[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ludzie pokonani w bitwie wyglądają bardzo charakterystycznie: człapią noga za nogą,przygarbieni, ochlapani błotem, bez reszty pochłonięci obserwowaniem ziemi pod stopami.Widział to wielokrotnie, sam nie raz i nie dwa czuł to samo.%7łal po przegranej.Wstyd, że dalisię pobić.Wyrzuty sumienia, że poddali się, nie odniósłszy ran.Znał te uczucia aż za dobrze,wiedział, jak potrafią dać się we znaki, ale mimo wszystko wyrzuty sumienia były odrobinęmniej bolesne od cięcia mieczem i goiły się ciut szybciej.Niektórym rannym nawet się poszczęściło: obandażowani, w łubkach, wsparci na kijualbo na ramieniu kompana.W sam raz, żeby dostać zwolnienie od służby w pierwszej liniina najbliższe kilka tygodni.Inni nie mieli tyle szczęścia.Zwłaszcza jeden z nich wydał sięWilczarzowi znajomy - oficer, młokos jeszcze, ledwie mu się sypnął pierwszy wąs, gładkatwarz blada i wykrzywiona w grymasie bólu i szoku, noga odcięta tuż nad kolanem; leżał nanoszach niesionych przez dwóch ludzi obficie zbryzganych ciemną posoką.To on pilnowałbramy, kiedy Wilczarz i Trójdrzewiec przybyli do Ostenhormu, żeby dołączyć do armii Unii.To on spojrzał na nich jak na dwie kupy łajna.Teraz nie wydawał się już taki cwany, kwiczałz bólu przy każdym wstrząsie noszy, ale Wilczarzowi nie było do śmiechu.Odjęcie nogi byłochyba zbyt surową karą za szyderczy sposób bycia.West stał obok ścieżki, pogrążony w rozmowie z oficerem, który miał głowę owiniętąbrudnym bandażem.Wilczarz nie słyszał słów, ale z grubsza domyślał się treści tej rozmowy.Od czasu do czasu któryś z tej dwójki wskazywał za siebie, na dwa wzgórza, z których zeszli- strome, niewdzięczne, gęsto zalesione; tylko w paru miejscach naga skała przezierałaspomiędzy drzew.West odwrócił się i zobaczył obserwującego go Wilczarza.Minę miał iściegrobową.Nie trzeba było geniusza, żeby wyczytać z niej, że do końca wojny jeszcze daleko.- W mordę.- mruknął Wilczarz.Poczuł znajome ssanie w żołądku, nieprzyjemne uczucie, które dawniej dawało osobie znać kiedy musiał zrobić zwiad w nieznanym terenie, kiedy Trójdrzewiec kazał imprzygotować broń albo kiedy na śniadanie musiała im wystarczyć zimna woda.Odkąd jednakzostał wodzem, towarzyszyło mu właściwie bez przerwy.Wszystkie sprawy były na jegogłowie.- Nie dało rady? West podszedł do niego, kręcąc głową.- Bethod na nas czekał, z dużym oddziałem.Siedzi okopany na tych wzgórzach,gotowy na wszystko.Oddziela nas od Carleonu.Podejrzewam, że przygotował się na tojeszcze zanim przekroczył granicę.- Cały Bethod.Lubi się solidnie przygotować.Zawsze lubił.Nie można by go obejść?- Kroy próbował z obu stron i dwa razy został zmiażdżony.Teraz Poulderprzeprowadził frontalny atak i poniósł jeszcze cięższe straty.- Czyli się nie da.- Wilczarz westchnął.- Nie ma takiej drogi, żeby nie dać Bethodowi okazji do dziabnięcia nas nożem podżebro.- A on takiej okazji na pewno nie przepuści.Ba, dokładnie na coś takiego liczy.- Lord marszałek zgodziłby się z tobą.Chce, żebyś poprowadził swoich ludzi napółnoc.- West spojrzał posępnie na dalsze wzgórza, bardziej odległe, szare jak szept.- Macieznalezć słaby punkt Bethoda.Nie ma mowy, żeby był w stanie obstawić całe pasmo.- Czyżby? No, chyba wkrótce się przekonamy - odparł Wilczarz i zniknął wśróddrzew.Chłopaki będą zachwycone.Podążając ścieżką, szybko dotarł do swojego obozowiska.Ludzi przybywało zkażdym dniem i teraz ich liczba mogła sięgać nawet czterech setek, samych zaprawionych wboju twardzieli, głównie takich, którzy nigdy nie przepadali za Bethodem i walczyli przeciwniemu już w dawniejszych wojnach - chociaż nie brakło i takich, którzy walczyli przeciwkoWilczarzowi.Tutaj, w lesie, dosłownie się od nich roiło: siedzieli przy ogniskach, gotowalistrawę, ostrzyli broń, czyścili sprzęt, paru wprawiało się w fechtunku.Wilczarz skrzywił się,słysząc szczęk stali; jeszcze się go nasłucha, bez wątpienia.A i skutki będą bardziej krwawe.- Wódz idzie! - wołali na jego widok.- Wilczarz! Wodzu! Hej, tutaj!Jedni klaskali, inni łomotali bronią o kamienie.Pozdrawiał ich, unosząc zaciśniętąpięść, uśmiechał się półgębkiem, odpowiadał:  Czołem, czołem i tak dalej; prawdępowiedziawszy, w dalszym ciągu nie miał zielonego pojęcia, jak powinien zachowywać sięwódz, więc po prostu zachowywał się po staremu, jak dawny Wilczarz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •