[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeszcze niewiesz, do czego są zdolni?Był zdziwiony.- To było niesłuszne.złe, ale nie znaczy.- Znaczy - ucięła.Usiadł naprzeciwko niej na krześle, z którego wstał Marek.- Właśnie tego potrzebowaliśmy.To by wszystko naprawiło.- Spu-ścił oczy, zacisnął rękę na nadgarstku i wymamrotał: - Chodzi o medycy-nę.Nie chcę robić nic innego.Naprawdę.Jeśli nie będę mógł.- Co, chcesz umrzeć? - spytała ze złością.134- Nie.- Zaskoczyło go, \e powiedziała coś takiego.Nie wiedział, jakpowinien skończyć to zdanie.- Ale ty chyba nie lubisz bardziej ode mnietej ciągłej tułaczki.A ja się starałem, ale.to straszne, \e tak mogłobybyć zawsze, prawda?Westchnęła, znowu ukryła twarz w dłoniach, na chwilę osłabła.- Wiem.Zaczekał.- Czy był.no wiesz, szalony, jak mówią? Przypomniała sobie tobrzemię strachu.- Trochę.- Słuchaj - podjął ośmielony.- Mogłabyś się gdzieś ukryć, a ja z ni-mi porozmawiam.Gdyby więc coś poszło nie tak, byłabyś bezpieczna.- Miej\e trochę rozumu - rzekła znowu szyderczo, choć z ulgą, bowiedziała, \e to zły pomysł.- Myślisz, \e obiecają ci wolność i ułaska-wienie? A gdyby nawet, mogliby nie dotrzymać słowa.Bo niby dlaczegomieliby dotrzymać?- A dlaczego nie? Nic nie stracą.- Zabito czterech rzymskich \ołnierzy.Niewa\ne dlaczego! Nie za-łatwimy tego w bezpieczny sposób.Chcesz nas wydać w ich ręce i miećnadzieję, \e wszystko dobrze się uło\y! To są Rzymianie, mogą robić, cochcą!- Nie mo\esz tak mówić.Jakbyśmy my nie byli Rzymianami.Spojrzała na niego wzburzona.- Rzymianie nie giną na krzy\u.I nie.Przez chwilę czekał, bo myślał, \e powie coś o czasach, kiedy bylirozdzieleni, ale zamilkła.- Ale przecie\ nie ma większej ró\nicy.No bo kim jesteśmy? Bry-tami.Celtami.Nikim.nie przynale\ymy do nikogo - powiedziała nie-pewnie.- No tak, nie jesteśmy wolnymi obywatelami, ale nasz ojciec był.Iojciec naszej matki.Jeśli sięgniemy w naszą przeszłość, gdzieś znajdzie-my Rzymianina.- Co za ró\nica? Nic nam po tym.- No a gdybyśmy zostali wyzwoleni, kim byśmy się stali?W jej spojrzeniu pojawił się prawie strach.- Nie Rzymianami.Ja - nigdy.- Ale gdybyś miała dzieci, toby były - naciskał.135Skrzywiła się boleśnie.- Nie sądzę, \ebym miała dzieci.I nikt nie da nam wolności więk-szej ni\ ta.- No ju\ dobrze - rzekł.Rozdra\niło go to \ałosne zdanie.A jednakrezygnacja z takiej szansy wydawała mu się głupia - prawie nienaturalna.Trochę zapomniał, \e ustąpił.- Na zawsze zapamiętamy, \e mogliśmy to zrobić.A za dwadzieścialat, kiedy ciągle tu będziemy albo w podobnym miejscu, zdamy sobiesprawę, \e mogło być inaczej.- Mo\e przywykniemy - powiedziała biedna Una, myśląc o nudnymwró\eniu i trudnych zdaniach z ksią\ki.Potem nieufnie zmru\yła oczy.-Sulien.?- Dobrze - rzekł.- Zostań, a ja pójdę i z kimś się skontaktuję.Poderwała się przera\ona.- Powiedziałam, \e nie mo\esz!- Nie, wszystko będzie w porządku.Nie powiem im o tobie.Ale jakzdobędę pieniądze, ty te\ dobrze na tym wyjdziesz, nawet jeśli będę mu-siał spłacić twoich właścicieli.A jeśli coś pójdzie nie tak, choć nie sądzę,zostanie ci ten stragan.- Nie potrafił sobie wyobrazić, \e będzie pojmanyi ukrzy\owany, nie mógł się otrząsnąć z wra\enia, \e los wyczarował dlanich biednego szalonego Marka Nowiusza specjalnie po to, \eby dostalinagrodę za odesłanie go do domu.- Nie! - Potem niemal się roześmiała z wielką ulgą i dodała: - śartu-jesz.Chcesz mnie nastraszyć, \ebym z tobą poszła.Dopóki tego nie powiedziała, tak było naprawdę.Sulien spojrzał nanią wilkiem.- Nie.Pójdę.Słuchaj, musisz się przeze mnie ukrywać.Spróbuję tojakoś naprawić.- Tak, ale dzięki mnie \yjesz! I cię\ko się przy tym napracowałam!A teraz chcesz do nich iść, \eby umrzeć!- Nie umrę.- Umrzesz! - rzuciła oskar\ycielsko.- Wszystko robisz nie tak.Niewiesz, jak zmuszać ludzi, \eby robili to, co chcesz.Kiedy ju\ o tym pomyślała, nabrała przekonania, \e jeśli mo\na jakośdonieść na Marka Nowiusza, spadnie to na nią.Chodziło te\ o to, co po-wiedział o dzieciach.Wierzyła, \e nie mogłaby mieć dzieci, bo zdawała136sobie sprawę, \e nie zniesie mał\eństwa.Ale Sulien będzie chciał miećprzyjaciół, dziewczyny i, tak, pewnego dnia równie\ \onę.Był wykształ-conym mę\czyzną i jeśli zdołają się ukrywać wystarczająco długo, za-pewne zdobędzie to wszystko.Wydawało się jej, \e potrafi przewidziećwłasną przyszłość, i reszta jej \ycia miała upłynąć pomiędzy tymi zasło-nami, w samotności.Nie \eby nie pragnęła otwartej przestrzeni i pienię-dzy, dzięki którym stałaby się silniejsza, a ksią\ki sprawiałyby jej mniej-szy problem.Przynajmniej tak mo\na by to wszystko osiągnąć.I kiedy znowu usiłował wybrać się bez niej, powiedziała:- Lepiej będzie, jeśli ja z nimi porozmawiam.O mnie nie wiedzą.Parę ulic dalej znajdowała się karczma, w której na brązowych opar-ciach sof wisiały daldictory.Una skuliła się w kącie ciepłego pomiesz-czenia i wbijając twardy wzrok w Suliena, wybrała numer i szepnęła dosłuchawki:- Wiem, gdzie on jest, i chcę porozmawiać z kimś o nagrodzie.- Dobrze - rzekł znudzony do jej ucha.- Gdzie go pani rzekomo wi-działa?- Naprawdę go widziałam.Ale na razie nie chcę wam mówić, gdziejest, chcę pomówić o nagrodzie.Pieniądze to za mało.Chcemy czegoświęcej.Połączenie zostało przerwane.Una otworzyła usta z oburzenia.Teraz, gdy ju\ zaczęli działać, Sulien się niepokoił.Kiedy weszli dogospody, Una przestała go ganić za głupotę, a on zaczął czuć to co ona,\e ryzykują wszystko.- No, skoro w ogóle nie chcą z tobą gadać.Ale ona ju\ wystukiwa-ła numer.- Pogadają, nic się nie bój.Tym razem odebrała jakaś kobieta.- Właśnie rozmawiałam z kimś innym, kto rzucił słuchawkę - zaczę-ła Una rozkazująco.- To było głupie.Wiem, gdzie jest Marek Nowiusz,ale nie powiem, dopóki ktoś nie zagwarantuje mi ułaskawienia za.zacoś.- W miarę mówienia traciła spokój i nawet zaczęła się trochę jąkać.137Sulien usłyszał szczebioczące w daldictorze wysokie pytające tony, aUna odpowiedziała: - Nie, dla.dla kogoś, kto nie zrobił nic złego.Po-wiedz, czy to mo\liwe, a ja powiem, o kogo chodzi.I chcę się upewnić,\e nie zostanie znowu.albo, albo sprzedany.Nie zaryzykowałaby rozmowy z wigilami twarzą w twarz, ale terazpo\ałowała tak\e, \e rozmawia przez daldictor.Ta operatorka mogła sięznajdować wiele mil stąd.Una nie potrafiła odgadnąć niczego z wyjąt-kiem tego, co wywnioskowała z jej obojętnego tonu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Menu
- Index
- IGRZYSKA MIERCI 01 Igrzyska mierci
- Michael Judith cieżki kłamstwa 01 cieżki kłamstwa
- Collins Suzanne Igrzyska mierci 01 Igrzyska mierci
- Stuart Anne Czarny lod 01 Czarny lod
- Howatch Susan Bogaci sš różni 01 Bogaci sš różni
- Roberts Nora Marzenia 01 Smiale marzenia
- Flawiusz Wojna Zydowska
- Dominik Myrcik Na krawedzi prawdy
- Agata Christie Spotkanie w Bagdadzie (2)
- brown frideric mózg
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- osy.pev.pl