[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlaczego więc miałabym wątpić?- Wierzysz w to, że jest bogiem?Zawahała się przez chwilę.Czytała uważnie w jego oczach, zastanawiając się, czy wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu, mógł to być żart.Z twarzy nie wynikało, aby z niej kpił.Malowała się na niej tylko głęboka sympatia.- Wierzę, że jest bogiem - odpowiedziała.Niezwykle ostrożnie wyciągnęła dłoń i delikatnie dotknęła palcami ciemnej skóry bóstwa.Kiedy je muskała, zamknęłabezwiednie oczy, by otworzyć je po chwili w swego rodzaju ekstazie.Trwała tak przez kilka minut, a potem cofnęła rękę.- Co czułaś? - spytał Wildheit.- Czułam.muzykę.- Jej głos był dziwnie odległy.- Wspaniale! Znaczy, że cię akceptuje.- Dlaczego miałby mnie nie akceptować?- On żyje w mnóstwie różnych wymiarów - wszyscy bogowie mają problemy z tożsamością.Dałaś dowód wiary w jego istnienie, tu i teraz.Zyskał przez to większą siłę, którą wykorzysta dla wzmocnienia układu zależności.- Jesteś wielkim formalistą.- Jestem praktyczny.Coul potrzebuje wiary tak samo, jak ty pożywienia.Kiedy się mu ją okaże, potrafi to docenić.Jeśli znajdziesz się w nadzwyczajnej potrzebie, wezwij go.Gdy zaufasz mu wystarczająco mocno, być może znajdzie jakiś sposób, żeby ci pomóc.O której zaczyna się ostatnia nocna warta?- Wkrótce.Dlaczego pytasz?- Dabria wymyślił podstęp.Nie ma odwagi wyjawić, że pochwala twój wyjazd, dlatego zaaranżował naszą ucieczkę.Gdy zmienią się straże, odzyskam broń i wtedy wyruszymy.Możesz przeprowadzić mnie przez miasto do mostu na rzece?- Chyba tak.- To dobrze! Na pustyni jest mój statek.Jeśli dotrzemy do niego, będziemy uratowani.Być może trzeba będzie walczyć, żeby się tam dostać.Trzymaj się blisko mnie i rób dokładnie to, co powiem.Gdy to mówił usłyszał stłumione odgłosy z głębi piwnicy.Podszedł sprawdzić i jedne drzwi zostały uchylone, a w niewielkim pomieszczeniu za nimi, na stole znalazł swój mundur i sprzęt.Ubrał się jak tylko mógł najszybciej i wrócił do Różdżki.- Jeżeli jesteś gotowa, wspólniczko, pójdziemy zobaczyć, co też zgotował nam Chaos.Dał jej znak, by pozostała w tyle, po czym rozwalił masywne drzwi za pomocą pojedynczego ładunku wybuchowego i wystrzelił pocisk obezwładniający w głąb korytarza.Schylił gwałtownie głowę, aby uniknąć zwielokrotnionych drgań fali uderzeniowej, po czym skinął na Różdżkę, żeby szybko podążyła za nim.W końcu korytarza zauważyli dwóch osuniętych na stół, ogłuszonych strażników.Z tyłu znajdowały się kolejne drzwi i prowadzące w górę schody.Doszli nimi na szczyt muru strażniczego na obrzeżach miasta.- Którędy teraz?- Na lewo.Idąc tą drogą, ominiemy szkołę straży.Zapadał złocisty zmierzch.Ulice ciągnące się pod murem były przeważnie puste.Wieża na murze oznaczała zarówno możliwość zejścia na dół jak i sugerowała obecność wielu strażników.Wildheit za pomocą pocisku obezwładniającego oczyścił wejście i skierował się w dół krętych, kamiennych schodów.U ich podnóża zaskoczył dwóch strażników nadchodzących, by ustalić źródło hałasu.Jednego powalił ciosem dłoni, a drugi uciekł gdzieś do innej części wieży, przypuszczalnie z zamiarem sprowadzenia pomocy.Nad-inspektor nie gonił go.Mieli teraz wolną drogę na piaszczyste ulice i musieli jak najszybciej, zanim zbierze się zbyt wielu strażników, dostać się - na most.Nieliczni, przypadkowo mijani przechodnie, wyglądali na zdziwionych widokiem biegnącej pary, ale nie usiłowali interweniować.Uciekinierzy znaleźli się wkrótce nad brzegiem rzeki, w miejscu, z którego widać już było most.W budce wartowniczej przy bramie niespodziewanie rozległ się dźwięk dzwonu alarmowego.Inne dzwony, zainstalowane w obrębie miasta, przechwyciły tę wiadomość i przekazały ją dalej, aż całe wieczorne niebo jak gdyby ożyło hałaśliwym biciem na alarm.6.Wildheit zaklął i wciągnął zdyszaną dziewczynę do wnęki między domami.- Czy jest jakiś inny most, Różdżko?- Wiele kilometrów stąd.- W takim razie musimy sforsować ten.Jeśli uda się nam przejść, jak będą nas ścigać? Pieszo?- Przypuszczam, że jadąc na zwierzętach.- Kiedy ruszymy na most, cały czas biegnij.Nie zatrzymuj się ani na chwilę, dopóki nie przedostaniemy się na drugi brzeg.Wildheit już podczas biegu zaczął ładować miotacze.Kiedy tylko przyczółek mostu znalazł się w zasięgu rażenia, otworzył ogień.Pierwsze pociski ugodziły i spoczęły spokojnie na kilka sekund.Potem zaczęły wydawać przeraźliwe gwizdy, które porażały słuch i przyprawiały o tętnienie w skroniach.Dźwięki te ulegały wzmocnieniu, łącząc się w nieznośnej kakofonii, która z łatwością zagłuszała bicie najgłośniejszych dzwonów i wpędzała ogarniętych paniką i spłoszonych strażników z ich budek.Kiedy zebrali się na drodze dojazdowej, Wildheit odpalił w ich stronę serię pocisków gazowych.Zaczęli z wolna osuwać się na kolana, a potem jeszcze niżej i w przód do pozycji leżącej, jakby sposobiąc się do snu.Wildheit za pomocą kruszącego ładunku wybuchowego, z dość dużej odległości rozwalił zamykającą drogę żelazną bramę.Niebawem razem z Różdżką znalazł się na moście [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •