[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale wątpliwości zrodziły we mnie nowe pomysły.I tylko dlatego, że chciałem zre-alizować cały plan działania, odbyłem szybki spacer po Wzgórzu Zwiętego Krzysztofa,a następnie wszedłem do kościoła Zwiętego Franciszka, którego kamienne mury przy-37 brały o zachodzie barwę złota.Potem poprosiłem Franza, żeby zabrał z hotelu mojątorbę podróżną i czekał na mnie trzy godziny pózniej przed wyjściem z kina Rex, gdziechciałem obejrzeć Amadeusza.Poprosiłem go również, by przekazał Elenie, że na ja-kieś trzy dni znikniemy.Tylko tyle.Było to wbrew ustalonym zasadom, bo Elena po-winna była znać w każdej chwili moje aktualne miejsce pobytu, ale trudno.Nic nikomunie mówiąc, dopóki to możliwe, zamierzaliśmy z Franzem jechać do Concepción pocią-giem odchodzącym o jedenastej w nocy. Samospalenie przed katedrąPomysł ten przyszedł nam do głowy niespodziewanie, aczkolwiek miał pewne racjo-nalne uzasadnienie.Uważałem pociąg za najbezpieczniejszy środek lokomocji, jakimmożna poruszać się po Chile, bo nie jest się narażonym na kontrole jak na lotniskachczy drogach.Poza tym dzięki temu przynajmniej jakoś wykorzystywało się noc, w mie-ście kompletnie zmarnowaną przez godzinę policyjną.Franz nie był do tego pomysłuspecjalnie przekonany, wiedział bowiem, że pociągi są jednocześnie środkiem lokomo-cji najlepiej strzeżonym.Mimo to utrzymywałem, że właśnie dlatego  najbezpiecz-niejszym.%7ładnemu policjantowi nie wpadnie przecież do głowy, że jakiś konspiratorwsiądzie do strzeżonego pociągu.Franz uważał, że przeciwnie: policja świetnie wie, iżkonspiratorzy podróżują pociągami, przekonani, że najbezpieczniej tam, gdzie najbar-dziej pilnują.Uważał poza tym, że przedstawiciel poważnej agencji reklamowej, prowa-dzący na szeroką skalę interesy w Europie, przywykł może do wygodnych pociągów eu-ropejskich, ale nie do nędznych wagonów jeżdżących po chilijskiej prowincji.Przekonałgo wreszcie argument, że lot do Concepción nie jest najlepszym rozwiązaniem, jeślichcemy zdążyć na umówione spotkania, i zrealizować cały plan pracy, bo nigdy nie wia-domo, czy mgła nie uniemożliwi lądowania.A tak naprawdę, to mówiąc między nami,po prostu absolutnie wolałem pociąg ze względu na paniczny, nieuleczalny lęk przed la-taniem.I tak o jedenastej w nocy wsiedliśmy do pociągu na Dworcu Centralnym, któregożelazna konstrukcja odznacza się tą samą niepojętą pięknością co wieża Eiffela, i uloko-waliśmy się w czystym i wygodnym przedziale wagonu sypialnego.Umierałem z gło-du, bo od śniadania nie miałem nic w ustach poza dwoma czekoladowymi batonikamikupionymi w kinie, które zjadłem gdy młody Mozart popisywał się serią akrobatycz-nych podskoków przed obliczem austriackiego cesarza.Konduktor poinformował nas,że możemy coś zjeść wyłącznie w wagonie restauracyjnym, a że z naszego nie da siędo niego przejść, bo takie są przepisy, radzi udać się tam, zanim pociąg ruszy, najeśćsię i wrócić do naszego przedziału po godzinie, podczas postoju pociągu w Rancagua.Tak też uczyniliśmy, i to biegiem, bo właśnie oznajmiono godzinę policyjną i konduk-torzy poganiali nas okrzykami:  Panowie prędzej, prędzej, łamiemy przepisy!.Jedynie39 stróżów porządku w Rancagua  zaspanych i konających z zimna  guzik obchodzi-ło, że w sposób nieunikniony i powszechnie akceptowany narusza się prawa stanu wo-jennego.Była to skuta lodem pusta stacja skryta w baśniowej mgle.Nigdzie żywego ducha.Zupełnie jak w filmach wojennych pokazujących transporty do obozów zagłady.Niespodziewanie, kiedy konduktorzy poganiali nas, żebyśmy szybciej wsiadali, z wa-gonu restauracyjnego pędem wybiegł kelner w klasycznej białej marynarce, dzierżącw ręku talerz z górą ryżu i sadzonym jajem pośrodku.Przebiegł pięćdziesiąt metrówz niebywałą prędkością, utrzymując jakimś cudem talerz, i podał go przez okno ostat-niego wagonu komuś, kto pewnie sowicie za to zapłacił; zanim dobrnęliśmy do naszegoprzedziału, kelner zdążył już wrócić do wagonu restauracyjnego.Przejechaliśmy te prawie pięćset kilometrów dzielących Santiago od Concepciónw niemal całkowitej ciszy, jak gdyby godzina policyjna obowiązywała nie tylko pasa-żerów tego somnambulicznego pociągu, ale wręcz wszystkie żywe istoty.Od czasu doczasu wychylałem się przez okno, ale we mgle udawało mi się dojrzeć jedynie pustestacyjki, puste pola, pustą bezkresną noc w jakiejś bezludnej krainie.Jedynym dowo-dem ludzkiej obecności na tej ziemi były niekończące się Ogrodzenia z drutu kolcza-stego, ciągnące się wzdłuż torów  a za nimi pustka: ani ludzi, ani kwiatów, ani zwie-rząt, nic.Przypomniałem sobie Nerudę: Wszędzie chleb, ryż albo jabłka; a w Chiledruty, druty, druty.O siódmej rano, kiedy zabrakło już i ziemi, i drutu, dojechaliśmy doConcepción.Ustalając nasze dalsze poczynania, postanowiliśmy w pierwszej kolejności zgolić za-rost.Nie przypuszczałem, że będą z tym jakieś problemy.Wprawdzie chętnie skorzystał-bym z pretekstu, żeby ponownie zapuścić brodę, ale dla każdego policjanta wyglądali-śmy na parę zbiegów, w dodatku w mieście, które w świadomości każdego Chilijczykajest widownią poważnych rozruchów na tle społecznym.To tu właśnie w latach siedem-dziesiątych zrodził się ruch studencki, to tu Salvador Allende znalazł decydujące popar-cie w wyborach, to tu wreszcie prezydent Gabriel Gonzalez Videla w 1946 roku zasto-sował krwawe represje, krótko przed wybudowaniem obozu koncentracyjnego w Pisa-gua, gdzie w sztuce zadawania śmierci i zaprowadzania terroru ćwiczył się młody oficernazwiskiem Augusto Pinochet [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl
  •