[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wierzę w przyjaźnie od pierwszego wejrzenia, mam nosa, nigdy mnie nie zawodzi.Chcę panu pomóc.- Jestem bardzo panu wdzięczny - pozwala się tarmosić, klepać po ramionach, rezygnuje i znów staje przy biurku, znów kaszle Pantaleon Pantoja.- Ale, prawdę mówiąc, nie potrzebuję pańskiej pomocy.Przynajmniej w tej chwili.- Tak się panu wydaje, niewinny i nieświadom niczego człowieku - ogarnia całą przestrzeń nie­określonym gestem, gorszy się pół żartem, pół serio Waleczny.- W tej enklawie erotyzmu żyje pan z dała od światowego gwaru i jak wnoszę, nie zdaje pan sobie z wielu rzeczy sprawy.Nie wie pan, o czym mówi ulica, jakie niebezpieczeń­stwa pana osaczają.- Mam bardzo mało czasu - patrzy na zegarek, niecierpliwi się Pantaleon Pantoja.- Albo powie mi pan w końcu, o co panu chodzi, albo wy­świadczy mi pan tę grzeczność i odejdzie.- Jeśli nie zażądasz od niej, aby mnie prze­prosiła, to moja noga w tym domu już więcej nie postanie - płacze, zamyka się w swoim pokoju, nie chce jeść, grozi pani Leonor.- Ukrzyżować mojego przyszłego wnuczka! Żeby nie wiem jak bardzo była zdenerwowana z powodu swego stanu, to nie myśl, że puszczę jej płazem takie chamstwo.- Jestem poddawany naciskom, którym bardzo trudno jest się oprzeć - gasi cygaro w popiel­niczce, rozgniata je, robi zatroskaną minę Wa­leczny.- Gospodynie, ojcowie, szkoły, instytucje kulturalne, kościoły wszelkiej maści, nawet wie­dźmy i znachorzy.Jestem tylko człowiekiem i mo­ja wytrzymałość ma swoje granice.- Co to za mętlik - uśmiecha się widząc roz­pływającą się ostatnią chmurkę dymu Pantaleon Pantoja.- Nie rozumiem ani słowa, proszę mówić jaśniej i od razu przystąpić do rzeczy.- Miasto żąda ode mnie, abym okrył Pantiland hańbą, a pana zrujnował - streszcza się szczerząc zęby Waleczny.- Czy pan nie zdawał sobie spra­wy, że Iquitos to miasto o zdeprawowanym sercu, ale purytańskiej fasadzie? Służba Wizytantek to skandal, który tylko człowiek tak postępowy i no­woczesny jak ja może zaakceptować.Pozostała część miasta jest przerażona całą tą sprawą i, mówiąc bez ogródek, chce, bym pana zniszczył.- Zniszczyć mnie? - poważnieje Pantaleon Pantoja.- Mnie? Zniszczyć służbę Wizytantek?- W całej Amazonii nie ma czegoś aż tak so­lidnego, czego Głos Walecznego nie byłby w sta­nie zrównać z ziemią - pstryka palcami, parska: nadyma się Waleczny.- Bez wstydliwej skromno­ści, jeżeli ja wezmę pana na muszkę, Służba Wizytantek nie przetrwa tygodnia, a pan będzie mu­siał zwiewać z Iquitos, i to natychmiast.Taka jest smutna rzeczywistość, mój przyjacielu.- A więc przyszedł pan grozić - prostuje się Pantaleon.Pantoja.- Nic z tych rzeczy, wprost przeciwnie - od­piera widma, łapie się za serce niczym tenor, przelicza niewidzialne banknoty Waleczny.- Do tej pory wytrzymywałem naciski, bo pasjonuje mnie duch walki, jak również kierowałem się kwestią pewnych zasad.Ale w przyszłości, w zwią­zku z tym, że ja też muszę żyć, a powietrzem żyć się nie da, będę je wytrzymywać za małym wyna­grodzeniem.Nie wydaje się to panu rozsądne?- A więc przyszedł mnie pan szantażować - wstaje, blednie, przewraca dokumenty, biegnie do schodków Pantaleon Pantoja.- Pomóc przyszedłem, człowieku, proszę się tyl­ko zapytać, a dowie się pan o huraganowej sile mojej audycji - napręża mięśnie, wstaje, prze­chadza się, gestykuluje Waleczny.- Obala sę­dziów, podprefektów, rozbija małżeństwa, co za­atakuje, rozpada się.Za parę nędznych solów jestem gotów bronić przez radio Służby Wizytan-tek i jej mózgu.Wydać w pańskiej obronie, panie Pantoja, wielką bitwę.- Niech mnie lepiej przeprosi ta stara wiedź­ma, która się nie zna na żartach - tłucze filiżan­ki, rzuca się na łóżko, drapie Pantaleona, płacze Pochita.- Ty i ona doprowadzicie do tego, że ze zdenerwowania stracę dzidziusia.Ty myślisz, idioto, że powiedziałam jej to na poważnie? Ja tak sobie powiedziałam, żartowałam.- Sinforoso! Palomino! - klaszcze, krzyczy Pantaleon Pantoja.- Pielęgniarz!- Co panu jest, proszę się tylko nie denerwo­wać, proszę się uspokoić - staje w miejscu, ci­chnie, rozgląda się zaalarmowany Waleczny.- Nie musi mi pan udzielać natychmiastowej odpo­wiedzi.Proszę się poradzić, sprawdzić, kim jestem, i podyskutujemy w przyszłym tygodniu.- Wyrzućcie stąd tego chama i wykąpcie w rzece - rozkazuje wbiegającym na schodki ludziom Pantaleon Pantoja.- I nie wpuszczajcie już więcej tego typa do centrum logistycznego.- Słuchaj pan, nie popełniaj pan samobójstwa, niech się pan nie wygłupia, ja jestem w Iquitos nadczłowiekiem - wywija rękami, odpycha, bro­ni się, ślizga, oddala, znika, wpada do wody Wa­leczny.- Puść mnie! Ręce precz! Co to znaczy, słuchaj pan, będzie pan mocno żałować, panie Pantoja, przyszedłem panu pomóc.Ja jestem pa­na przyj acieeee!- To wielki cham, zgoda, ale nawet kamienie słuchają jego programu - przegląda porzuconą gazetę na stoliku „Lucho's Bar” porucznik Bacacorzo.- Oby ten prysznic w Itaya nie przysporzył panu problemów, panie kapitanie.- Wolę mieć problemy niż ulec brudnemu szan­tażowi - tytuł, który pyta: Czy wiecie, kim jest i co robi Yacuruna, zaciekawia kapitana Panto­ja.- Złożyłem raport Tygrysowi Collazos i jestem pewien, że on zrozumie.Raczej martwi mnie coś innego, Bacacorzo.- Dziesięć tysięcy usług, panie kapitanie? - Książę czy demon wód, sprowadzający wiry albo niebezpieczne miejsca na rzekach, można przeczy­tać między palcami porucznika Bacacorzo.- Co? Przy letnim upale doszły do piętnastu tysięcy?- Plotki - Jeździ na kajmanach lub na grzbie­cie gigantycznych boa, głosi ilustracja, nad którą pochylił głowę kapitan Pantoja.- Czy to prawda, że jest ich tak dużo? Tu, w Iquitos [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •