[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Krzewy porastające ścieżkę wydawały się wcale nie utrudniać impościgu, a raczej go ułatwiać.Dawno temu przekonał się, że znacznie łatwiej jestścigać, niż uchodzić przed pościgiem.Ostrożnie pochylił się nieco bardziej nad karkiem Cymry, by nie przygnieśćsowy.K Tathi wydawał się rozumieć jego zamiary i nie opierał się, jednak gdybyło mu niewygodnie, ostrzegł Skifa, silniej zaciskając szpony.Herold czuł natwarzy i dłoni dotyk miękkich piór skulonego ptaka.Podniósł oczy.Przed nimi, pomiędzy drzewami zamajaczyła szara, skalnaściana.W tym świetle bardzo przypominała kryjówkę, w której ukrywali się wrazz Elspeth po przybyciu na ziemie Tayledrasów.W chwilę pózniej dostrzegł, żeskałę rozcina podobne pęknięcie.72 Ostatnio mnóstwo czasu spędzał na ukrywaniu się w skalnych szczelinach.W niepamięć poszły kryjówki w izbach, komnatach, za kotarami i pod sprzętami. Och, nie.Znowu?!  przemknęło mu przez myśl, zanim Cymry zaryła sięczterema kopytami w ziemię i stanęła obok dyheli.Okazało się, że sowy miałyjakie takie pojęcie o tym, co nadaje się na kryjówkę dla pozostałych członkówwycieczki.W szczelinie będzie tłoczno, lecz lepsze to niż spotkanie w lesie z tym,co podążało ich tropem!Stłoczyli się w wąskiej przestrzeni.Skała była wysoka co najmniej na dwa pię-tra, szczelinę zamykała od tyłu jeszcze wyższa kamienna płaszczyzna.W środkuskały Cymry ledwie mogła zawrócić, ale w tym wypadku im mniej było miejsca,tym lepiej, bo utrudniało to prześladowcom przełamanie ich obrony.Stłumione pohukiwanie K Tathi i dotknięcie główki sowy na piersi przypo-mniały mu o potrzebie uwolnienia ptaka.Uniósł rękę i niezdarnie wysłał go w po-wietrze z powodu ciasnoty, w jakiej się znalezli i tego, że był znacznie cięższy odkobuza.K Tathi niewiele skorzystał z jego pomocy w nabraniu powietrza w skrzy-dła.Uderzył Skifa skrzydłem w głowę, odzyskał równowagę i wyfrunął ze szcze-liny w tej samej chwili, gdy u stóp skały pojawiła się sfora.W ujadaniu zabrzmiała nuta tryumfu.Skif podniósł głowę.Coś dziwnego,żółtego przepłynęło przez krzewy i zatrzymało się. Dobrzy bogowie  wyszeptał w duchu.Umiejętność widzenia w nocy okazała się niepotrzebna.Od przeklętych stwo-rzeń biła poświata.Teraz wcale nie był zachwycony, że może im się wreszciedobrze przyjrzeć.Stworzenia miały coś wspólnego z psami; były szczupłe, długonogie jak char-ty, miały krótkie uszy stulone przy czaszce, długie, wężowe ogony i spiczastenozdrza.Ich lekko lśniąca, jasnożółta skóra pokryta była jednak łuskami.Z łbów,które były czymś pośrednim między łbem psa i węża, wyzierały oczy jarzące sięsiarkową żółcią, znacznie jaśniej od reszty ciała, i sterczały rzędy ostro zakończo-nych kłów.Bestie wydawały się płynąć, a nie biec.Dotarły przed próg szczeliny i splotłysię w uścisku, tworząc grozny, niecierpliwy, ruchliwy węzeł, konopny splot za-kończony zębami.Siedlisko żmij.Myliły wzrok i otępiały zmysły swą hipnotycz-ną ruchliwością.Zimowy Księżyc zsunął się ze swego wierzchowca, a w chwilępózniej Skif poszedł za jego przykładem.Bestie nie mogły dostać się do środka.Cymry i dyheli stały w pogotowiu,by poczęstować je swymi kopytami; Skif i Zimowy Księżyc sięgnęli po łuki dosajdaków przy siodłach.Uciekinierzy nie mogli opuścić swego schronienia.Pat.Skif naciągnął na łuk cięciwę i założył strzałę.Zimowy Księżyc jak cień po-wtórzył wszystkie jego czynności. Doskonale, wiemy, gdzie jesteśmy, ale co da-lej?  pomyślał Skif.73  Co to jest?  zapytał szeptem, nie spuszczając oka z krążących nieustan-nie przed progiem szczeliny bestii.Zamrugał powiekami, bo od patrzenia na niezaczął mu się mącić wzrok.Nie wiedział: zmęczenie to, czy umyślne działaniestworzeń? Wyrsa  odparł Zimowy Księżyc.Celował i na jego czole pojawiła sięgłęboka zmarszczka.Wypuścił strzałę, lecz wyrsa, w którego była wymierzona,uskoczył w chwili, gdy grot dosłownie dotknął jego boku.Gdyby tego na własneoczy nie zobaczył, Skif nigdy by w coś takiego nie uwierzył.W życiu nie widziałstworzenia, które byłoby tak zwinne i szybkie.Zimowy Księżyc mruknął coś pod wąsem.Tych słów z języka TayledrasówSkif nie znał, jednak domyślił się, co mogły znaczyć.K Sheyna nasadził kolejną strzałę i wycelował, jednak nie wystrzelił od razu. Nie dysponują magicznym orężem, ale też i niełatwo się zniechęcają.Ichkły są zatrute  wyjaśnił, przyglądając się krążącym bestiom. Zwietrzyw-szy ofiarę, nigdy się nie poddają.Potrafią oszukiwać wzrok i, jak sam widziałeś,są szybkie i zwinne.W pojedynkę nie są uznawane za wielkie zagrożenie, leczw sforze są niepokonane. Wspaniale!  dodał po chwili Skif. Co z nimi zrobimy? Zabijemy  lakonicznie odpowiedział Zimowy Księżyc i wypuścił strzałę.Tym razem, choć bestia, w którą wymierzył, uniknęła strzały, druga, znajdującasię za nią, nie zdołała uskoczyć i grot utkwił w jej piersi.W wypadku innego stworzenia rana mogłaby nie być śmiertelna.Skif nie za-uważył krwi i sądził już, że bestia strząśnie z siebie strzałę, która, zdawało się,trafiła w serce.Jednak ofiara zamarła na moment, milcząco rozwierając paszczę,i upadła na bok.Zwiatło zgasło w jej oczach i w chwilę pózniej zgasła żółta po-świata skóry, i tylko księżyc oświetlał szary kształt na ciemniejszej ziemi.Cała sfora uskoczyła w bok, byle jak najdalej od martwego ciała.Na chwilębestie zamarły w zupełnej ciszy.Skif pomyślał, że być może Zimowy Księżyc mylił się, i po śmierci jednejbestii reszta sfory pójdzie w rozsypkę.Jednak wyrsy tylko spojrzały z nienawiścią na k Sheyna i wzniósłszy w nieboostro zakończone pyski, zawyły.Z tak bliska ich wycie okazało się znacznie gorsze.I nie tylko włos się odniego jeżył: wdzierające się w uszy dzwięki wywoływały zawroty głowy i nud-ności [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •