[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedział, że pożyczą mu tyle ekwipunku, ile będzie potrzebował.Wyruszę jutro, postanowił.Jeden po drugim członkowie kręgu odeszli cichaczem w zarośla, pozostawiając Duna i Webba na brzegu sadzawki.To głupie, Webb, nadał Dun.Możliwe.Słuchali śpiewu ptaków.Garik znajdował się na południu, o dzień drogi od miejsca spotkania, kiedy nadszedł telem od Suffeków.Usłyszał go i pojechał do Singera, który był przywiązany do grzbietu klaczy.Singer dotrzymał słowa i nie ruszył się nawet o krok.Ojciec musiał owinąć grubo syna w samodział i przewiesić przez ramię by zanieść go do konia.- Mam nadzieję, że jesteś zadowolony z siebie - warknął bóg Szandów.- Webb sam wyruszył po Pas Samotności.Singer skinął obojętnie głową.- To wszystko, co masz mi do powiedzenia?Tamten ziewnął.- Tak.Garik ścisnął piętami boki konia i wrócił znów na czoło jadących, wściekły i zawiedziony, że nie udało mu się porozumieć z Singerem.Uparty jak Judyta.Czasami bóg Szandów potrzebował kogoś, z kim mógłby porozmawiać, teraz nadeszła taka chwila, lecz Dżenna nigdy nie miała nic do powiedzenia o Singerze, a dziewczyna z Karli, choć przyjaźnie nastawiona myślała tylko o Arinie.Garik zaczai żałować, że nie odwołał młodszego syna do domu.Zastanawiał się, gdzie teraz jest.Callan kucnął przy martwym koniu.- Zajeżdżony na śmierć - osądził.- Padł mniej niż godzinę temu.Jeszcze ciepły.Bowdeenowi wdychającemu zapach trawy i niskich krzewów wydawało się, że jego suba bardziej interesują oznakowania na siodle niż sama padlina.Callan mruknął coś pod nosem.Znajdowali się o pół mili od rzeki, na której drugim brzegu leżała mrikańska osada Filsberg, składająca się z dwóch szeregów chat stojących wzdłuż jedynej ulicy, czegoś w rodzaju placówki handlowej i głównych baraków północnej dywizji.Dla Bowdeena oznaczało to powrót do domu.Sidele wykonywała teraz swe zwykłe czynności, wróżąc i stosując różne sztuczki.Zawsze dobrze zarabiała w Filsbergu, gdyż byli tam żołnierze i uliczne dziewczyny, które chciały, by im powiedziano, że spotkają dobrego cudzoziemca, dożyją stu lat i umrą bogate.Coraz więcej myślał teraz o Sidele jako o antidotum na nikczemną rzeczywistość odławiania.Zastanawiał się, jak do niej wrócić.Gdyby tylko udało mu się uwolnić od Callana a potem wynająć łódź.Mógłby to zrobić, gdyż nie dostanie więcej pieniędzy.Zarobili dzisiaj plik kredytek - upolowali ponad połowę patetycznych resztek coweńskiego oddziału, on sam złowił pięciu.Nie wymagało to wielkiego wysiłku; Karliowie byli zbyt głodni, zmęczeni i wyczerpani, żeby stawiać poważniejszy opór.postało ich tak niewielu: wzmocniło to narastające w Bowdeenie przekonanie, iż nie mieli do czynienia z głównymi karliańskimi siłami, lecz z dywersją.Jeśli tak się rzeczy miały, ktoś gdzieś dostanie porządne lanie i to szybko.Nie zamierzał powiedzieć o tym Callanowi, gdyż i tak coraz trudniej było utrzymać go w ryzach.Tak czy owak, jeśli nawet Karliowie dali mu w kość, to przecież los uśmiechnął się do niego, Miał w kieszeni pięćdziesiąt kredytek, dostatecznie dużo, by nie przejmować się utratą następnych dziesięciu za Arina.Martwiło to Callana znacznie bardziej niż samego Bowdeena.- To był jego koń- oświadczył sub.- On tu był.- Skąd wiesz?- Wiem.Komendant uważnie przyjrzał się ziemi.Callan miał obsesję na punkcie szandyjskiego władcy.Arin zniknął, a sub zachowywał się jak głodna łasica, która nie mogła ukraść kurcząt.- Jestem pewny, że to on, komendancie.Chcę go mieć.Bowdeen pokręcił głową z niesmakiem.- W porządku.Mogę go dostać.- Gdzie? Oni się rozdzielili.- Mogę go dostać.Oczywiście, teraz będziemy musieli gonić go tylko we dwóch.Nie możemy czekać na resztę kompanii.- Dobrze.- Callan wstał, gotów do drogi.- To znaczy, że nie będzie nas przez jakiś czas, subie.Wcale mnie to nie martwi; tak jak ja to widzę, byliśmy bez pracy przez cały rok.- Tak - skinął głową Callan.- Tylko my dwaj.- Led odprowadzi pozostałych do Lorl, wszystkie kompanie.Zresztą i tak nie możemy zarobić więcej pieniędzy.- Moje rozkazy pokryją to - rzekł Callan.Bowdeen obrzucił go niechętnym spojrzeniem.- Chciałbym kiedyś zobaczyć te rozkazy, subie.Chciałbym wiedzieć, kto poza mną wydaje ci rozkazy.Callan nie odpowiedział.- I stawka idzie w górę, subie.Moje zniknięcie jest więcej warte niż dziesięć kredytek.- Piętnaście, jeśli go znajdziesz - odparł Callan.- Dwadzieścia, jeżeli go zabijesz.Bowdeen nie ruszył się.- Dziesięć teraz.- Dobrze, dziesięć teraz, ale ruszajmy w drogę.- Callas szukał czegoś przy siodle.- Nie wiemy nawet, gdzie zacząć.- Oczywiście, że wiemy.- Komendant wskazał na ziemię u swych stóp.- Tam, tam i tam.Teraz i Callan zobaczył na bladozielonej trawie szereg kropek o barwie rdzy.Ślad prowadził w stronę rzeki.- On krwawi - osądził Bowdeen.- Może niezbyt groźnie, ale jest zbyt wyczerpany, żeby logicznie myśleć.Wyprowadził mnie w pole ostatniej zimy, robił to przez czas.- Komendant otrzepał ręce z kurzu i wstał.- Ten mofo jest teraz za rzeką i wiem, gdzie możemy dostać łódź.Callan wytrzeszczył oczy.- W Filsbergu?- Właśnie tam.Aż dziwne, że wszystko tak dobrze ułożyło.- Nie zrobiłby tego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •