[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie musiał czekać długo.Minęło ledwie kilka chwil, gdy zza wzgórz wyjechałodwudziestu ludzi poprzedzanych przez psy bojowe.Ku przerażeniu Borensonaprowadził ich sam Wilk.Przez chwilę gwardzista obawiał się, że tropiciele odnajdą jego ślad, aleprzystanęli na dłuższą chwilę przy rzece, by przeszukać ziemię w miejscu, gdzieGaborn zdjął kolczugę z trupa Torina.Borensona dobiegły ich urywane pokrzykiwania, ale nie rozumiał dialektuindhopalskiego, którym się posługiwali.Znał tylko kilka przekleństw w północnejodmianie tej mowy, ci zaś najwyrazniej przybyli z południa.Raj Ahten połapał się, że ścigani się rozdzielili.Ruszyli tropem księcia.Borenson próbował odgadnąć, dlaczego również Wilk wziął udział w pościgu, co niewróżyło, niestety, dobrze.Może cenił Iomę i Sylvarrestę bardziej, niż można by sądzić?Albo chciał pojmać Gaborna i trzymać go jako zakładnika? Wojownik w duchu życzyłksięciu powodzenia.By nic nie wstrzymało biegu jego konia, nim dotrze do Longmot.Tropiciele ledwie zerknęli na ślady Borensona, gdy drogą nadeszła cała armiaRaja Ahtena.W ostatnich promieniach przedburzowego słońca jaśniały złote opończe.Pierwsi maszerowali łucznicy w sile kilku tysięcy.Szli po czterech w szeregu.Zanimi ciągnął tysiąc konnych.Potem pojawili się doradcy i magowie Wilka.%7łołnierze mało Borensona obchodzili.Czekał, kto jeszcze nadjedzie, aż ujrzałwielki, obudowany deskami wóz służący do przewozu darczyńców.Zapewne nie byłoich więcej niż trzy tuziny.Pod strażą kilku setek Niezwyciężonych.Strzała nie przebiłaby drewnianych burt.Borenson uznał, że jeden człowieknijak nie wedrze się do wozu.Ale też nie musiał.Prawda i tak była oczywista.Raj Ahten wziął najpewniej zesobą tylko garstkę swoich pośredników w nadziei, że nikt nie spróbuje zabić kilkusetnieszczęsnych darczyńców siedzących w warowni Sylvarresty czy innych zamkach,które Wilk opanował na Północy.Gdy wóz przejechał, gdy przeciągnęli kucharze, płatnerze, kowale i rozmaiteciury obozowe, zjawiła się tylna straż złożona z tysiąca łuczników.Borenson musiałprzełknąć gorzką prawdę, że nie da się zabić pośredników Raja Ahtena.Musiał sięprzekraść do Warowni Darczyńców w zamku Sylvarresta, chociaż nie wiedział, ilustrażników tam napotka.Siedział na skraju lasu przez długie godziny, podczas gdy chmury przeciągałypo ciemnym niebie.Wiatr zrywał z drzew suche liście.Przed wieczorem zaczęło siębłyskać, lunął deszcz.Borenson naciągnął koc na głowę i wrócił w myślach do Myrrimy.Dziewczynazostała w Bannisferre.Miała tam trzy darczyńczynie - bezrozumną matkę i dwiebrzydkie siostry.Oddały, co miały najlepszego, by uratować rodzinę, wygrać walkę zubóstwem.Po drodze do ich domu Myrrima opowiedziała Borensonowi, jak zginął jejojciec.- Matka wychowała się w majątku i miała własne dary.Ojciec zaś był kiedyśbogaty.Sprzedawał wytworne ubrania na rynku, szył zimowe płaszcze dla dam.Alejego skład spłonął razem z płaszczami i właścicielem.Całe złoto rodziny też musiałopaść łupem płomieni, bo nie znalezliśmy potem ani odrobiny.- W ten oględny sposóbdała do zrozumienia, że jej ojciec został zamordowany podczas napadu rabunkowego.- Mój dziadek jeszcze żyje, ale wziął sobie młodą żonę, która wydaje więcej, niż onprzynosi do domu.Borenson zastanawiał się, do czego dziewczyna zmierza, aż wyszeptała mupoczątek starego przysłowia:- Szczęście to łódka.- .na wzburzonym morzu, która opada i wznosi się z każdą falą -dopowiedział.Pojął, że Myrrima nie ufa szczęściu.Ich małżeństwo mogło być szczęśliwe, aletylko dlatego, że teraz akurat znajdowali się na grzbiecie fali.Obawiała się, że chwila,moment, a łódka ześliznie się w dolinę, może nawet zniknie na zawsze podpowierzchnią.Borenson tak właśnie się teraz czuł.Wtłoczony pod fale, choć nie pozbawionynadziei, że jeszcze uda mu się wypłynąć.Pomysł, aby wysyłać samotnego wojownikado Warowni Darczyńców, był poroniony.Najpewniej Borenson przybędzie na miejsce,stwierdzi, że warownia jest zbyt silnie broniona, i będzie musiał zrezygnować.Wiedział jednak, dobrze wiedział, że jeśli pojawi się najmniejsza choć szansawniknięcia do środka, to z niej skorzysta.Burza przeszła póznym wieczorem, a on siedział bez ruchu i nasłuchiwał, jakwoda kapie z drzew, jak skrzypią na wietrze konary.Czuł woń gnijących liści i żyznej,puszczańskiej ziemi.Czysty zapach tego kraju.I jeszcze smród spalenizny.Wzdragał się przed zamordowaniem darczyńców.Długo próbował się do tegoprzygotować, przekonać siebie, że to naprawdę konieczne.Wyobrażał sobie, jakwdziera się na mury, walczy ze strażą.Wjechałby do miasta, ruszył do bram WarowniDarczyńców, powaliłby przeciwników i wypełnił swą powinność
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Menu
- Index
- Aspect Oriented Programming with the e Verification Language Dav
- Summits. Six meetings that shap Dav
- Cien wolnosci Dav
- Eddings, Dav
- Hume Dav
- Shobin Dav
- Ossendowski F. A. Lenin (2)
- Fagyas Maria Porucznik diabla (2)
- Norton Andre Sargassowa planeta
- Michelle Moran Heretycka Królowa
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- adiczek.opx.pl