[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niech się łudzą! Nic z tego nie będzie, zostanę na złość im,jak gdybym w ziemię tu wrosła, aż do grobowej deski.Gdy postarzej ę, ogłuchnę,oślepnę, wszystkie już zęby stracę i będę do niczego, Davy da mi kątek i kęs chleba.Czy tak, Davy?- A! Jak to będzie dobrze! - zawołałem.- Będziesz u mnie szczęśliwa jakkrólowa.- Niech cię Bóg ma w swej świętej opiece! Poczciwe serce! - wołała Peggottypokrywając mnie pocałunkami w przedwczesnej wdzięczności za obiecanągościnność; potem zakryła ponownie twarz fartuchem śmiejąc się znów, zapewne z Barkisa, po czym wyjęła niemowlę z kołyski i zaczęła nosić je dokoła pokoju.Po chwilipołożyła je w kołysce, sprzątnęła ze stołu i wreszcie usiadła naprzeciw nas z robotą wręku, kawałkiem wosku i pudełkiem do robót, najzupełniej tak, jak bywało dawniej.Siedząc tak gwarzyliśmy wesoło.Opowiadałem, jak srogi i okrutny jest panCreakle.Obie, matka i Peggotty, rozpływały się w żalu nad mym losem.Opowiadałemo Steerforcie i Peggotty dodała, że poszłaby chętnie piechotą do Londynu, aby go tylkozobaczyć.Gdy niemowlę obudziło się, wziąłem je delikatnie na ręce i zacząłemkołysać.Gdy usnęło, przytuliłem się do matki, jak dawniej bywało, zarzuciłem jej ręcena szyję, twarz oparłem o ramię i znów mnie na kształt skrzydeł anioła opłynęłymiękkie jej włosy.I znów się czułem szczęśliwy.Gdy siedziałem tak, zapatrzony w ogień i biegające nad rozżarzonym węglemiskierki, zdawało mi się, żem nigdy nie wyjeżdżał z domu, że wszystko było snem - ipan, i panna Murdstone znikli jak te pogasłe płomyki.Prawdą żywą było to tylko, comnie otaczało: matka moja i Peggotty.Peggotty z pończochą w lewej, a igłą w prawej ręce cerowała.Nie pojmuję, skądsię jej brały te wieczne dziury w pończochach.Odkąd pamięcią sięgam, codziennie jecerowała.- Ciekawa jestem - ozwała się nagle - co się stało z ciotką Davy?- Boże mój! - matka moja ocknęła się z zamyślenia.- Skąd ci się to wzięło?- Nie wiem, pani.Dość, że jestem ciekawa.- Skąd ci na myśl przyszła ta dziwaczka? Czy nie masz już o czym myśleć?- Nie wiem, pani, skąd mi to przyszło, ot tak sobie.Myślę to o tym, to o owym iporadzić już na to nie mogę.Ot, pomyślałam, co się też z nią stało?- Jakże jesteś nieroztropna! Można by sądzić, że spragniona jesteś jejodwiedzin.- A niechże Pan Bóg broni!- Więc po co mówić o tak nieprzyjemnych rzeczach! Panna Betsey siedzipewnie zamknięta w swym wiejskim domku nad morzem i pozostanie tam zawsze.Wkażdym razie na pewno nie odwiedzi już nas nigdy.- Zapewne! Zapewne! Tego się nie boję i tylko ciekawa jestem, czy umierajączapisze coś Dawidowi?- Bój się Boga, Peggotty! Jakże jesteś nierozważna! Czyś zapomniała, że gniewasię na tego biedaka od jego urodzenia.- Może mu przebaczy. - Czemuż by teraz właśnie miała przebaczyć? - spytała z pewnymniezadowoleniem moja matka.- Bo teraz Davy ma braciszka - odrzekła Peggotty, a matka moja zaczęła płakaći wymawiać jej ostre słowa.- Jak gdyby to maleństwo zrobiło jakąś krzywdę tobie lub komukolwiek -mówiła łkając.- Niedobra, nieznośna zazdrośnico! Lepiej byś już raz wyszła za tegoswego Barkisa.Czemu nie wychodzisz?- Bobym tym zbytnio dogodziła pannie Murdstone - żywo odrzekła Peggotty.- Zabawna jesteś - ciągnęła matka moja - z tą wieczną zazdrością i niechęciąwzględem siostry mego męża.Można by cię posądzić, że ci tak bardzo chodzi o klucze,że chciałabyś wszystko mieć w swoich rękach, rządzić wszystkim.Jakbyś niewiedziała, że wszystko, co panna Murdstone robi, czyni w najlepszej intencji, z łaski.Przecie wiesz o tym?Peggotty pomrukiwała coś w rodzaju:  Niech ją licho porwie z jej łaską idobrymi intencjami.- O! Wiem, wiem dobrze, co myślisz, niedobra! - mówiła z żalem matka moja.-Rozumiem cię doskonale.Dziwię się tylko, że nie rumienisz się ze wstydu.PannaMurdstone służy tu tylko za pretekst.Czyś nie słyszała, jak mówi i powtarza, że jestemzbyt bezmyślna i.i.- Aadna - podpowiedziała służąca.- A jeśli i tak mówi - odparła już z uśmiechem matka moja - mamże się obrażaćo to?- Nie, oczywiście.- Przecież słyszałaś tysiąc razy, jak mówiła, że pragnie oszczędzić mi kłopotów ipracy, będącej, jak sądzi, nad moje siły.Może i ma słuszność.wstaje wcześnie,kładzie się pózno, dzień cały biega tu i ówdzie, pełno jej w spiżarni, w kuchni,wszędzie.Niełatwa to rzecz i wcale nie przyjemna.A ty mówisz, że to nie jestpoświęcenie.Co? Może nie mam racji?- Nie przeczę.- Przeczysz, właśnie że przeczysz.Poza swoją robotą nie widzisz niczego.Zawsze musisz coś wmawiać, zawsze.Taki to już twój zwyczaj i kiedy mówisz ozamiarach pana Murdstone.- Wcale o nich nie mówię - przerwała z żywością Peggotty.- Nie mówisz, lecz dajesz do zrozumienia, i w tym rzecz.Właśnie przed chwilą powiedziałam, że cię rozumiem i widzę, że tak jest.Otóż, gdy podajesz w wątpliwośćdobre intencje pana Murdstone i udajesz, że je lekceważysz, przekonana jesteś, tak jaki ja, że są one najlepsze.powinnaś być przekonana.i jeśli był, i jest zbyt surowywobec pewnej, wiadomej nam osoby.Zresztą i ty, i ja, i nawet Davy wie, że nie możetu być mowy o nikim obecnym.to., to jedynie dla przyszłego dobra tej że osoby.Przez miłość dla mnie kocha on najpewniej ową osobę i działa dla jej dobra.W tym,jak i we wszystkim, musimy przyznać mu hart i wyższość.Sama wiem, jak słabajestem, dziecinna, niedorzeczna zwłaszcza wobec tak poważnego, stałego, pełnegocharakteru i woli męża.- Wiem też - ciągnęła powstrzymując łzy - ile ma kłopotów ze mną.Wierzę muślepo, powinnam ulegać we wszystkim, we wszystkim.i być mu wdzięczna.Nierazczynię sobie wyrzuty, trapią mnie wątpliwości i sama wówczas nie wiem, co począć.Peggotty słuchała w milczeniu, trzymając w ręku pończochę i opierając na niejbrodę patrzyła w ogień.- Peggotty - przerwała milczenie matka moja zmienionym już głosem - niechsię raz skończy to nieporozumienie.Wiem, że jesteś najlepszą mą przyjaciółką i że natwoją tylko przyjazń mogę liczyć - i kiedy mówię ci, że jesteś niedorzeczna, nieznośna,głupia, to dlatego tylko, że wiem, że jesteś moją najlepszą przyjaciółką, jesteś nią ibyłaś od chwili, gdy mnie owego wieczoru, pamiętasz, spotkałaś na progu domu, doktórego wprowadzał mnie pan Copperfield.W odpowiedzi na te słowa Peggotty przycisnęła mnie z całej siły do piersi.Pózniej dopiero pojąłem niezrozumiałe dla mnie wówczas znaczenie tej rozmowy izdaje mi się, że poczciwa Peggotty zaczęła ją i podtrzymywała w celu dostarczeniamatce mojej sposobności do wylania sprzecznych zresztą, lecz z pewnością trapiącychją srodze uczuć.Wybieg udał się.Przez resztę wieczoru matka moja była już wweselszym i swobodniejszym usposobieniu.Po herbacie, kiedy ogień wygasł na kominku i zapalono świece, przeczytałem Peggotty na głos rozdział z książki o krokodylach, którą szczególniej lubiła iobecnie z własnej wydostała kieszeni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •