[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Albo też tak skamieniałam, patrząc przezokno na szary i niebieski deszcz, że stałam się nieczuła, rozkojarzona, a możenawet byłam poza pewnymi rzeczami, takimi jak gorąco, czas czy pamięć.Otrząsając się z tych myśli, podniosłam kubek i podmuchałam, aby go ostu-dzić.Był tak gorący, że z ledwością utrzymałam w palcach ceramiczne uszko.Hej,Danku, zgadnij, co mi się dzisiaj przydarzyło? Potrząsnęłam głową, wiedząc, żemu o tym nie powiem.Wyglądałabym bardzo głupio.Wypiłam kawę, zapłaciłam i wyszłam.Przechodząc w drodze powrotnej obokokna kawiarenki, spojrzałam na mój stolik, ale kubek zniknął.Zabawne.Kiedy posuwaliśmy się przez równiny Rondui, głos Zapomnianych Maszynstał się potężny, naoliwiony i wyrazny.Zaczęłam odróżniać ich części składowe:tłoki i dzwignie poruszające się w błyszczącej burzy chromu, brązu i wysokiegociśnienia.Niczego już nie produkowały, ale nie przestały działać.Obszar, któryobsiadły, należał do nich, dla innych był niedostępny.Kiedy znajdowaliśmy się w odległości kilkuset stóp od pierwszej z nich, zwol-niła nagle jak stara, parowa lokomotywa przy wjezdzie na stację.Na jej bokuwidniała duża, czerwono-złota plakietka z napisem: Lieslseiler: Praga.Jej po-szczególne części zwolniły do połowy, chociaż syczała i klekotała jeszcze bar-42dziej niż przedtem.Byłam pewna, że w jakiś sposób wyczuła naszą obecność, tajej świadomość, a potem rytm ruchu, został szybko przerażająco szybko podchwycony przez inne maszyny.Jak na komendę wszystkie wyrównały swójrytm, mimo tego, że każda całkowicie różniła się od reszty.Poczułam, że ciało wilczycy dygocze pode mną i wiedziałam, że powinnamsię teraz odezwać. Przepuśćcie nas.Znacie nas.Nie jesteśmy waszymi wrogami.Musimyprzekroczyć równiny, a potem góry.Maszyny przedrzezniały mnie, klekocząc swoimi dzwigniami w górę i w dół,dokładnie w rytmie moich ostatnich słów.Kiedy zamilkłam, powróciły do swoichwłasnych, tajemniczych rytmów. Zostawcie nas w spokoju.Klak-Klak-Klak-Klak.Razem brzmiały jak największa na świecie maszyna do pisania.Spojrzałamna Martia, ale jego okrągła, wielbłądzia twarz nie dawała żadnych wskazówek, corobić dalej. Proszę, po prostu zatrzymajcie się.Klak-Klak-Klak.Mijały minuty.Ruchy i rytm maszyn nie zmieniały się, póki nikt się nie odzy-wał, tylko ich para dziko gwizdała w suchym powietrzu. One potrzebują hasła, Cullen.Spojrzałam na Pana Trący zaskoczona tym, że w ogóle napomknął o tym tutaj,w obecności innych, w obecności maszyn! Ale one ucichły po jego słowach.Pepsi otoczył ramionami przednią łapę wilczycy, a na jego twarzy malował sięstrach.Patrzył na mnie tak, jakbym ja wiedziała, co robić. Ale dlaczego, Panie Trący? Ponieważ to jedyny dowód na to, kim jesteś.To dowodzi, dlaczego tu jesteś. Ale czy nie będziemy potrzebować tego pózniej? Maszyny zwiększyły tem-po poczuły się obrażone moimi wątpliwościami. Potrzebujesz go teraz.Użyj go! Głos Pana Trący był cichy, lecz stanow-czy.Nie miałam wyboru. Koukounaries!Maszyny stanęły.Godzinę pózniej wilk zbliżył się do mnie i Pepsi przerwał posępną ciszę, jakazapanowała pomiędzy nami od czasu, gdy tak szybko i nerwowo przebyliśmyresztę Równiny Maszyn. Mamo, co to znaczy? Koukerry?Spojrzałam na Pana Trący był parę stóp przed nami, ale odwrócił się usły-szawszy pytanie chłopca.Skinął mi przyzwalająco.To było pierwsze zaklęcie,jakie podarowałam mojemu synowi.43 Koukounaries, Pepsi.To po grecku oznacza sosnowe szyszki.Lekarz nazywał się Rottensteiner, a jego gabinet przyozdobiony był radosnymizdjęciami jego rodziny i ich psów myśliwskich obsypanych złotymi medalami.Usiadłam na krześle przy jego biurku i opowiedziałam mu całą historię moichsnów o Rondui.Denerwowało mnie powtarzanie tej samej historyjki po raz dru-gi w ciągu jednego roku (po każdej stronie oceanu raz), ale sen z Koukounariesprzestraszył mnie.Chciałam pozbyć się całej tej sprawy, a przynajmniej znalezćtaki kąt widzenia, który pozwoliłby mi zaakceptować moje sny i z nimi żyć.Kiedy skończyłam, splótł palce i wzruszył ramionami. Uczciwie mówiąc, nie sądzę, żeby coś było nie w porządku, pani James.Nigdy o tym wcześniej nie słyszałem, ale to nic nowego.O ile mogę to oce-nić, pani lekarka we Włoszech miała rację.Sny robią, co chcą.Nie może panizałożyć im smyczy i mówić im, dokąd mają zmierzać.Zwykle ludzie miewająpowtarzające się lub seryjne sny po jakimś rodzaju urazu: groznym wypadkusamochodowym, w którym uczestniczyli, śmierci kogoś bliskiego czymś na ty-le nieprzyjemnym, że ich układ nerwowy nie może sobie z tym poradzić.Fakt,iż oboje najwyrazniej jesteście szczęśliwi i zgrani, mówi mi, że śni pani o Ron-dui, ponieważ jakaś część pani osobowości lubi to.Nic dodać, nic ująć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Menu
- Index
- Dick Philip K Klany Ksiezyca Alfy (SCAN dal 9
- YG.Siostry.Ksiezyca.Tom.5.Night.Huntress
- London Jack Ksiezycowa Dolina (SCAN dal 936
- Aldani Lino Ksiezyc dwudziestu rak
- Norton Andre Ksiezyc trzech pierscieni
- Andre Norton Ksiezyc trzech pierscieni
- Aldan Lino Ksiezyc dwudziestu rak
- Chmielewska Joanna (Nie)boszczyk maz (3)
- Hitchcock Alfred Tajemnica wedrujacego jaskiniowca
- Tolkien J.R.R wyprawa
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- sp6zabrze.htw.pl