[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dowiedziawszysię o tym, doktor tylko się roześmiał:  Ależ dureń!  i zrobiło mu się wstyd i szkoda felczeraza jego głupotę; im bardziej człowiek czuje się bezbronny i słaby, tym więcej głupstwpopełnia w swojej obronie.Dokładnie tydzień po zdarzeniu doktor otrzymał wezwanie od sędziego pokoju. To już jest całkiem bez sensu. myślał kwitując wezwanie. Nic głupszego nie możnasobie wymyślić.I kiedy jechał pochmurnym, cichym rankiem do sędziego, nie odczuwał już wstydu, a tylkoirytację i wstręt.Złościł się i na siebie, i na felczera, i na okoliczności. Wezmę i powiem w sądzie: a idzcie wy wszyscy do diabła!  złościł się. Wszyscyjesteście osłami i nic nie rozumiecie!44 Podjechawszy do sądu, zobaczył na jego progu trzy siostry wezwane w charakterzeświadków i rusałkę.Na widok sióstr i radosnej położnej, która przestępowała z nogi na nogę inawet zarumieniła się z zadowolenia, kiedy zobaczyła głównego bohatera procesu, doktormiał ochotę porządnie je pogonić:  Kto wam zezwolił wychodzić ze szpitala? Jazda dodomu! , ale powstrzymał się i próbując pokazać, że nie jest zdenerwowany, przebił się przeztłum chłopów do izby.Izba była pusta, a łańcuch sędziego wisiał na oparciu fotela.Doktorprzeszedł do pokoiku sekretarza.Zobaczył tu młodego człowieka z wychudłą twarzą, wmarynarce z wypchanymi kieszeniami  był to sekretarz, i felczera, który siedział przy stole iz nudów przerzucał informacje o karalności.Na widok doktora sekretarz wstał; felczerzmieszał się i też się podniósł. Aleksander Archipowicz nie przyszedł jeszcze?  zapytał doktor speszony. Jeszcze nie.Są w domu. odpowiedział sekretarz.Izba mieściła się w posiadłości sędziego w jednej z oficyn, sędzia zaś mieszkał w dużymdomu.Doktor wyszedł z izby i skierował się niespiesznym krokiem do domu.ZnalazłAleksandra Archipowicza w jadalni przy samowarze.Sędzia stał obok stołu bez surduta ikamizelki, z rozpiętą na piersi koszulą i trzymając obiema rękami czajnik, nalewał sobie doszklanki ciemną jak kawa herbatę; zobaczywszy gościa szybko przysunął do siebie drugąszklankę, nalał do niej i nie witając się, zapytał: Panu z cukrem czy bez?Kiedyś, dawno temu, służył w kawalerii; po długoletniej pracy był już w randzerzeczywistego radcy, ale do tej pory nie porzucił ani swego munduru, ani wojskowychzwyczajów.Miał długie jak u policmajstra wąsy, spodnie z kantami, a wszystkie jego ruchy isłowa były przesiąknięte wojskową gracją.Mówił z lekko odchyloną do tyłu głową, ozdabiałmowę soczystym, generalskim  mneee. , wzruszał ramionami i wodził oczami; witając sięlub dając zapalić, szurał podeszwami, a chodząc tak ostrożnie i delikatnie brzęczał ostrogamijakby każdy dzwięk jego ostróg sprawiał mu okropny ból.Posadziwszy doktora pić herbatę,pogładził się po obszernej piersi i brzuchu, ciężko westchnął i powiedział: Hmm tak.Może życzy pan sobie, mnee.wódeczki i zakąsić? Mne e? Nie, dziękuję, nie jestem głodny.Oboje wiedzieli, że nie ominie ich rozmowa o szpitalnym skandalu i oboje byli tymskrępowani.Doktor milczał.Sędzia z gracją machnął ręką i złapał komara, który ugryzł go wpierś, uważnie go oglądnął ze wszystkich stron i wypuścił, potem głęboko westchnął, podniósłoczy na doktora i zapytał, robiąc przerwy: Czemu pan go nie wyrzuci?Doktor wyczuł w jego głosie współczującą nutę; zrobiło mu się nagle siebie żal, poczuł sięzmęczony i zdruzgotany kłopotami ostatniego tygodnia.Zerwał się zza stołu z taką minąjakby jego cierpliwość w końcu się wyczerpała.Skrzywił się z rozdrażnieniem i powiedziałwzruszając ramionami: Wyrzucić! Ależ wy wszyscy rozumujecie, jak Boga kocham.Aż dziw bierze, jak wywszyscy rozumujecie! Czy ja mogę go wyrzucić? Siedzicie tu i wydaje wam się, że jestem usiebie w szpitalu panem i robię, co chcę! Zadziwiające, jak wy wszyscy rozumujecie! Czy jamogę wyrzucić felczera, jeżeli jego ciotka jest niańką u Lwa Trofimowicza i jeżeli LewTrofimowicz potrzebuje takich lizusów i lokai jak ów Zacharycz? Co mogę zrobić, jakziemstwo ani za grosz nas, lekarzy, nie ceni, jak ani kroku nie daje nam zrobić? %7łeby ichwszystkich szlag, nie chcę więcej tu pracować, koniec! Nie chcę! Ależ, nie przesadzajmy.Pan, mój drogi, zbyt blisko bierze sobie do serca. Marszałek z całych sił próbuje udowodnić, że wszyscy jesteśmy nihilistami, szpieguje ipomiata nami, jak swymi kancelistami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •