jeszcze nigdy nie pragnąłkobiety w taki sposób.Wspiął się po stopniach i stanął nad nią, gdy odruchowo cofnęła sięo krok.Ale nie był to odruch strachu, raczej zaproszenie. Skąd ta niezwykła odwaga? Co znaczył ten spokój, który widział wjej oczach? Miała może trzydzieści łat, może nieco mniej.Była drobnejbudowy; miała pełne i zmysłowe usta, a ramiona silne, choć szczupłe.Niepewnie wyciągnął łapę ku niej.Miała dość czasu, by zerwać siędo ucieczki, gdyby tylko chciała.Po chwili dwiema łapami odebrał jejlatarnię, nie zwracając uwagi na żar klosza.Postawił ją na drewnianejławie po ścianą.Drzwi były uchylone; dostrzegł za nimi bardzo wątłąplamę światła.Ptagnął jej.Pragnął zerwać z niej tę białą, flanelową koszulę nocną.Bardzo ostrożnie wyciągnął ku niej łapy i zamknął ją w uścisku.Czuł wyraznie bicie własnego serca.Pożądanie, które nim owładnęło,było równie silne jak wcześniejsze pragnienia tej nocy: jak żądzamordu i ucztowania.Uleganie takim imperatywom leży w naturzebestii.W blasku latarni jej ciało było białe, cudownie delikatne.Jej wargirozchyliły się i westchnęła cicho.Ostrożnie, najostrożniej, musnął jekrawędzią łapy.A potem podniósł ją bez wysiłku, podłożywszy leweramię pod jej uda.Ważyła tyle co nic.Otoczyła rękami jego masywnykark, wsuwając palce w gęste futro.Te proste gesty wystarczyły, by przekroczył granicę.Z jego piersiwyrwał się cichy warkot.Musiał ją posiąść, gdyby tylko na topozwoliła.A najwyrazniej pozwalała.Ruszył w stronę drzwi, pchnął je łagodnie i wniósł kobietę dociepłego, słodko pachnącego wnętrza domu.Natychmiast rozpoznałwszystkie wonie tworzące tę mieszankę: zapach polerowanegodrewna, perfumowanego mydła, świec, odrobiny kadzidełka orazognia.I jeszcze perfum, jej cudownie naturalnych perfum z odrobinącytrusowej nuty, którą sama dodała.O, ciało, błogosławione ciało.Zawarczał znowu, jeszcze czulej niż poprzednio.Czy na pewnowyczuła w jego głosie czułość? W małym, czarnym piecyku żarzyły się węgle.Cyfrowy zegarwskazywał godzinę anemicznym blaskiem.Weszli do niewielkiej sypialni.Reuben zobaczył przed sobązabytkowe łóżko o wysokim wezgłowiu ze złotego dębu.Biała pościelwydała mu się miękka jak gąbka.Tuliła się do niego.Jedną ręką musnęła jego twarz.Z początkuprawie nie czuł dotyku jej palców na gęstym futrze, ale nauczył się pochwili.Pogładziła jego usta, wąską wstążkę czarnego ciała.Dotknęłazębów, długich kłów.Czy widziała, że się do niej uśmiechał? Mocnozacisnęła dłoń na jego grzywie.Ucałował najpierw czubek jej głowy, a potem czoło, hmmm,satynowe, i wreszcie półprzymknięte oczy.Zacisnęła powieki.Byłygładkie jak jedwab.Jedwabno-satynowe istotki, bezwłose i pachnące,miękkie jak płatki kwiatów.Jakże naga i delikatna była w tej chwili.Szalał w głębi duszy.Proszę, najdroższa, nie rozmyśl się teraz!Razem opadli na łóżko, ale zadbał o to, by nie przygnieść jej swoimciężarem.Skrzywdziłby ją w ten sposób, dlatego zatrzymał się w porę iułożył tak, by bezpiecznie zamknąć ją w ramionach.Zaczął gładzić jejwłosy, odgarniać je z czoła.Była blondynką z niezliczonymi pasmamisiwizny.Pochylił się, by ją pocałować.Rozchyliła wargi i poczuła w ustachjego oddech.- Delikatnie - wyszeptała, rozgarniając grzywę, która zasłoniła muoczy.- Och, piękna, piękna - odpowiedział.- Nie zrobię ci krzywdy.Prędzej umrę, kwiatuszku.Mój mały, wrażliwy kwiatuszku.Obiecuję. 12Mały, cyfrowy budzik na nocnym stoliku wskazywał czwartą nadranem.Jego wyświetlacz dawał akurat tyle światła, ile potrzebowałyoczy Reubena.Leżał obok niej, wpatrując się w sękate deski sufitu, pomalowanena wysoki połysk grubą warstwą lakieru.Niegdyś ta sypialnia musiała być werandą - ciągnęła się wzdłużcałej tylnej ściany domku.Powyżej linii boazerii z trzech stronumieszczono okna.Wyobrażał sobie, jak pięknie musiało tu być zadnia, gdy promienie słońca przebijały się pośród rudych pni izielonych, skórzastych liści.Czuł zapach lasu, czuł to tak wyraznie, jak nocą pośród drzew.Domek musiał wybudować ktoś, kto kochał tę puszczę i pragnął byśblisko niej, a jednocześnie nie zakłócać rytmu jej życia.Kobieta spała obok niego.Tak, miała mniej więcej trzydzieści lat, ajej nieg dyś jasne włosy były teraz jakby przysypane popiołem - siwe,długie i całkiem naturalne.Nocą rozerwał jej koszulę nocną na sttzępy,uwalniając nagie ciało, a ona poddała się temu posłusznie.Resztkitkaniny leżały teraz pod nią, niczym pióra wyściełające ptasie gniazdo.Musiał kontrolować się ze wszystkich sił, aby jej nie skrzywdzić,gdy się kochali.Człowiek i bestia pracowali razem, a jej gorącepożądanie sprawiło, że była jak roztopiony wosk.Przyjęła go bezograniczeń, pojękując spontanicznie jak on, poruszając ciałem z całąmocą i wreszcie sztywniejąc pod nim u szczytu ekstazy. Jej odwaga budziła w nim zdumienie graniczące z nieufnością.Zasnęła przy nim jak dziecko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •