X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyobrażał sobie, że powinien wżenić się w bogatą rodzinę, ale coś nie wyszło i skończył jako syn kelnerki, dostatecznie pracowitej, by odziedziczył spory spadek.Ale nie zazdrościł nikomu.Co miesiąc kupował dwanaście albo czternaście opakowań taniego piwa w sklepie z przecenionymi towarami przy autostradzie, no i miał jeszcze telewizor, a gdy od czasu do czasu zjadł kanapkę z kiełbasą i musztardą oraz chrupki, to wystarczało mu do szczęścia.Nim wybiła czwarta w to wtorkowe popołudnie, Pack zagłębiony w zniszczonym fotelu wypił sporo piwa z drugiego sześciobutelkowego kartonu.Oglądał teleturniej, w którym cudowna dziewczyna wręczająca nagrody, zawsze występująca w skąpych sukienkach, była o wiele bardziej interesująca niż pytania i prowadzący program uczestnicy.Pytanie: – A więc, jaki numer państwo wybierają? Jeden, dwa czy trzy?Pack zwrócił się do telewizora.– Wezmę to, co kryje się pod strojem tej niezwykłej panienki, dziękuję bardzo – i łyknął piwa.Właśnie w tym momencie ktoś zapukał do drzwi.Pack nie zareagował.Nie miał przyjaciół, więc goście nie interesowali go.Zazwyczaj nachodzili go chętni do ścinania chwastów i uporządkowania posesji, czego nie chciał, ponieważ lubił swoje chwasty.Znów pukanie.Pack zgłośnił telewizor.Zapukali mocniej.– Odejdźcie – krzyknął.Zaczęli dosłownie walić w drzwi, aż trzęsła się przyczepa.– Co, do cholery? – wkurzył się.Wyłączył odbiornik i wstał.Walenie ustało, ale usłyszał dziwne drapanie o ściany.Całe domostwo zatrzeszczało na betonowych podstawach, co czasami zdarzało się przy silnym wietrze.Ale teraz nie wiało.– Dzieciaki – stwierdził.W rodzinie Aikhornów, mieszkającej po drugiej stronie szosy w odległości dwustu jardów na południe, były tak wredne bachory, że powinno się je uśpić zastrzykami, zakonserwować w formaldehydzie i pokazywać w jakimś muzeum przestępczości.Te szczeniaki zabawiały się odpalaniem petard wciśniętych między betonowe słupki i budziły go w nocy.Drapanie o ścianę ucichło, ale teraz z kolei dzieciaki chodziły po dachu.Tego już za wiele.Co prawda metalowy dach nie przeciekał, ale w każdej chwili mógł wygiąć się albo nawet pęknąć na złączach.Pack otworzył drzwi i wyszedł na deszcz, przeklinając głośno intruzów.Dostrzegł jakieś stwory z filmów grozy z lat pięćdziesiątych, wielkości człowieka, o kłapiących szczękach i wybałuszonych oczach, wokół których widniały małe kleszcze.O zgrozo, na tym koszmarnym obliczu zauważył kilka cech ludzkiej twarzy, przypominającej Daryla Aikhorna, ojca dzieciaków.Pooo-trzeeeebooować, zasyczała istota.Skoczyła w jego stronę, a z odrażającego ciała wysunęło się ostre żądło.Zanim długa piłowata włócznia przeszyła mu brzuch na wylot, Pack uświadomił sobie, że dni pełne piwa, kanapek i chrupek, zasiłków dla niepełnosprawnych i pięknych dziewcząt z teleturnieju minęły bezpowrotnie.Czternastoletni Randy Hapgood maszerował przez brudną, sięgającą łydek wodę w przepełnionym rynsztoku, uśmiechając się pogardliwie, jakby chciał powiedzieć, że natura musiałaby ustawić tysiąc razy większą zaporę, by zbić go z pantałyku.Nie nosił czegoś tak staromodnego jak płaszcz przeciwdeszczowy czy kalosze.Wspaniałe blondynki nie przytulają się do ramienia idiotów z parasolami.Szczerze mówiąc, szałowych blondynek nie widziało się również u boku Randy’ego, ale zakładał, że po prostu jeszcze nie zauważyły, jakim był świetnym chłopakiem, jak obojętnie traktował pogodę i wszystko, co zaskakiwało innych małolatów.Przemoczony i zły gwizdał wesoło dla niepoznaki.Dotarł ze szkoły do domu za dwadzieścia piąta, po ćwiczeniach orkiestry skróconych z powodu złej pogody.Mokrą kurtkę dżinsową powiesił na drzwiach od spiżarni.Zdjął także przesiąknięte wodą tenisówki.– Jestem tuuuuuuuttaaaaaj – wrzasnął, parodiując małą dziewczynkę z filmu Duch.Cisza.Wiedział, że rodzice są w domu, ponieważ paliło się światło i drzwi wejściowe były otwarte.Ostatnio coraz częściej pracowali w domu nad jakimś produktem z New Wave.Randy wyjął puszkę coli z lodówki i pociągnął spory łyk, po czym skierował się na górę, by wyschnąć i opowiedzieć rodzicom, jak minął dzień.Nie mówił do nich tata i mama, co wcale im nie przeszkadzało.Byli w porządku.Czasem myślał, że są aż za bardzo w porządku.Jeździli porshe, nosili supermodne ubrania dużo wcześniej niż inni, i szczerze jak kumple rozmawiali z nim o wszystkim, włącznie z seksem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •  

    Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.